W ciemną październikową noc 1933 roku, do Biblioteki Ordynacji Krasińskich w Warszawie (1844-1944), mieszczącej się wówczas w gmachu ufundowanym przez ostatniego ordynata opiniogórskiego Edwarda Krasińskiego, przy ul. Okólnik 9, włamał się złodziej.
Eklektyczny gmach dla zbiorów bibliotecznych i muzealnych Ordynacji Opinogórskiej Krasińskich powstał w latach 1912–1914. Pierwotnie zbiory udostępniano w tymczasowej czytelni, a wykończony po latach gmach Biblioteki i Muzeum uroczyście przekazano do użytku w grudniu 1930 r.


Jak się okaże podczas kradzieży w 1933 r. do budynku dostał się jeden złodziej. Zgodnie z opracowanym wszcześniej planem, z dachu sąsiedniej kamienicy od ul. Kopernika wszedł na szklany dach biblioteki, po wybiciu/wyjęciu szyby w oknie opuścił się po linie do głównego hallu biblioteki.




Po rabunku złodziej i łup opuścili I piętro Muzeum po linie, po czym sprawca odjechał taksówką, do której wsiadł wraz z czekającą na niego kobietą.
Poinformowano wkrótce, że z sali muzealnej zniknęło 17 wartościowych obrazów olejnych, kolekcja akwareli i strzelba myśliwska Napoleona. Nie były to najcenniesze eksponaty, złodziej tłumaczył się później, że błędnie odczytał rozrysowaną mapkę, a ponadto, gdyby zdecydował się zabrać to, co mu zlecono, nie mógłby się zabrać ze wszystkim za jednym razem, jedną taksówką (wymienił, że miały to być obrazy mistrzów holenderskich i "cenna kolczuga"). Twierdzenia co do wartości zrabowanych przedmiotów bardzo się różniły pierwotnie podawano kwotę 3 mln. złotych (+wartość muzealna), by zakończyć na "około 30 tysiącach" (ta kwota wydaje się znacznie zaniżona). Wskazany przez złodzieja zleceniodawca rabunku - antykwariusz i paser - miał wycenić wartość skradzionych przedmiotów na 60 tysięcy marek. Ze względu na to, iż dzieła były na tyle znane, podobnie jak ich pochodzenie, a wartość wysoka, to podejrzewano, że włamania dokonała międzynarodowa grupa przestępców, z myślą o sprzedaży zrabowanych dzieł za granicą, gdyż w Polsce byłoby to bardzo trudne. Z eksponatów, które zniknęły z muzeum wymieniano:
1) "Pokłon pasterzy" autorstwa Coecke van Aelst,
2) Portret mężczyzny, podpisany mongramami i noszący datę 1524, podejrzewano, że autorstwa Meister von Messkirch,
3) mały portret Fryderyka III z r. 1600,
4) strzelbę myśliwską gen. Krasińskiego, darowaną mu przez Napoleona,
5) kolekcję akwareli, karykatur autorstwa Jakuba Sokołowskiego, przyjaciela Józefa Wawrzyńca hr. Krasińskiego,
6) akwarelę Juliusza Kossaka - Dzieci Adama Krasińskiego na wózku
7) rysunek (piórem i pędzlem) J. Kossaka — hr. Adam Krasiński i Juliusz Kossak w powozie pocztowym.
skradziony "Pokłon pasterzy"

skradziony "Portret mężczyzny"

skradziony "Portret Fryderyka III"

skradziona strzelba myśliwska gen. Krasińskiego, od Napoleona
Po stwierdzeniu kradzieży do akcji przystąpiły służby śledcze, na miejscu znaleziono rozrysowany plan muzeum wraz z oznaczonymi na nim eksponatami, oraz karteczkę z zaszyfrowanym na niej tekstem i kilkoma słowami w języku niemieckim (prawdopodobnie podrzucone dla zmylenia tropów).
"Padło podejrzenie, iż przestępstwa dokonała banda włamywaczów międzynarodowych. Dane te jednak nie znalazły potwierdzenia w toku dalszego dochodzenia. Pierwszą nicią, która skierowała Władze policyjne na trop sprawców, było uzyskanie numeru taksówki, która włamywaczów przywiozła na miejsce i następnie odwiozła. Była to taksówka Nr. 313 . Stąd łatwo już się doszło do osoby szofera Hersza Tulskiego. Ten przyznał się, iż przywiózł kilku osobników na ul. Okólnik. (...) Szofer Tulski wskazał również nazwiska tych, którzy go wynajęli. Byli to: Hersz Kalensztein i Sender Szlamowicz. Ci znów zkolei wskazali na Bernanarda Trzaskę, jako na sprawcę kradzieży. Trzaska przyznał się, tłumacząc, iż działał z polecenia Szymona Feldsteina. Feldstein dał mu narysowany plan Muzeum i wskazał przedmioty, które ma zabrać. Po kradzieży, gdy Trzaska pokazał Feldsteinowi zabrany łup, ten ostatni uznał większość okazów za cenne, co do kilku natomiast karykatur oświadczył, że są bezwartościowe. Trzaska zniszczył wówczas te szkice. Oprócz wymienionych osobników, w kradzieży była zamieszana jeszcze jakaś kobieta, której jednak nie odnaleziono [wiedziano kim jest, to ona zadzwoniła później z informacją o miejscu przechowywania]. Po wyłapaniu sprawców władze śledcze [po kilku dniach] otrzymały wiadomość, iż zrabowane przedmioty są ukryte na placu przy ul. Puławskiej."
No , cóż - dobrze, że strzelba nie była nabita...
Odzyskano wszystkie zrabowane dzieła (zakładam, że dokładnie te same - patrz dalej Feldsztain 1938), z wyjątkiem uznanych rzekomo za bezwartościowe i rzekomo zniszczonych kilkunastu akwareli, nie odnaleziono także listu Napoleona, zniszczonego podobno z tych samych powodów. Choć tłumaczenie było idiotyczne, policja nie szukała już wymienionych eksponatów, nie zatrzymano również znanej z imienia i nazwiska "tajemniczej kobiety", która brała udział w kradzieży. Tak się złożyło, że były to chyba jedyne spośród zrabowanych przedmiotów, które można było stosunkowo łatwo i szybko odsprzedać paserowi bądź zleceniodawcy i taki był pewnie ich dalszy los po opuszczeniu Biblioteki i Muzeum Ordynacji Krasińskich. To, że prac tych nie szukano, zdziwiło także opisujących wówczas tę sprawę, podobnie jak zaniechanie ścigania wspomnianej kobiety. Choć Feldstein był znany policji jako paser (opisywano go również jako zleceniodawcę kradzieży antykwarycznych), to w tym przypadku był być może wrabiany przez Trzaskę (być może z zemsty - do Feldsteina /Feldsztejna/ miała po kradzieży zwrócić się policja w sprawie "konsultacji" odnośnie tego rabunku). Być może Trzaska przypisał mu ważniejszą rolę, niż ten faktycznie spełnił, możliwe również, że nie był to jego pomysł by wskazać tego właśnie pasera. Feldstein, znany w półświatku jako "Ślepy Szymon", miał "sklep antykwaryczny", gdzie handlował antykami, pochodzącymi z różnych żródeł, na czym dorobił się m.in. mieszkania na Nowym Świecie. Zostanie on skazany przez sąd w I instancji, jednak z późniejszego opisu jego uczynków dowiedzieć się można, iż "zdołał się w ostatniej chwili wykręcić z tej sprawy". Dywagując - możliwe, że policja, wiedząc o działalności Feldsztajna, ale nie mając dowodów przeciwko niemu, starała się go usadzić w inny sposób, ale jest też szereg innych możliwości.

Wyroki w tej głośnej sprawie ogłoszono w sierpniu 1934 r. Bernard Trzaska, wcześniej wielokrotnie karany za podobne wyczyny, został skazany na 3 lata więzienia i 3 tys. zł. grzywny. Szymon Feldstein, jako inicjator kradzieży, na 3 lata więzienia i 3 tys. zł. grzywny, obu pozbawiono także praw publicznych na 5 lat. Złodziej-pośrednik Hersz Kalensztein na 2 lata i 1000 zł., taksówkarze Sender Szlamowicz i Hersz Tulski na rok i 500 zł. grzywny (taksówki jako takie, były używane przez Trzaskę również we wcześniejszej o kilka lat sprawie, przy próbie dokonania zemsty na świadkach).
***
Bernard Trzaska, któremu nie był obcy także półświatek sutenerski, miał za sobą całą serię głośnych kradzieży i... wpadek, na tyle głośnych i w tak niecodziennych miejscach i okolicznościach, że można się przez chwilę zastanawiać czy poza tym, że był przestępcą nie był przypadkiem również konfidentem-współpracownikiem policji/służb, wykorzystywanym niekiedy do zadań innej natury. Z "ciekawszych" i intrygujących jednocześnie "dokonań" Trzaski:
1928:
Złodziej w ambasadzie francuskiej. Wczoraj, nad ranem, dyżurujący w bramie ambasady francuskiej, w Al. Ujazdowskich Nr 31. starszy posterunkowy 13-go komisariatu, zauważył złodzieja, który z wielkim tobołem chciał wynieść się niepostrzeżenie przez ogród przy ambasadzie. Schwytanego złodzieja odprowadzono do komisariatu. Okazało się, iż jest to nigdzie niemeldowany Bernard Trzaska, przy którym znaleziono kosztowne futro, 12 srebrnych łyżeczek, aparat fotograficzny oraz kosztowny sztylecik, antyk, do przecinania papieru i rewolwer.
c.d.
Nagrodzony policjant. W nocy z dnia 25-go na 26-y ub. m. włamał się do lokalu Ambasady francuskiej zawodowy złodziej Bernard Trzaska. Dzięki czujności pełniącego wówczas służbę przy zbiegu ul. Pięknej i Alei Ujazdowskich st. posterunkowego Stanisława Deręgowskiego sprawca zuchwałej kradzieży został wraz z łupem schwytany. Jak następnie ustalono w lokalu Ambasady były już przygotowane do wyniesienia, spakowane w tobół, rzeczy wartości około 100 tys. zł.
P. Ambasador Laroche nadesłał za pośrednictwem Komendy Policji dla st. post. Deręgowskiego 200 zł., tytułem nagrody.
1929:
Zamach na mieszkanie p. Dewey'a.
Korzystając z szalejącej burzy i ulewy, włamywacze uplanowali ograbić mieszkanie p. Charles Dewey'a, doradcy finansowego Polski, bawiącego obecnie w Rosji.
Zajmuje on, jak wiadomo, apartamenty w pałacu Michała hr. Sobańskiego przy ul. aleja Ujazdowska 11. Od czasu pamiętnego włamania do ambasady francuskiej w al. Ujazdowskiej 31 w lutym 1927 r., z polecenia komedy głównej policji, wszystkie lokale poselstw, konsulatów oraz mieszkania dyplomatów zagranicznych, dozorowane są przez specjalne posterunki policyjne. Nie wiedzieli widocznie o tem złodzieje, że i apartamentów doradcy finansowego pilnuje policjant, skoro postanowili dokonać tam zamachu. Około godz. 1 m. 30 pełniący służbę w przedpokoju posterunkowy 9-go komisariatu, Machciński, usłyszał podejrzane szmery przy oknie frontowem od strony ogródka. Z zachowaniem wszelkiej ostrożności policjant zbliżył się do okna i przez szparę w okiennicy ujrzał jakiegoś draba, który przy pomocy noża usiłował wyjąć szybę. Wtedy policjant otworzył drzwi, wyszedł na ogródek i trzymając rewolwer w ręku, włamywacza zatrzymał. W tym czasie nadszedł na zmianę drugi policjant, wobec czego ujętego opryszka Machciński odprowadził do 9 komisariatu. Tam okazało się, że jest to 25-letni Bernard Trzaska. Podczas rewizji znaleziono przy nim duży nóż. wycinek jednego z dzienników z opisem włamania do ambasady francuskiej i jego podobiznę. Okazało się, że Trzaska brał udział w nieudanem włamaniu do wspomnianej ambasady wraz ze słynnym bandyta Wiktorem Zielińskim. Wyrokiem sądu Trzaska został skazany na 2 lata więzienia. Dnia 28 czerwca r. b. niebezpieczny włamywacz opuścił mury więzienne i wczoraj w nocy zamierzał spróbować szczęścia. Po osadzeniu włamywacza w osobnej celi w 9 komisariacie pełniący tam służbę klucznik, zauważył przez okienko w drzwiach, że Trzaska targnął się na życie, wieszając się na porwanej swej koszuli, przymocowanej do kraty żelaznej w oknie. Desperata w porę odcięto i uratowano."
"Bezczelny włamywacz wygraża, że po wyjściu z więzienia pójdzie po śladach swego kolegi bandyty Zielińskiego i wówczas krwawo się zemści na tych, którzy go ujęli."
***
Paser Feldsztajn - 1938:
Aresztowanie pasera-lichwiarza-szantażysty. Fabrykował "oryginały" słynnych artystów-malarzy.
Przy ul. Zielnej mieszkał niejaki Szymon Feldsztajn, znany w świecie przestępczym pod przezwiskiem „Ślepy Szymon". Oficjalnie trudnił się on handlem antykami, które skupował na licytacjach. W rzeczywistości prowadził na szeroką skalę handel kradzionymi rzeczami, ze szczególnym uwzględnieniem antyków, zbiorów numizmatycznych, obrazów i t.p. Pochodzące z kradzieży zbiory wysyłał zagranicznym paserom. Po raz pierwszy powinęła mu się noga po głośnej kradzieży w muzeum Krasińskich na ul. Ordynackiej. Feldsztajn liczył na olbrzymie sumy ze sprzedaży skradzionych zbiorów, a zwąchawszy pismo nosem zdołał sprytnie w ostatniej chwili wycofać się z tego niebezpiecznego "interesu". Policja od tego czasu miała pasera na oku. Dyskretne obserwacje ujawniły całokształt działalności bezczelnego pasera. Okazało się, że Feldsztajn trudnił się również sprzedażą fałszowanych obrazów sławnych malarzy. Zaangażował on kilku źle sytuowanych malarzy, polecał im malować kopie słynnych malowideł w naturalnej wielkości, a następnie po dokonaniu specjalnych "postrzających" zabiegów, sprzedawał kopie jako oryginalne płótna. Poza fałszerstwem i paserstwem. Feldsztajn trudnił się lichwą. Najchętniej pożyczał pieniadze urzędnikom i osobom na stanowiskach, znajdującym się chwilowo w kłopotach pieniężnych. Lichwiarz groźbą skarg i awantur, szantażował swoje ofiary. Nadto Feldsztajn bywał często na wyścigach, gdzie wypatrywał niefortunnych graczów. Upewniwszy się, kim jest ofiara totalizatora, lichwiarz pożyczał graczom-urzędnikom pieniądze na dalszą grę. Feldsztajn doprowadził wiele osób do ruiny materialnej, a nawet samobójstwa. Czerpał on ze swego procederu olbrzymie zyski, pozwalające mu na wystawny tryb życia. Miał on przy ul. Nowy Świat drugie, luksusowe, 3-pokojowe mieszkanie, gdzie zainstalował swoją przyjaciółkę. W najbliższym czasie planował widocznie jakąś większą wyprawę na zbiory muzualne, gdyż porozumiewał się ze znanymi, międzynarodowymi złodziejami z Londynu: Bobem Ardenem. Leifem Linakerem i Lvnne Sandlerem, głośnymi z dokonania bezczelnej kradzieży obrazów wartości 100.000 funtów z pałacu jednego z lordów w Londynie.
Dowiedziała się o tym policja i sparaliżowała zamiary pasera osadzając go w więzieniu. W mieszkaniach uniwersalnego przestępcy znaleziono liczną korespondencję z przestępcami paserami całego niemal świata oraz mnóstwo kompromitujących dowodów, notatek, zapisków i t.p.
***
Na zakończenie.
Ze źródeł podręcznych:
"W maju 1941 niemieckie władze okupacyjne włączyły Biblitekę Ordynacji Krasińskich do Staatsbibliothek Warschau, przeznaczając gmach na Okólniku na pomieszczenie zbiorów specjalnych trzech stołecznych bibliotek: Biblioteki Narodowej, Biblioteki Uniwersyteckiej i Biblioteki Ordynacji Krasińskich. Pozostałą część ordynackich zbiorów przemieszczono do gmachów BUW, SGH i do Muzeum Narodowego.
Cenne zbiory złożone na Okólniku w całości, od piwnic po strych, spalili Niemcy 25 października 1944 roku, po kapitulacji Powstania Warszawskiego, wbrew warunkom układu kapitulacji, nakładającym na okupanta obowiązek zachowania dóbr kultury miasta.
Po wojnie ocalałe zbiory przeniesiono do Biblioteki Narodowej. Najliczniejsze z nich były materiały epoki napoleońskiej i powstania listopadowego."
Taka impresja o paserstwie, w oparciu o to, jak to robi się obecnie na Bliskim Wschodzie (by zgubić ślad na Wschodnie Wybrzeże):
Rozmowa dwóch Niemców z Sondereinheit "Kunst", w trakcie operacji "Verleiten", 25 pażdziernika 1944 r., dawna Bilioteka i Muzeum Ordynacji Krasińskich w Warszawie.
- Fritz, palimy to?
- Ja, ja, pewnie, że palimy...
- Hans, ale przecież to Cranach...
- Myślałem, że żartujesz! I zamknij się durniu, bo się zorientują, że jesteśmy pozorantami ze specjalnych rabunkowych Gruppen.
- Sam właśnie wszystko wygadałeś, a tu i tak już nie ma Polaków.
- Ale mogą przecież czytać o nas po latach...
Inne tematy w dziale Kultura