szpak80 szpak80
390
BLOG

Przyszły as Scotland Yardu wyrusza na śledztwo do Polski...

szpak80 szpak80 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Wykrycie w Anglii w pierwszej połowie 1934 r. afery, polegającej na fałszowaniu papierów wartościowych, której nici zaprowadziły Scotland Yard do Polski, wiązano w doniesieniach prasowych z głośną finansową i polityczną (lewica i masoneria) aferą Stawiskiego we Francji, której pokłosiem była śmierć co najmniej 34 osób, w tym prawicowych demonstrantów, którzy 6 lutego 1934 r., po ujawnieniu afery, wyszli na ulice Paryża.

Przyszły ad Scotland Yardu wyrusza na śledztwo do Polski..

W związku z aferą we Francji, Scotland Yard miał na giełdzie londyńskiej zacząć bliżej przyglądać się ludziom, o których wiedział, że "byli agentami Stawiskiego" w Londynie. To właśnie w związku z tą operacją śledczy trafić mieli na szajkę fałszerzy papierów wartościowych rozprowadzających podrobione papiery na londyńskiej giełdzie. Wśród podrobionych dokumentów wymieniano w pierwszych doniesieniach obligacje 7-procentowej polskiej pożyczki stabilizacyjnej (oszustwo na sumę 50 tys. funtów), akcje Lena-Goldfields, brytyjskie bony państwowe i znaczki opłat stemplowych i ubezpieczeniowych oraz banknoty dolarowe i frankowe. Fałszywe papiery trafiać miały także do Stanów Zjednoczonych. Relacje ze śledztwa i procesu w dalszej części dotyczyć będą już wyłącznie sprawy fałszerstw angielskich znaczków ubezpieczeń socjalnych i to do tego stopnia iż w relacjach stawiane będą pytania o to, "dlaczego wcześniej kłamliwie informowano o fałszowaniu 7-procentowych obligacji polskich". Nie będzie również mowy o innych wymienianych pierwotnie fałszywkach. Powodów można się jedynie domyślać, być może sprawę pozostałych wyciszono ze względu na dobro poszkodowanych - publiczne rozprawianie o podrobionych akcjach notowanych przedsiębiorstw, czy obligacjach państwowych z pewnością nie jest tym, czego by sobie poszkodowany życzył. Informacje o sfałszowanych znaczkach ubezpieczeń brzmią jednak zupełnie inaczej niż o papierach wartościowych konkretnych emitentów. Być może przyczyny były jeszcze inne i starano się upiec kilka pieczeni (poza pieczenią z gangu fałszerzy, pieczeń na tle konkurencyjnym - skierowanie uwagi inwestorów i ich pieniędzy na papiery brytyjskie raczej, niż cudze) np. w odniesieniu do polskich obligacji, z opracowania sejmowego opisującego ich historię, dowiedzieć się można, że po kryzysie 1929 r. rynki zagraniczne zamknęły się na nie prawie całkowicie. Wzmiankowana 7-procentowa pożyczka stabilizacyjna to naprawdopodobniej ta z 1927 roku zabezpieczona dochodami brutto z ceł - "przy czym wpłacane były one w Banku Polskim na rachunek agentów fiskalnych pożyczki, którymi były Bankers Trust Co. oraz Chase National Bank, New York, bez których zezwolenia rząd nie miał prawa sum tych podnosić oraz nimi dysponować".
Pojawienie się w relacjach informacji o sfałszowanych polskich papierach mogło mieć też zupełnie "prozaiczną" przyczynę - chęć skłonienia polskich władz i za ich pośrednictwem śledczych, do aktywnego zaangażowania się w poszukiwanie fałszerzy brytyjskich znaczków ubezpieczeń społecznych. Wydaje się jednak, że skoro informowano jednocześnie o podrobionych brytyjskich bonach państwowych to chęć wyciszenia informacji uderzających w poszkodowanych jest najbardziej prawdopodobna, stąd mowa już będzie wyłącznie o znaczkach. Zatrzymanych w Polsce i ściganych później w związku z tą sprawą, będzie znacznie więcej osób, niż stanie wkrótce przed angielskim sądem za fałszerstwa brytyjskich znaczków socjalnych.
Po wykryciu fałszerstw w Londynie, śledztwo w tej sprawie powierzono obiecującemu oficerowi Scotland Yardu Georgeowi Hatherillowi - w czasie II wojny światowej (brytyjskie siły ekspedycyjne w Pol we Francji 1940 r.) zaproponuje on utworzenie specjalnej jednostki śledczej w armii brytyjskiej - Special Investigation Branch (SIB), która nb. działała już ponoć od 1919 r. Hatherill będzie później także szefem London Metropolitan Police, będzie prowadził śledztwa m.in. w sprawie 2 słynnych seryjnych morderców oraz napadu rabunkowego na pociąg (the Great Train Robbery 1963 r.).

W wyniku śledztwa ustalono, że tropy prowadzą do Polski. Niejasny jest udział w całej sprawie konfidenta Scotland Yardu, a przy tym być może współsprawcy przestępstw, kieszonkowca z Polski sprzed I wojny światowej, notowanego i skazywanego za m.in. kradzieże kieszonkowe, po przybyciu do Anglii ok. 1914 r., także tam był 5-krotnie karany za przestępstwa. Podawane było tylko jego imię przed zmianą danych - Lejzor, po tym jak wyjechał do Anglii zmienił nazwisko i od tej pory nazywał się Louis Markham. To on pojechał do Polski, prawdopodobnie aby zorganizować kolejny transport fałszywych znaczków ubezpieczeniowych, który był już nadzorowany przez policję angielską, dzięki czemu aresztowano później w Londynie 3 osoby - uważanego za herszta bandy - Icka Jakuba Nejmarka (Neumark, Naumark, Najmark) oraz Benjamina Turka i Edwarda Popielca - wszyscy z Warszawy. Ustalono także, że mają oni wspólników. Same znaczki przywiezione zostały do Anglii przez Turka i Popielca, Nejmark przezornie dojechał później. Przy zatrzymanych, obserwowanych od momentu przybicia do brzegów Anglii, znaleziono przeszło 600 tysięcy (4602 arkusze) socjalnych znaczków ubezpieczeniowych wartości 44,8 tys. funtów czyli 1 miliona 250 tys. złotych. Zatrzymanych postawiono przed sądem policyjnym, a rozstrzygnięcie sprawy wstrzymano do czasu powrotu wyprawionych w międzyczasie do Polski śledczych. Funkcjonariusze warszawskiego urzędu śledczego przeprowadzili rewizję w domu Nejmarka, gdzie, jak donosiła prasa, trafić miano na dowody świadczące, że rodzina wiedziała o przestępczej działalności Nejmarka, w związku z czym zatrzymano jego krewnych. Siatka miała kontakty także w innych miastach (m.in. w Gdańsku), w ciągu 3 dni polska policja zatrzymała kilkanaście osób, z których 8 trafiło do więzienia. Wykryto także drukarnię fałszerzy (zakład "Merkury"), o której w pierwszych doniesieniach, zapewne dla zmyłki, informowano, że znajduje się poza Warszawą, po czym wkrótce, również w Warszawie odnaleziono miejsca, gdzie wydrukowane wcześniej znaczki perforowano i smarowano klejem.

***

Przyszły ad Scotland Yardu wyrusza na śledztwo do Polski..

Ława przysięgłych angielskiego sądu uznała Nejmarka, Turka i Popielca winnymi zarzucanych im czynów a sąd skazał ich: Nejmarka na 4 lata ciężkiego więzienia, Turka i Popielca na 2 lata więzienia.

Zdaje się, że przyszły as Scotland Yardu nie zaliczył tej akcji do udanych. Choć udało się doprowadzić do skazania w Anglii trzech osób, sprawę trzeba było mocno naciągać, zdaje się również, że jeden z głównych organizatorów, czy jak chciałby Hatherill, główny organizator - Icek Nejmark, mógł się w ogóle wywinąć, a Turka i Popielca skazano za "przechowywanie" sfałszowanych znaczków ubezpieczenia socjalnego. Z powodu niecodziennej działalności konfidenta angielskiej policji śledczej - Lejzora-Louisa - ucierpiał też wizerunek Scotland Yardu nad Wisłą.

Migawki w uzupełnieniu, warte lektury:

Śledztwo w Warszawie: "Na pierwszy rzut oka nic nieujawniono. Policja śledcza wezwała rzeczoznawców, którym polecono zetrzeć górne wartstwy rysunków litograficznych na kamieniach i oto pod spodem natrafiono na ślady rysunków, które dowodzą, że fałszywe znaczki stemplowe były właśnie w tej litografji drukowane. Zdołano też stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że falsyfikaty angielskich znaczków były wyrabiane w litografji "Merkury".

Proces w Londynie: "Według zeznań inspektora, na czele całej bandy fałszerzy znaczków stał Neumark, który w ten sposób wyrasta na głównego oskarżonego. Neumark był już w r. 1912 w Pradze czeskiej skazany jako złodziej kieszonkowy, w latach zaś 1925 i 1926 zamieszany był w sprawę fałszowania akcji towarzystw naftowych. Począwszy od sierpnia, gdy Neumark po raz pierwszy przybył do Anglji, Scotland Yard roztoczył nad nim ścisłą kontrolę. W listopadzie Neumark proponował pewnemu maklerowi giełdowemu, który w istocie był podstawionym przez Scotland Yard konfidentem, puszczenie na giełdzie w Londynie fałszywych papierów wartościowych i dolarów. W toku dalszych pertraktacji okazało się jednak, że fabrykacja tych falsyfikatów byłaby zbyt kosztowna i że jakoby Neumark nie mógł znaleźć dostatecznych na ten cel kapitałów. Wobec tego zajął się on fałszowaniem znaczków ubezpieczeń społecznych i parokrotnie przesyłał te znaczki do Anglji."

I inne:

"Osk. [Icek] Najmark, lat ok. 50, jest handlarzem koni, które przewozi z Gdyni do Hull. Najmark kilkakrotnie już odbywał tę podróż na statkach polskich. Był kilkakrotnie w Londynie i posiada książkę rejestracyjną, wydawaną przez policję londyńską obcokrajowcom, przebywającym w Londynie dłużej, niż 3 miesiące. Najmark w końcu sierpnia ub. roku przewiózł na statku „Lublin" z Gdyni do Hull 36 koni. Osk. [Benjamin] Turek liczy około 45 lat, osk. [Edward] Popielec, sprawiający wrażenie człowieka wytwornego i inteligentnego i podający się za dyrektora T-wa handlowego w Warszawie [dyr. firmy handlującej węglem], liczy lat około 40."

"Mniej więcej przed 2-ma miesiącami ów Luis [Lejzor] przybył do Warszawy wraz z Nejmarkiem, którego poznał w Londynie. Luis namawiał Nejmarka do zawarcia z nim tranzakcji handlowej, podejmując się dostarczyć do Warszawy duży transport aparatów fotograficznych po 4 złote za sztukę. W tym celu Luis zaproponował Nejmarkowi wyszukanie kilku jeszcze wspólników do interesu. Nejmark przyciągnął wtedy [Edwarda] Popielca, którego znał jako gracza toru wyścigowego oraz [Benjamina] Turka. [Edward] Popielec dał Luisowi jako zaliczkę na zakupiony transport aparatów fotograficznych całą gotówkę, będącą w jego posiadaniu, Luis zaś wystawił mu czeki gwarancyjne, które następnie jednak okazały się bez pokrycia. Pieniędzy Luis nie zwrócił, obiecując natomiast przyśpieszyć załatwienie tranzakcji handlowej. Przez cały czas pobytu w Warszawie Luis zamieszkiwał w domu Nejmarka. Nie trzeba dodawać, że tranzakcja z aparatami fotograficznemi była fikcją, gdyż Luis przez cały czas działał w porozumieniu ze Scotland Yardem."

***

??
Luis Markham - d. Lejzor - konfident i prowokator, być może coś więcej
Icek Nejmark - oszust (ale raczej nie sam top)
Benjamin Turek i Edward Popielec - wystawieni kurierzy, przy czym ten drugi dodatkowo okradziony jeszcze przez konfidenta Scotland Yardu, który, jak donoszono pomógł uzyskać kurierom wizę w konsulacie, choć raczej nie Edwardowi Popielcowi, który jak się okaże miał mieć alibi w postaci delegacji z firmy, którą kierował. Benjamin Turek wydaje się "lepiej zorientowany", to on miał wyglądać kilka razy z taksówki, którą podróżowali kurierzy w Londynie. Turek, według zeznań funkcjonariuszy Scotland Yardu, miał sprawdzać czy nie są śledzeni. Choć nie napisano o tym wprost, to fakt, że się zorientował, że ktoś za nimi jedzie był zapewne przyczyną wcześniejszego zatrzymania tej dwójki przez policję angielską. Gdyby tak nie było to oczywistym wydaje się, że śledczy powinni czekać na zgłoszenie się odbiorców.

***

"Podczas dzisiejszej rozprawy wszystkie zeznania, złożone przez ajentów Scotland Yardu, tłumaczone były oskarżonym w żydowskim żargonie. Oskarżeni nie rozumieją bowiem po angielsku. Sprawa przedstawia się w obecnem stadjum dość tajemniczo. Nie ulega wątpliwości, że oskarżeni, którzy nie znali języka i którzy mieli bardzo mało pieniędzy (u wszystkich trzech znaleziono tylko 50 funtów [przyjechali przecież po pieniądze]), posiadali w Anglji wspólników, dotychczas niewykrytych. Według pogłosek główny wspólnik oskarżonych, Anglik, który miał oczekiwać ich w Londynie, zorjentowawszy się, że Scotland Yard śledzi oskarżonych, zdołał w ostatniej chwili umknąć i podobno znajduje się obecnie w Polsce. Istnieje również przypuszczenie, że oskarżeni za pośrednictwem tego Anglika mieli łączność z szeregiem większych firm angielskich, które zatrudniają licznych pracowników i kupują znaczki masowo na większe sumy. Firmy te prawdopodobnie były odbiorcami fałszowanych znaczków, inaczej trudno sobie wyobrazić, dlaczego oskarżeni przywozić mieli do Londynu tego rodzaju falsyfikaty."

"Główni świadkowie oskarżenia, konfidenci policji Markham i Mackay, nie byli wogóle przesłuchani. List firmy warszawskiej, stwierdzający, że Popielec wyjechał do Londynu w sprawach handlowych firmy, nie został dopuszczony, a już prawdziwym skandalem jest to, że sąd nie raczył dostarczyć zaprzysiężonego tłomacza polskiego tak, że na przykład Popielec nie wiele zrozumiał z tego wszystkiego, co się w sądzie działo." (Turek i Nejmark mieli tłumaczy na żargon, o czym dziennikarz nie wspomniał:).

"Ogółem w ciągu trzech dni zatrzymano [w Warszawie] kilkanaście osób, z których jednakże tylko 8 decyzją sędziego śledczego osadzono w więzieniu. Znajduje się między innymi znany na bruku warszawskim hochsztapler Majeran, przezwany w świecie przestępczym "mecenasem" oraz kompan zaginionego w tajemniczy sposób króla potajemnej rulety Wacława Bahra, organizator potajemnych ruletek, Parkiet.
Szczególnie ciekawą przeszłość ma ten ostatni. Kiedyś przed wojną był Parkiet zwykłym złodziejem kieszonkowym, czyli t.zw. "doliniarzem", W latach powojennych zaczął się Parkiet obracać na czarnej giełdzie, gdzie wkrótce stał się ważną figurą. Rewizja przeprowadzona u Parkieta wykryła materjały stwierdzające jego łączność z osobami zatrzymanych w Londynie fałszerzy. Prawodpodobnie jego wpływowe znaczenie na czarnej giełdzie i kontakty, jakie posiadał z kombinatorami czarnej giełdy w rozmaitych miastach zagranicznych, wyzyskali fałszerze przy puszczaniu obligacyj na giełdach."

"Wśród aresztowanych w Warszawie członków bandy znalazł się "król" czanej giełdy i organizator ruletek Parkiet. Okazuje się, że ów Parkiet w swoim czasie był już wmieszany w wielką aferę na tle fałszerstwa koron austrjackich. Było to w okresie, kiedy rząd austrjacki wycofywał część banknotów, które w związku z tem stemplowano. Zorganizowała się wówczas banda oszustów, która stemplowane banknoty sprowadzała do Warszawy i tu w specjalnie założonej "pralni chemicznej" wywabiano stemple i banknoty z powrotem sprowadzano do Wiednia.
Ażeby umożliwić sobie puszczanie w obieg tych banknotów oszuści założyli specjalny bank. Na czele tej bandy stali właśnie Parkiet i aresztowany obecnie Neumark".

W 1926 r. berliński dom bankowy "Birkolm et Comp." złożył doniesienie do warszawskiej policji, że bank ten zakupił za 100 tysięcy dolarów akcyj Tow. "The Lena Goldfields". Akcje te, jak się jednak okazało były sfałszowane. Wszczęte wówczas w tej sprawie dochodzenie stwierdziło, że fałszywe akcje zostały sprzedane bankowi berlińskiemu przez kupca wiedeńskiego Somera i niejakiego Engina, pochodzącego z Kijowa.
Kupców tych aresztowano i wówczas wskazali oni, że fałszywe akcje zostały im dostarczone przez Neumarka i jego spólnika Icka Kormana. Policji wtedy udało się wykryć fabrykę fałszerską, która mieściła się w drukarni Merkury, przy ul. Przejazd 5 w Warszawie.
Jak widać falszerze, zamieszani w wykrytej obecnie aferze od wielu lat dopuszczali się wielkich afer na terenie międzynarodowym."

"Zebrano jeszcze dalsze informacje co do działalności oszustów w Warszawie. Okazuje się, że swego czasu Neumark prowadził wraz z Parkietem do spółki bank w Warszawie. Poza tem Neumark jest właścicielem dużej nieruchomości w Warszawie i nieruchomości w Berlinie."

"Tymczasem w Warszawie toczy się energiczne śledztwo w sprawie pozostałych członków bandy, którzy zostali ujęci w Warszawie. Afera, ujawniona przez Scotland Yard, stanowi bowiem fragment tylko całokształtu sprawy, w której śledztwo prowadzi się obecnie w Warszawie. Kieruje niem sędzia śledczy do spraw szczególnej wagi - Dymitr Przewłocki. W więzieniu pozostają wspólnicy Neumarka i towarzyszy: Józef Majeran, Parkiet Abram, żona Neumarka i współwłaściciele drukarni przy ul. Przejazd: Czapnik i Drabkin. Poza tem władze poszukują brata Majerana, znanego policji aferzysty, podającego się za Majeranda. Ów Majerand, jak wykazuje śledztwo, był główną. sprężyną, obok Neumarka, szajki fałszerzy. Ukrył się on przed pościgiem policji, przypuszczalnie wyjeżdżając zagranicę. Władze śledcze są już w posiadaniu wszystkich nici afery i śledztwo zostanie stosunkowo szybko ukończone."

Przyszły ad Scotland Yardu wyrusza na śledztwo do Polski..

***

 

P.S. Może ktoś orientuje się, skąd wzięło się określenie giełdy w Warszawie mianem "Parkietu"? Jeśli pochodzenie tego określenia jest takie, jak myślę, że jest, to, co do funkcji, przypomina w chazarskim "stylu" wizytę Michnika w kapciach w Pałacu Prezydenckim, w czasach kiedy tę funkcję sprawował tragiczny Bronisław Komorowski.
A przy tym określenie to, jeśli takie jest jego pochodzenie, byłoby jednym ze znaków wskazujących symbolicznie na patologię transformacji.

szpak80
O mnie szpak80

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura