Pewien związany z moim życiem aspekt, sprawiał iż czułem że należę jakąś częścią mojego jestestwa do osławionego już, i często na S24 przywoływanego rodu lemingów. Aspekt ten nie pozwalał mi nigdy do końca przejść na „ciemną stronę grodu”. Pisząc aspekt mam na myśli kredyt. Ejże tam, to w sumie żaden kredyt – kredycik raczej. Gdzie mu tam do wypasionych kredycisk wartych kilkaset tysięcy i rozłożonych na 30 lat ciężkich galer. Takie wypasione kredyciska wyglądają jak nowe Ople combi w najwyższym wyposażeniu wyprowadzone wprost z salonów. Ich właściciele wyglądają tak jak te Ople, oni się do tych Opli idealnie dostosowują wyglądem. Podgolone boczki włosów, okulary w rogowych oprawach i damskie pantofle na nogach. Ja niestety taki fajny nie byłem i nie jestem – mój kredycik był wart ledwie kilkadziesiąt tysi, ale na mojej wątłej szyi, i tak kołysał się ciężko niczym młyński kamień.
Na początku, pięć lat temu, gdy się o niego ubiegałem, biegając maratony pomiędzy działem kadr, bankiem a punktami ksero kredycik ten wydawał się być całkowicie niewinnym. Miał na sobie marynarską bluzę, na plecach miał tornister a w ręku trzymał watę cukrową. Było dobrze to i go nie poważałem zupełnie. Raty niknęły w ogólnym rozpasaniu. Potem jednak, po jakimś czasie zrobiło się gorzej. Kredycik nie wyglądał już jak mały, niewinny chłopiec a przypominać zaczął jakiegoś zdegenerowanego żula-zbira, stojącego dzień w dzień pod moim blokiem i domagającego się haraczu na wódkę. Wtedy na serio przestaliśmy się lubić.
Był ten kredyt ze mną zawsze. „Ze mną, przede mną i przy mnie”, że pozwolę sobie wesprzeć się Norwidem. Był ze mną w pracy, w domu i w lesie. Chodził na spotkania ze znajomymi, czekał na mnie po pracy i odprowadzał na pociąg. Kiedy budziłem się rano, on już był w kuchni i smażył sobie wyjątkowo podłą jajecznicę. Czasami gdy budziłem się w nocy, siedział na fotelu niczym laleczka Chucky i gapił się na mnie złowrogo. Był jak rozrusznik serca, który ma się zawsze „przy sobie” i który pika w bramkach na lotnisku. Choć chętniej przyrównałbym go do wyjątkowo złośliwego raka.
Przyszedł jednak ten szczęśliwy dzień kiedy mogę otwarcie powiedzieć: przyjrzyjcie mi się dokładnie. Tak wygląda człowiek szczęśliwy, bo bez kredytu. W tym tygodniu zapłaciłem ostatnią ratę i chce mi się w związku z tym tańczyć, śpiewać i pić wódkę prosto z gwinta.
Jednakże jako człowiek o wyjątkowo empatycznym podejściu, tonuję teraz tą moją niewysłowioną radość. Łączę się w milczącym bólu ze wszystkimi tymi, którzy nadal holują za sobą ten kredytowy wóz z węglem. Trzymajcie się byli Bracia W Kredycie.
Powodzenia!
PS. Pod spodem jako bonus załączam krótkie opowiadanko „Rozważania dróżnika kolejowego”. Miałem go nie publikować, ale mam dobry humor więc jak ktoś ma ochotę to niech sobie przeczyta.
Rozważania dróżnika kolejowego
Powiedzieć że jest źle, to w istocie niemal nic nie powiedzieć. Tak, mam niby pracę, a przecież praca w dzisiejszych czasach to nie byle co. Tylko co to za praca? Jestem dróżnikiem kolejowym, w jednej z tych obskórnych, małych budek ze szlabanem, położonej w miejscu tak odległym, zapomnianym i nieważnym, że nawet przytoczenie nazwy największej mieściny w okolicy nikomu nic pomoże w ustaleniu choćby przybliżonego jej położenia.
Mam też płaszcz kolejowy. Ciężki, sięgający niemal do ziemi i ozdobiony miedzianymi dużymi guzikami, przyszytymi w dwóch rzędach. Jego kieszenie są obszerne – w prawej mieści się swobodnie bochenek chleba, który dostaję od żony na całą zmianę, w lewej zaś butelka mleka, którą zapewnia mi kolej. Do płaszcza dodano też dużą okrągłą czapkę z połyskującym daszkiem, na której znajduje się godło. Wszystko to razem założone, sprawiać może wrażenie munduru. Mundur to prestiż. Kiedy idę przez moją wieś do pracy, napotkani przeze mnie ludzie kiwają mi z respektem na powitanie albo stoją w cieniu drzew i tylko patrzą z milczącym podziwem. Tylko czy może cokolwiek istotnego znaczyć zdanie tych przyzwoitych, ale w gruncie rzeczy prostych wieśniaków, którzy nigdy w życiu nie oddalili się od tego zapadłego miejsca dalej niż na kilka kilometrów? Kiedy czasami napotkam gdzieś kogoś, kto nie pochodzi stąd a w życiu widział ten ktoś niejedno ważne wydarzenie, to ten ktoś nigdy nawet nie pomyśli, że mogę być kimkolwiek lepszym od owych wieśniaków. Ten ktoś widzi bowiem właściwą istotę spraw i widzi ten ktoś rzeczy takie jakimi są one naprawdę. Choćby to, że mam na sobie przecież nie mundur, a po prostu tylko stary, przechodzony i poszarzały, kolejarski płaszcz, a na głowie pogiętą i wysłużoną, za dużą nieco przy tym czapkę.
Wreszcie sama praca. Wydawać się komuś może – zwłaszcza owym mieszkańcom wsi – że to odpowiedzialne i ważne stanowisko. Tymczasem wszystkie moje obowiązki, to kilkukrotne w ciągu dnia, opuszczenie lub podniesienie szlabanów. Mało kto przez mój przejazd przejeżdża, okolice jak wspominałem są nieważne i odludne. Czasami kiedy mam wszystkiego dość, po prostu podnoszę szlabany w górę i ani razu ich nie opuszczam – prawdopodobieństwo że ktoś będzie tędy przejeżdżał jest praktycznie żadne. Siedzę wówczas na krzesełku przed budką i przyglądam się martwo przejeżdżającym z rzadka pociągom, które wydają mi się wtedy jedynie intruzami burzącymi ten mój, choć pełen niepokoju, to jednak poukładany świat.
Na dodatek, wszystkie polecenia przychodzą do mnie z góry. Ja sam o niczym nie decyduję. Polecenia te odbieram przez telefon, który mam połączony z odległą dyspozytornią. Zresztą co to za polecenia. Jest w nich mowa jedynie o tym, że danego dnia przejedzie być może więcej pociągów, albo że trzeba przystrzyc trawę wokół budki. Wypowiada je jakiś skrzekliwy, monotonny głos ze słuchawki, po czym nie mówiąc nawet „do widzenia” milknie.
Jednak pomimo rzeczywistej nieważności mojej pracy, nie mogę sobie pozwolić na minimalną choćby niesubordynację. Telefon zawsze dzwoni, dzwoni skoro świt i sprawdza w ten sposób czy na pewno jestem już na swoim stanowisku. Wstaję więc w środku nocy, zrywam się dosłownie i nie zamieniwszy z żoną ani jednego zdania, pędzę niemalże biegiem na poranną zmianę, aby tylko zdążyć przed dzwonkiem telefonu. Telefon ten dzwoni, a jego jedynym celem, jak już wspomniałem, jest sprawdzenie – pod pozorem podania mi jakiejś mało istotnej informacji – czy jestem na swoim miejscu. Wiem dobrze, wiem to doskonale, iż czyha się tam tylko na to, aby przyłapać mnie wreszcie na spóźnieniu, by w jego następstwie potem pozbawić mnie mojej pracy. Jest mi zresztą w tym względzie już wszystko jedno i ścigam się z tym telefonem już tylko i wyłącznie z przyzwyczajenia.
Praca ta jest również uciążliwa z innych powodów. Kiedy wracam do domu, co zajmuje mi dużo czasu, jest za późno aby zrobić cokolwiek pożytecznego, a jednocześnie jest za wcześnie aby paść na łóżko i spać – co zwykle jest moim największym marzeniem.
A dziś? Spójrzcie tylko. Pociągi mijają się na torach i przez chwilę wydaje się, że łączą się w jeden organizm, by po chwili znów rozdzielić się na dwa osobne i uciekają potem od siebie niczym byli kochankowie. W oknach pociągów widać jakieś ludzkie twarze, zbyt szybko jednak mnie mijają bym się mógł zorientować kim są ci ludzie i co mogą czuć widząc z tych okien moją tak bardzo nieważną okolicę. Czy w ogóle ją widzą, czy ją dostrzegają? Czy może pociągi te mijają mnie zbyt szybko?
Jak to dobrze, że obok stoją mury lasu i osłaniają pierścieniem tą okolicę od miejsc, w których chciałoby się być. A przecież za tym lasem są pola i łagodne wzniesienia, po których właśnie teraz wolno przesuwa się rolnik uprawiający orkę. Są też domy położone u szczytu tych pięknych, łagodnych wzgórz, a w ich oknach widać krzątające się gospodynie. Na ich podwórzach piękne wiejskie dziewczyny bujają się na huśtawkach, a dzieci umazane ziemią są takie szczęśliwe. Czy one w ogóle wiedzą, że ich świat kiedyś się skończy?
Jeśli tam może mieszkacie, to sturlajcie się z porośniętego świeżą wiosenną trawą zbocza i spadnijcie prosto w lodowaty i orzeźwiający strumień, który na pewno tamtędy zygzakowato przepływa i oplata się wokół młodych drzew. Spójrzcie jak te drzewa się pochylają do strumienia. Podnieście wtedy do góry ręce i zakrzyknijcie z radości, iż nie musicie pracować jako kolejowi dróżnicy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości