
Głęboki dekolt Angeli Merkel w ostatni weekend odsłonił nie tylko dojrzały biust, ale przysłonił wszystkie inne globalne nieszczęścia razem wzięte.
Przynajmniej, gdyby według ważności informacji oceniać rozmar zaistniałych ostatnio wydarzeń. Czarno-granatowa kreacja wieczorna, jaką w sobotni wieczór podczas galowego otwarcia nowej opery narodowej w Oslo miała na sobie pani kanclerz, wzbudziła w doniesieniach prasowych prawdziwą furorę.
Na pytania o detale garderoby pani kanclerz odpowiadać musiał prasie vice-rzecznik prasowy rządu. Nawet w pruderyjnej Turcji zdjęcia dekoltu pani kanclerz trafiły na pierwsze strony gazet.
Jak dotąd stroje Angeli Merkel były rzadziej komentowane w niemieckiej lub zagranicznej prasie, aniżeli kaszmirowe garnitury od Brioniego Gerharda Schrödera. Odwieczne „spodniumy” pani kanclerz nie przysłaniały dotąd treści polityki rządu Niemiec i nie skłaniały pism typu „Stern” do urządzania pani kanclerz sesji fotograficznych, jak to miało miejsce i ze Schröderem i Joszką Fischerem. Ale według zasady: „im gorzej, tym lepiej” mamy obecnie nadzieję, że męskie towarzystwo światowych polityków może liczyć na głębokie dekolty pani Merkel także za dnia. "Sex-appeal to przecież broń kobieca! Sex-appeal, to coś, co was podnieca! ..."
Bo przecież nie chodzi o nic więcej, jak tylko o skuteczną politykę. W dzień i w nocy. Ku chwale ojczyzny.
Komentarze niemerytoryczne są usuwane. Autorzy komentarzy obraźliwych są blokowani.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka