Sondaże "robione" czy sondaże realne?

Minister Paweł Graś napisał na twitterze, że ostatni sondaż TNS Polska ma mobilizować platformerskich żołnierzy przed PIS, a dokładnie, że nic tak nie motywuje jak negatywny sondaż. To samo, a nawet więcej paplał w TVN24 senator Kutz: że teraz od razu się utworzy społeczny komitet obrony PO, że Tusk poprosi o koło ratunkowe Palikota (ponoć w opozycji?), że PO wyrwie kogoś z PIS, kupi go za stołek (jak Arłukowicza?) i że wszystko to zabawna gra. Tak przy okazji, jako rzemieślnik kina powinien bardziej pilnować swojej mowy ciała, a ta przeczyła jego słowom o rozbawieniu, wyrażała raczej tłumioną agresję i wściekłość. Nieważne. 

Jest rzeczą powszechnie wiadomą, że TNS Polska, dawniej OBOP, jest zależny od rządu. Stąd też należy wykazywać trochę ostrożności, sceptycyzmu w przyjmowaniu tak nagle pozytywnych wyników w sondażu.

Czy istnieje możliwość zmanipulowania tego ostatniego sondażu? Logicznym skutkiem będzie uśpienie sympatyków PiS, odebranie energii, która zaiskrzyła po ostatnim warszawskim marszu tydzień temu. Nie trzeba wymieniać przykładów potężnego stracha, jaki ten pokaz siły patriotycznej części narodu wywołał w PO i u osobników powiązanych z władzą. Kreuje się nowego stracha, który ma ich zmotywować do większego zaangażowania. Jak w łacińskiej paremii: is fecit, cui prodest - ten uczynił, komu przynosi to korzyść ? Czy może tak być, czy się mylę?

A czy może tak być, że sondaże są wreszcie prawdziwe, a PRowcy Tuska tylko dorabiają do nich jakieś teorie, narracje? To w takim razie  byłoby efektywne tylko na krótką metę, ich elektorat łatwo porzuci przegranych, pójdzie za zwycięzcą, bo jest zakochany w sukcesie, czyż nie?