W kwietniu 1920 r. Andrzej Niemojewski (wydawca, publicysta i "wolnomyśliciel-antisemitnik") odbył rozmowę z pewnym włoskim korespondentem, by poniewczasie przeczytać, że w rozmowie tej miał powiedzieć "o planowanym pogromie większym niż inne, ostatnim gigantycznym pogromie" i że będzie to "sposób, w jaki rozwiążemy kwestię żydowską w Polsce". Rozmówca Niemojewskiego opublikował to we włoskiej gazecie Tempo, zostało to zaraz rozpowszechnione w szeregu innych i trafiło również do hagadystycznego periodyku - do jednego z roczników żydowskich, w którym Arturo Cappa, autor słów włożonych w usta Niemojewskiego pozycjonowany został dodatkowo określeniem "signor", co zważywszy na postać było zupełnie nie na miejscu (właściwe słowo - towarzysz, przyniosłoby zapewne więcej szkód niż korzyści, stąd "signor"). Informacja o publikacji Cappy sprawiła, że Niemojewski postanowił się do niej odnieść. Rozpoznał intencje Cappy, ale bardziej intuicyjnie niż w oparciu o wiedzę odnośnie rozmówcy. Otóż Niemojewski rozmawiał nie z żadnym "signorem" a z bolszewikiem, jednym z liderów komunistów włoskich, późniejszym wysłannikiem Kominternu do Egiptu, a w owym - 1920 r., najprawdopodobniej "z misją" w Warszawie.
Niemojewski:
"W dzienniku rzymskim "Il Tempo" z dnia 8 kwietnia niejaki Arturo Cappa pomieścił "Lettere di Varsavia" pod nagłówkiem "La questione ebraica in Polonia". W korespondencji tej ów wędrowny nieuk, który ani jednej gazety warszawskiej przeczytać nie umiał, próbował na podstawie dorywczych rozmówek z Polakami i Żydami dać obraz sprawy żydowskiej w Polsce, przyczym z komiczną powagą umysłowego komiwojażera pozwolił sobie udzielić narodowi naszemu lekcji sprawiedliwości i uczuć humanitarnych. Niestety ze względu na serdeczną przyjaźń, łączącą naród polski z narodem włoskim, pozwoliliśmy temu panu i nas odwiedzić. To właśnie dało mu podstawę do przedstawienia naszej rozmowy w świetle zupełnie fałszywym. Pan Arturo Cappa w końcowym ustępie swej korespondencji powiada. iż nie może bez "oburzenia" wspominać tej rozmowy. Albowiem miał usłyszeć od nas, że "gotujemy pogrom żydowski. Większy od tych, które kiedykolwiek były, ostatni, gigantyczny", i tym pogromem "zakończymy kwestję żydowską w Polsce". Zaś na uwagę pana Arturo Cappa, czy można wyrżnąć piętnaście procent "współobywateli", mieliśmy mu odpowiedzieć, że wojna europejska pochłonęła daleko więcej ofiar. Otóż pan Arturo Cappa nie zrozumiał tego, co usłyszał, albo zrozumiał po żydowsku. Powiedzieliśmy mu mianowicie, że żydzi dopuścili się i dopuszczają względem nas tylu nikczemności, tak nas zdradzali i zdradzają, tak przeciwko nam wszędzie intrygowali i w dalszym ciągu intrygują, iż obawiamy się, że jesteśmy "Przed wojną z żydami", i tej właśnie treści artykuł wstępny pomieściliśmy nawet w Nr. 454 z dnia 5 lipca 1919 roku. Widzieliśmy, do czego żydzi doprowadziłi Rosję. Wcale sobie nie życzymy, aby do tego doprowadzili Polskę. Naturalnie capacitas pana Arturo Cappa nie mogła tego skapować, jak swego czasu ostrzeżeń polskich nie mogli zrozumieć rosyjscy samoubóstwieńcy, jak Rodiczew, Milukow, Gorkij i inni, przez żydów z własnej wypędzeni ojczyzny i traktowani jako "sabotażnaja swołocz". Jeżeli Włochy będą miały więcej takich panów Arturo Cappa. którzy niezawodnie za drogie pieniądze jeżdżą z Rzymu do Warszawy, by bez wszelkich studjów i bez krzty sumienia pisarskiego fabrykować "Lettere di Varsavia", to eksperyment rosyjski może bardzo łatwo powtórzyć się na ziemi włoskiej, a żydzi nietylko zawładną Włochami, ale jeszcze w swych "rozkazach" nazywać ich będą "mobilizowannaja sabotażnaja swołocz". Czy doprawdy niema we Włoszech pisarza, który poinformowałby swój naród uczciwie i umiejętnie o kwestji żydowskiej na wschodzie Europy? Czy badanie źródłowe w tej dziedzinie jest rzeczywiście przez żydów nauce włoskiej wzbronione? Chcemy być dla Włochów prawdziwie po polsku gościnni, ale prosić ich musimy, by nam przysyłać raczyli korespondentów nieco innej miary, niż taki pan Arturo Cappa, inaczej bowiem drzwi nasze będą dla nich zamknięte jako dla żywiołu podejrzanego, gdyż współintrygującego ze zdrajcami naszej ojczyzny."
Pogromszczyk bolszewicki Arturo Cappa to "adwokat i dziennikarz" urodził się w 1895 r. w Pizie (a więc "signor"-towarzysz Cappa /Kaptur/ miał w opisywanym czasie 25 lat), wywodził się z piemonckiej rodziny zaangażowanych waldensów (heretycką sektę waldensów /"ubodzy z Lyonu", wyrzecznie się własności i wszelkich dóbr, życie w ubóstwie/ marksista Kautsky określa jako prakomunistów, dając im pierwszeństwo w protobolszewizmie przed innymi sektami - taborytów, lollardów, anabaptystów/). Dziadek Cappy, syn młynarza, był policjantem przeniesionym z Turynu (ciekawe, bo stało się tak dlatego, że "aresztował kilku bogatych i dobrze urodzonych mieszkańców, którzy mu się postawili"), ostatecznie dziadek po pobycie w Calabrii został komendantem policji w Mediolanie (Guardie di Pubblica Sicurezza). Ojciec Arturo Cappy był lewicowym politykiem - m.in. faszystowskim senatorem, siostra była zaangażowaną waldensistką, współtworzyła futuryzm, była żoną guru futurystów Marinettiego, faszystka. Żoną Arturo Cappy była malarka - Czeszka "from Bohemia" (znowu waldensi), b. żona dyplomaty carskiego w Rzymie, pochodzącą z miejscowości gdzie, według legendy, w drodze do szkoły miał odpoczywać Jan Hus (zmarła w 1923 w Szwajcarii, gdzie leczyła gruźlicę /Leysin, zbiegiem okoliczności w kantonie Vaud - nazwa od waldensów/), wraz z nią Artuto Cappa prowadził dom, w którym zbierali się "intelektualiści" i politycy - wymienia się np. teozofów - Eva Kuhn z mężem po ślubie w świątyni waldensów w Rzymie.
W czasie I wojny światowej Arturo Cappa pojechał ("travelled") do Rosji i dołączył do sił bolszewickich (Bolshevik forces), czy tam mordował? Brak danych. Po powrocie do Włoch kontynuował działalność komunistyczną, był aktywny w kręgu L'Ordine Nuovo w Turynie (Piemont), w tym samym, w którym działali późniejsi przywódcy Partito Comunista d'Italia - np. Gramsci, gdzie m.in. wychwalano rewolucję bolszewicką. Cappa był także redaktorem naczelnym gazety Bandiera Rossa (Czerwony Sztandar). Pisywał też o sztuce, podobnie jak Gramsci, zachwalający rewolucyjny futuryzm, który niszczy "kulturę burżuazyją".
"L’arte e la rivoluzione" - A. Cappa, w L'Ordine Nuovo
"Socialisti–comunisti–unitari" - A. Cappa, w "Bandiera Rossa".
Arturo Cappa został wkrótce regionalnym sekretarzem partii komunistycznej we Włoszech, był też delegatem Kominternu w Egipcie (1923). Później, po znalezieniu u niego materiałów o treści komunistycznej/wywrotowej miał przebywać we Francji (w opisach: "na wygnaniu jako zadeklarowany antyfaszysta"). Zmarł we Włoszech w 1971 r.
***
Jeszcze jedna taka przygoda?! Z 1915 r.?! (data chyba też istotna)
"DO SENATU UNIWERSYTETU W KOPENHADZE.
Wielce Szanowni Panowie Profesorowie!
Jesteście WPanowie w Kopenhadze oficjalnemi przedstawicielami, stróżami i obrońcami prawdy naukowej i niepokalaności jej metod. Wysokiej Waszej siedziby nie sięgną fale namiętności politycznych i zaciekłości partyjnej. Wyżsi nad wszelką małość, surowi i sprawiedliwi, przeczytacie i osądzicie niniejsze moje słowa z właściwym spokojem.
W gazecie kopenhaskiej "Politiken" z dnia 25 i 26 października 1914 roku Kolega WPanów, pan profesor Jerzy Brandes, wydrukował artykuł "Stosunki w Królestwie Polskim", w którym znajduje się taki ustęp: "Wolnomyśliciel Niemojewski napisał książkę, w której podtrzymuje monstrualne kłamstwo, że żydowskie mordy rytualne są faktem, i w tym celu objechał cały kraj z agitacyjnemi odczytami". Wszelako twierdzenie, jakobym napisał taką książkę i miał podobne wykłady, jest właśnie tym, co pan Jerzy Brandes nazwał klamstwem monstrualnym.
Tytuł mej książki brzmi po polsku "Dusza żydowska w zwierciadle Talmudu", książka liczy 188 stron, i nie ma w niej w ogóle ANI JEDNEGO SŁOWA o kwestji tak zwanych żydowskich mordów rytualnych. Odczyty moje były rekapitulacjami tej książki.
Artykuł pana Jerzego Brandesa został przedrukowany w różnych pismach Europy i Ameryki. Wobec tego musiałem pana Jerzego Brandesa pozwać do sądu o oszczerstwo. Tymczasem dochodzi mnie ze sfer prawniczych Kopenhagi uwaga, iż pan Jerzy Brandes może przed sądem uciec się do wymówki, źe otrzymał był o mojej książce złe informacje. Wobec tego muszę stawić sobie pytanie, czy może pisać o KSIĄŻKACH NIECZYTANYCH krytyk literatury, mający tytuł profesora uniwersytetu? Jeżeli źródło jest dla niego niedostępne, wtedy opiera się na autorytecie, wymienia jego dzieło, wydanie i stronę, aby każdy mógł sprawdzić. Tych metod nie trzymał się pan Jerzy Brandes. Gdy go zapytano o materjał, z którego czerpał, odpowiedział, że go spalił, z czego wynika, że autorytet, który go zasilił, był źródłem brudnym, którego niema odwagi wymienić. Skoro otrzymałem pierwszą wiadomość o artykule pana Jerzego Brandesa, natychmiast posłałem mu moją książkę pod opaską rekomendowaną. Miał więc sposobność naprawić swój błąd, jeżeli to był błąd. Ale tego nie uczynił. Gazeta "Politiken" także nie chciała pomieścić sprostowania klamstwa monstrualnego pan Jerzego Brandesa. Wszystko to świadczy, źe mamy tu do czynienia z pobudkami nieszlachetnemi. Pan Jerzy Brandes, który wystąpił w imieniu i w interesie tutejszych żydów talmudycznych, kierował się tendencją, by objektywnego krytyka i znawcę obyczajowego życia i postępowania osiadłych w Polsce czcicieli Talmudu w opinji świata przy pomocy prasy, którą dysponuje, moralnie zamordować. Ale zapomniał, źe prócz prasy niesolidnej istnieją jeszcze uniwersytety i akademje, uprawiające kontrolę naukową i otaczające niegodnych profesorów pogardą.
Ponieważ jesteście WPanowie mężami wiedzy i Kolegami pana Jerzego Brandesa, przeto równocześnie wręczam Wam moją książkę, abyście poznali prawdę i istotny obraz stosunków w Królestwie Polskim. Że zaś powołuję się wszędzie na źródła nienaganne i nigdy nie zagradzam drogi czytelnikowi do dalszych badań, przekonacie się WPanowie, jak pan Jerzy Brandes obraz rzeczywistości przemalował i przedrzeźnił. Jeżeli pozwala sobie na tak monstrualne kłamstwa o KSIĄŻKACH DRUKOWANYCH, czegóż nie zmyślił tam, gdzie kontrola jest trudniejsza! Jako wierny syn Ojczyzny, którą tak bezwstydnie oczernił, zakładam protest i spodziewam się, wielce szanowni i czcigodni Panowie Profesorowie Uniwersytetu w Kopenhadze, że będę przez Was dobrze zrozumiany.
Z wysokim poważaniem
Andrzej Niemojewski.
Warszawa, dnia 1 lipca 1915.
Mokotowska 45.
Egzemplarz książki "Dusza żydowska" pod opaską poleconą."
List powyższy został w tłomaczeniu posłany na ręce rektora uniwersytetu w Kopenhadze. Jeżeli okaże się potrzeba, zostanie rozesłany do wszystkich uniwersytetów i akademji świata."
***
[Georg Brandes (właśc.Morris Cohen), fan Friedricha Nietzsche, "protoplasta skandynawskiego antyklerykalizmu" miał brata Carla Edvarda Brandes Cohena, który był politykiem partii Venstre /Lewica/ - "wolny handel i rolnictwo", walka z duńską arystokracją; poźniej w Radikale Venstre /Radykalna Lewica/, którą cechować miał dodatkowo radykalizm kulturowy. Organem owego "radykalizmu kulturowego" sądząc po artykule Niemojewskiego bardzo kierunkowego radykalizmu, był dziennik Politiken, a Carl Brandes brat Moryca/Jerzego był...jego współzałożycielem. Doszło do kuriozalnej sytuacji "wolnomyśliciele" Brandesy zaatakowali "wolnomyśliciela" Niemojewskiego, który myślał, że to całe "wolnomyślicielstwo" to na serio].
Z tego co można się zorientować w "omawianej" książce znajdują się treści, które wyciągnął ostatnio na światło dzienne, zmarły niedawno naczelny rabin Israela - Ovadia Josef, będący takim marginesem (jak nam się go przedstawiało), iż był żegnany przez setki tysięcy wiernych osobiście (w tym najwyższe władze państwowe) i miliony przed telewizorami (jak donoszono). Wspominam o nim bo w książce Niemojewskiego jest chyba też coś o gojach jako wołach, którzy, jak nauczał O. Josef, mają pracować na Żydów, a żyją dlatego długo, by mogli to robić latami.
Niemojewski:
"Otóż niechaj pozwolą panowie Amerykanie, że im polski publicysta wyjaśni, jak się na ich gojowską inteligencję zapatrują żydzi w swych księgach. Pisze o tym szeroko księga "Zohar". Wedle niej symbolem gojów jest wół i osioł. Powiedziano: nie będziesz orał wołem i osłem pospołu, bo inaczej z wołu i osła wyjdzie pies, najzuchwalszy z wszystkich demonów, a Pismo powiada, że na synów Izraela żaden pies nie szczeknie (Zohar, tłom. Pavly [Jean de Pauly, oskarżany o fałszerstwo przez Gerharda vel Gershona Scholema - kabalarza i biografa Sabbatai Zevi], t. III str. 284; porów. A Niemojewski, Dusza żydowska, str. 176). Chodzi więc o to, aby żydzi osobno orali osłem amerykańskim i osobno wołem polskim, lub odwrotnie, wołem amerykańskim i osłem polskim. Jeżeli bowiem oba te demony dostaną się pod jedno jarzmo żydowskie i porozumieją się ze sobą, to wyjdzie z nich najzuchwalszy z demonów, pies prawdy, który szczeknie na Izraela i wykaże jego łgarstwa".
Stosunek Żydów do Polski i Polaków Niemojewski widział w ten sposób (jeszcze przed inwazją bolszewicką 1920 r.):
"...Skoro przestaliśmy być panami u siebie, skoro trzy powstania nasze nietylko się kończyły za każdym razem klęską naszą, ale powodowały coraz większe represje, żydzi mieli wolną rękę i mogli dokonywać ekonomicznego zaboru kraju bezkarnie. Łącząc się zawsze z silniejszym przeciwko słabszemu, stawali po stronie Niemiec, Austrji i Rosji. W Berlinie łączyli się przeciwko nam z hakatystami, w Wiedniu z biurokracją austrjacką, w Piotrogrodzie zaś zarówno z rządem, jak i z opozycją. W Niemczech nie dopuszczono nigdy Polaka do głosu w sprawie polsko-żydowskiej. W Austrji konfiskowano pisma, starające się wyświetlić moralność żydowską. W Rosji żydzi obiecywali przyspieszyć proces rusyfikacji Polski i zrobić z Warszawy "zwyczajne miasto gubernjalne rosyjskie". Gdy nastąpił wybuch wojny światowej i gdy błysnęła nadzieja powstania Polski niepodległej, żydów ogarnął lęk, gdyż Polska niepodległa przedstawiałaby dla interesów żydostwa groźne niebezpieczeństwo. Wyraził to bez ogródek poważny pisarz żydowski Sigmund Mayer w książce "Die Wiener Juden" (na str. 483). Toteż przez całą wojnę żydzi stali po stronie państw centralnych. Wierząc naiwnie w zwycięstwo tych państw, nabrali w stosunku do Polaków niesłychanej arogancji, źe nawet tak sprzyjająca im cenzura niemiecka musiała ich wybryki hamować ("Tajne dokumenty cenzury niemieckiej. str. 12. okólnik Nr. 1 J*). Żydzi a zwłaszcza żydówki zapełniły wszystkie urzędy. Wszystkie poważniejsze dostawy dostały się do rąk żydowskich. Gdy jednak, że użyjemy wyrażenia Beselera, Niemcy poczęli już gwizdać na ostatniej dziurce swej piszczałki, żydzi zwrócili się do koalicji. W "Tajnych dokumentach cenzury niemieckiej" na str, 102 czytamy: "Wiadomości o przyjęciu Nachuma Sokołowa przez francuskiego ministra spraw zagraniczych Pichona i o deklaracji tegoż co do stanowiska Francji wobec sprawy syonistycznej są niedopuszczalne". Dyplomaci nasi w pertraktacjach z dyplomatami angielskimi i amerykańskimi wciąż spotykali się z krecią przeciwdziałalnością żydów. Aż wreszcie udalo się żydom przeforsować wprowadzenie do traktatu wersalskiego następującej klauzuli: "Poszanowanie zarządzeń, które przez mocarstwa będą zastosowane do ochrony w Polsce mieszkańców, różniących się od większości rasą, językiem i religją". Że jednak Polska się dźwignęła, że Niemcy ponieśli klęskę. że Austrja została rozbita, a wojska polskie stały się zwolna a nawet zrychła siłą poważną, przeto trzeba było zrzucić pychę z serca i wystąpić z propozycją "ugody polsko-żydowskiej". Zadania tego podjęło się czasopismo "Zgoda". Oto jest w leciuchnym zarysie historja stuletniej niezgody, wypełniającej okres naszej niewoli politycznej. Gdy Polska jęczała w kajdanach, żydzi łączyli się z naszymi ciemiężycielami. Gdy Polska zaczęła kajdany kruszyć, żydzi stawiali jej wszystkie możliwe przeszkody. A gdy wreszcie Polska odzyskała utraconą wolność, żydzi zwrócili się do niej z gałązką oliwną." (1919)
*"Okólnik No 11 Zarządu prasy. W 26.9.15
Do redakcji.
Mnożą się wypadki, że pisma żargonowe zakłócają spokój domowy (Burgfrieden) przez częściowo nieuzasadnione napaści na ludność polską. Gdyby po otrzymaniu tego okólnika miały się ukazywać w dalszym ciągu zjadliwe artykuły przeciwko polakom w tych pismach, natenczas postaram się o ukaranie odpowiedzialnych redaktorów i drukarzy."
inne w "Tajnych dokumentach cenzury niemieckiej 1914-1918" (podkr. moje):
"OZ 420
O przysługach, jakie żydzi w okupacji rosyjskiej czasami oddają wojskom naszym, w prasie nie wspominać, ponieważ rosjanie przez złe traktowanie odstręczają żydów od tych usług."
"W., 29. 9. 16.
Dotyczy używania języka żydowskiego w obwieszczeniach urzędowych.
Jako języki urzędowe w obrębie administracyjnym uznane są tylko język niemiecki i polski. Dlatego na razie należy zaniechać publikacji obwieszczeń urzędowych w języku żydowskim. Gdyby w niektórych wypadkach ludność żydowska była szczególnie zainteresowaną jakiem obwieszczeniem, w takim razie można je wydać w tej formie, że ogłosi się na drukowanej karteczce, że władze zarządziły co następuje: (treść rozporządzenia). Takie ogłoszenia jednak pod żadnym warunkiem nie mogą nosić podpisu wydającej rozporządzenie władzy lub pieczęci urzędowej i nie należy ich publikować na tym samym arkuszu, co rozporządzenie niemiecko-polskie. Przeciwko rozpowszechnianiu pouczających pism ulotnych w jakimkolwiek języku, według wymagań danych warunków, niema się nic do nadmienienia, lecz i tam nie wolno umieszczać podpisu żadnego urzędu."
"Przepis cenzury No 84
27. 12. 17.
Memorjału d-ra Cohna ze Sztokholmu, przedłożonego rządowi rosyjskiemu w sprawie kwestji żydowskiej w Polsce, niewolno publikować, dopóki wydział prasowy w Warszawie nie wyda innego rozporządzenia."
"Przepis cenzury No 82
28. 12. 17.
Przedruk ogłoszonej w prasie żydowskiej wiadomości, że dwaj bolszewicy, Joffe i Kamieniew, przebywali w Warszawie, jest niepożądany."
"Przepis cenzury No 90
14. 1. 18.
Biuro Oppenheimera rozsyła artykuł "O oświadczeniu Rzeszy w sprawie żydowskiej" przez prof. Franciszka Oppenheimera. Tego artykułu w pismach tutejszych nie puszczać."
"Przepis ceuzury No 107
26. 2. 18.
Artykułu z "Vossische Zeitung", wydanie wieczorne B, No 47 z dnia 25. 2. 18 "Sprawy wschodnio-żydowskie" przez Cohena z Reuss na razie dawać niewolno, aż nie nastąpi inna decyzja w Warszawie."
"3c Naczelna Komenda Armji 9-ej
A.H.Qu., 12.5.1915 r.
Cleinow
Instrukcja służbowa dla kierownika Zarządu prasowego.
(...)
2. Zarząd prasowy czuwa nad całym przemysłem drukarskim i księgarskim i wykonuje cenzurę wszelkich druków i pism, ukazujących się poza frontem armji wschodnich. W drugim rzędzie zadaniem Zarządu prasowego jest urabianie nastroju w kraju (okupowanym) na rzecz interesów niemieckich. Monopol informacyjny."
***






Inne tematy w dziale Kultura