Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
1788
BLOG

O człowieku, który chce zostać rzetelnym dziennikarzem.

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 37

Kiedy rok temu wielu z nas cieszyło się z wygranej Prawa i Sprawiedliwości, to i ja się cieszyłem, ale tak naprawdę to tej radości było wszystkiego ze dwadzieścia minut. Potem wróciłem do starych trosk i niepokojów. Taką już mam naturę, zawsze spodziewam się najgorszego, tak na wszelki wypadek. Nawet wtedy,  gdzieś tak w okolicy roku 2013, gdy PiS-owi daleko jeszcze było do nawet marzeń o jakimkolwiek triumfie, ale coś już się zaczęło przełamywać, to ja oczywiście zacząłem się martwić na zapas. No, a jak już przyszedł pamiętny październik, to nawet nieco zmieniłem swoje obyczaje, bo tak jak wcześniej skoro świt włączałem internet i sprawdzałem, czy przypadkiem nie zaczyna się wojna nuklearna, tak dziś raczej zaczynam dzień od upewnienia się, że w nocy, kiedy ja słodko spałem, nie narodził się jakiś nowy Mecha-Jurgiel. Bo może być tak, że ja sobie siedzę przy kawce porannej, a on, ten symboliczny, nowonarodzony Mecha-Jurgiel z rozbrajającym uśmiechem na twarzy rozwala w drebiezgi wszystko to, na co tak wielu pracowało, i jeszcze jest przekonany, że robi znakomicie, a już na pewno zdaje mu się, że ma wszelkie pełnomocnictwa od prezesa. Tak, tak. Codziennie spodziewam się, że w każdej chwili z którejś strony wyjechać może rozpędzony meleks z jakimś pisowskim ancymonem za kółkiem.

Przychodzą jednak chwile, że i ja pozwalam sobie na chwilę relaksu. Na przykład tak jak wczoraj. Obejrzałem w internecie wrzucony przez kogoś program rodem z TVP Info. A tam coś takiego. Rozwalony na blacie Rachoń, znany nam wszystkim redaktor Gadowski siedzi obok, a z drugiej jeszcze strony przysiadła sama Dorota Kania. Naprawdę tylko przez ledwie sekundę przemknęło mi przez głowę, co musi myśleć taki przeciętny zjadacz 500+, który przez całe lata przyzwyczajony był, że jeśli telewizja, jeśli w tej telewizji polityka, to musi być tam Kraśko, Lis, Bujak, Urban czy w końcu Olejnik. A tu teraz Kania, Gadowski i Rachoń. Skąd są ci ludzie i o co właściwie im chodzi? - tak zapewne sobie myśli przyzwyczajony do pewnych standardów Polak. To w sumie zabawne. No ale do rzeczy. 

Na przyczepkę do przywołanego wyżej trio, posadzono jakiegoś młodzieńca z Onetu. Zapewne Rachoń go wydzwonił, żeby było, panie, obiektywnie i pluralistycznie. I wtedy zaczęły się dziać rzeczy iście magiczne, choć przecież nic na to nie wskazywało. 

Redaktor Rachoń rozpoczął debatę na temat wynurzeń niejakiego Rotha. Dorota Kania uznała, że Roth to produkt przeznaczony na rynek niemiecki, bo tam idą wybory. Redaktor Gadowski zachował daleko posuniętą ostrożność w ocenie tegoż dżentelmena. I tu wkroczył młodzieniec z Onetu. Najpierw wygłosił krótką mowę wstępną, w której zapewnił, że on nigdy w życiu nawet nie pomyślałby, że można by się śmiać z czegokolwiek związanego ze Smoleńskiem. Potem zaapelował, żeby jednak przestać podgrzewać politycznie tę trudną i bolesną sprawę, a gadanie o Rothu to właśnie nic innego, jak właśnie podgrzewanie. 

Musze przyznać, że mi młodzieniec z Onetu wtedy nawet i jakoś tam zaimponował. Przyjął bowiem postawę, na którą ani Kania ani Gadowski nie potrafili znaleźć odpowiedzi. No bo w sumie, to nic zdrożnego młodzieniec z Onetu nie powiedział. W ogóle zacząłem się wtedy zastanawiać, czy nie mamy do czynienia z jakimś szerszym zwrotem w taktyce. W Warszawie zdechło „Metrocafe”, gdzie zawsze obok reklam kin i zapowiedzi eventów dla dzieci, znalazło się jakieś dobre słówko na temat Jarosława Kaczyńskiego. W SKM-ce juz nie wyświetlają NaTemat.pl. Teraz wyświetlają, moi mili, Wirtualną Polskę. Wyraźna zmiana tonacji. Zamiast czytać w drodze do pracy o księżach pedofilach, teraz możemy dowiedzieć się, że Iza Miko nie może znaleźć faceta. Czyżby chcieli nam trochę odpuścić? Nie dla nas to robią oczywiście, ale przecież, jak ktoś zacznie grzebać w papierach i zobaczy, że pozostająca w zarządzie miasta kolej SKM kolportuje newsy od Tomasza Lisa, to może się zrobić huczek. A tak to, jakby co, mamy obiektywny portal Wirtualnej Polski, pod zdaje się aktualnym zarządem tez Tomasza, ale Machały. Lisa każdy zna i każdy wie kto to, a Machałę kto zna? Dorota Kania i Gadowski na pewno go znają, ale na pewno osoba Machały nie niesie ze sobą takiego ciężaru gatunkowego, by po Mistewiczowsku rozprawiać o tym w windzie.

No i jeszcze ten młodzieniec z Onetu, mówiący o tym, że nigdy nie zaśmieje się ze Smoleńska. Szło mu to wszystko naprawdę dobrze, ale im dłużej obserwowałem, jak złowieszczo się w niego wpatruje redaktor Kania, tym bardziej byłem pewien, że on za chwilę się wyłoży. No i stało się. Nagle zaczął coś gadać o tym, że on nie może zaakceptować wynurzeń Rotha, bo on, młodzieniec z Onetu, pobierał naukę dziennikarstwa od starych, dobrych asów dziennikarstwa, gdzie liczy się tylko i wyłącznie rzetelność. No, to nie kiepsko, pomyślałem. Cóż to musieli być za nauczyciele rzetelnego dziennikarstwa, skoro ich uczeń znalazł przystań nigdzie indziej, jak w Onecie. Przez głowę przemknął mi, nie wiedzieć czemu, Passent, to mógł być on, ten nauczyciel rzetelności. Niech mi ktoś postara się wybić z głowy, że to nie jest z jakiegoś powodu możliwe. No bo gdzie indziej szukać „starych, dobrych wzorców dziennikarstwa”? 

Już wtedy było źle, ale najgorsze stało się na koniec. Młodzieniec z Onetu palnął wreszcie coś takiego: Roth nie jest wiarygodny, bo zaliczył masę wpadek. Zabrzmiał gong, przynajmniej w moich uszach. Parsknięcia redaktora Gadowskiego nie liczę. 

I tu na koniec stanę się bardziej poważny. Przychodzi do studia człowiek, który pracuje w Onecie. Czyli firmie, która oprócz swojej codziennej rzetelności najwyższej próby, zaliczyła też historię ze zdjęciem kobiet prowadzonych przez Niemców na egzekucję, opatrzonym sugestią, że one się z tymi niemieckimi, pardon, nazistowskimi okrutnikami prowadzały. Ciekawe czy młodzieniec z Onetu wie o tym, i jeszcze bardziej ciekawe jest to, jak on ocenia ten „incydent”. Jako wpadkę? Jako błąd korporacyjny, bo w tak wielkiej jak Onet korporacji zawsze może coś takiego się zdarzyć.

W każdym razie, jeśli zna tę sprawę, to nie spędza mu ona snu z powiek, skoro się tam nadal zatrudnia.

Jeśli przypadkiem mnie ten młodzieniec czyta, to mam dla niego złą wiadomość. Tak na razie jest, i jak sądzę nigdy się to nie zmieni, że nawet jeśli bardzo chce się być rzetelnym dziennikarzem, i tam właśnie, w tym Onecie, pracować, to i tak wypadnie się blado, nawet na tle redaktorów Kani, Rachonia i Gadowskiego. Tyle dokładnie wystarczy. Przykro mi. A właściwie to wcale mi nie jest przykro. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka