Johan Beerskens powoli, ciężko stąpając zszedł po schodach w dół. Otworzył drzwi do sklepu i przez chwilę zastanawiał się czy nie zapalić światła. Jednak po odsunięciu zasłon w witrynie, pomieszczenie wypełniło się pogodną jasnością. Johan nie przepadał za słońcem. Lepiej czuł się wtedy, kiedy niebo było zachmurzone.
Spojrzał przez witrynę na ulicę. Tam, pomimo ładnej pogody nie było dużo ludzi. Przecież jest niedziela, przypomniał sobie słowa Anny. Nie otworzy sklepu. W niedzielę sklepów się nie otwiera, myślał Johan i wyczuwał w tej regule jakąś mocną prawdę, wobec której nie należało się sprzeciwiać. Przed oknem przejechał samochód. W środku siedziały dwie kobiety, jedna z nich prowadziła. Druga wystawiła rękę za otwartą szybę i ruszała dłonią jakby nabierała w nią powietrze.
Nagle, tuż przed szybą witryny stanął dzieciak. Na głowie miał duży, szary kaszkiet i uśmiechał się do niego. Nie przestał się uśmiechać, nawet widząc ponury wyraz twarzy Johana. Ten otworzył drzwi sklepu i stanął w progu. Chłopiec poprawił sobie kaszkiet i spojrzał na niego wesoło. Johan nie umiał mu odpowiedzieć tym samym. Chłopiec zapytał filuternie czy w jego sklepie można kupić cukierki. Gdy Johan pokiwał przecząco głową na to że nie, chłopiec zaśmiał się głośno i stwierdził poważnym głosem, że i tak nie miałby za co ich kupić. – Mamusia nie ma pieniążków – wytłumaczył i przejechał palcem po szybie sprawdzając czy da się na niej coś narysować. Ta była jednak idealnie niemal czysta. Anna nie próżnuje – pomyślał Johan. Nakazał małemu chwilę poczekać i cofnął się do sklepu. Wszedł za kontuar i – wiedząc doskonale że nie powinien – zaczął szperać w półeczce, w której Anna trzymała swoje rzeczy. Pogrzebał chwilę pomiędzy kłębkami włóczki. Czego tam nie było. Jakaś książka, szminka, pocztówka, którą przez chwilę kusiło go obejrzeć, ale zrezygnował z tego. Sięgnął głębiej i poczuł jakąś tekturę. To były papierosy – wiedział dobrze, że jego żona popala, jednak oboje udawali że nic takiego nie ma miejsca. Wiedział że musi tam być gdzieś to czego szukał. W końcu znalazł. Wyjął z dna półki zawiniętą w papier połówkę czekolady. Anna nie byłaby sobą gdyby nie chowała jakichś łakoci. Nie będzie nawet pamiętała, że tą czekoladę już zjadła.
Wyszedł ze znalezionym zawiniątkiem z powrotem przed sklep. Dzieciak czekał. Kucał teraz przed drzwiami i pukając jakimś kijkiem czy patykiem o bruk, dośpiewywał sobie do tego melodyjkę. Gdy usłyszał otwierające się drzwi, podniósł głowę i spojrzał na Johana swoimi wciąż uśmiechniętymi oczami.
– Masz i zmiataj się bawić gdzie indziej – podał małemu opakowanie z czekoladą. Ten wziął ją od niego, i z dziecięcym zdziwieniem wyrysowanym na twarzy odkrył, że w środku jest istny skarb. Zaśmiał się, odrzucił patyk i tracąc momentalnie zainteresowanie Johanem, zaczął małymi palcami kruszyć czekoladę i wypełniać sobie nią buzię. Johan wszedł do sklepu i chwilę obserwował go zza szyby, jak mały, już z wyraźnymi śladami czekolady na policzku, odchodzi w dół Voolenstraat. Podszedł bliżej do szyby i znów patrzył na całkowicie teraz pustą ulicę. Gdzieś w oddali widział pierwsze nadchodzące od strony morza chmury. Wraz z chmurami nadchodziło wspomnienie. Próbował je od siebie odepchnąć, ale ono było silniejsze...
"..Była taka sama niedziela jak dziś. Nie taka sama, bo niebo było, tak jak lubi Johan, niemal całkiem zachmurzone. Nie padał na szczęście deszcz. Na szczęście, bo deszczu Johan nie lubi. Tak samo jak dziś, stał wtedy przy oknie i obserwował tą samą co dziś ulicę, tak samo niemal też jak dziś pustą. Niemal, bo w pewnym momencie przed witryną sklepu Johana przeszedł patrol. Dwóch twarogowatych Niemców, w za dużych nieco odrapanych już hełmach. Spojrzeli na niego. Zatrzymali się. Johan wytrzymał to i się nie cofnął. Stał nadal oparty o kontuar i patrzył im w oczy. Oni wyjęli papierosy, jeden z nich, ten wyższy, przypalił sobie i koledze po czym zaciągnęli się mocno, wydmuchując dym prosto w szybę witryny. Widać było, że zastanawiają się jak na to wszystko zareagować. Niższy pogroził Johanowi przez szybę palcem i ruszyli dalej. Johan zaklął pod nosem, otworzył drzwi sklepu i stanął w nich tak samo jak stał dziś. Oglądał plecy Niemców z patrolu, którzy szli w dół Voleenstraat.
Z przeciwnej strony wyszła z przecznicy kolumna ludzi. Byli to Żydzi, duża ich grupa, w większości dorosłych choć wokół nich wesoło biegały też dzieci w różnym wieku. Dzieci te najprawdopodobniej bawiły się w berka, ganiając wokół idących dorosłych o otępiałych twarzach. Z dwóch stron kolumny szło kilku miejscowych SS-manów. Palili papierosy i w milczeniu pokonywali stromiznę Volenstraat. Na chwilę wszyscy musieli zejść na bok. Wystarczyło, że jeden z SS-manów pokazał palcem gdzie Żydzi mają się odsunąć, a ci już karnie stali wtuleni plecami w ścianę kamienicy. Przejechał Mercedes z dwoma oficerami i młodą elegancką kobietą. Kolumna ruszyła dalej.
Byli już bardzo blisko sklepu Johana. Ten wciąż stał w drzwiach i przyglądał się niemo temu wszystkiemu. Mijali go. SS-man nie wiedzieć czemu skinął Johanowi na przywitanie. Johan odruchowo odpowiedział tym samym. Miał spocone ręce. Nie patrzył w te otępiałe twarze wybiedzonych ludzi, którzy przechodzili obok jego sklepu i nawet na niego nie zwrócili uwagi. Słyszał tylko wesołe krzyki i piski dzieci, które wciąż ganiały dobrze się bawiąc.
Podniósł wzrok jednak, i wtedy ujrzał młodą, nie mająca chyba jeszcze trzydziestki dziewczynę o związanych w duży kok czarnych włosach, trzymającą za rękę, góra dziesięcioletniego chłopca, który z poważną miną szedł grzecznie obok matki. Dziewczyna spojrzała na Johana. Ich spojrzenie trwało tylko kilka sekund, ale to mu wystarczyło. Kiedy dziewczyna wraz z małym zbliżała się do drzwi jego sklepu, SS-mani byli już z przodu. Czuł jeszcze wstrętny smród ich papierosów. Uchylił szerzej drzwi. Mały popchnięty lekko przez dziewczynę, wszedł pod jego ramieniem do sklepu i momentalnie skulił się przy podłodze. Miał szeroko otwarte oczy, niczym kot który wszedł do czyjegoś mieszkania i został tam zaskoczony. Gdy dziewczyna przeszła obok niego, SS-man na chwilę się odwrócił ale nie zwrócił na Johana ani na nią uwagi.
Johan wszedł do sklepu. Mały kucał przy kontuarze. Podszedł do niego i zapytał: jak masz na imię? Klaas – odpowiedział chłopiec i rozpłakał się.
Inne tematy w dziale Rozmaitości