Stoi u granic Syryjka z Czeczenką,
Lecz pani premier skrzywi się z niechęcią,
„Wyklęci” bardziej ją troszczą.
Nikt nie wykonał najmniejszego gestu –
Samych biskupów jest tu ze czterdziestu.
Na balu dobrze ich goszczą.
Gdybym potrafił, czego nikt nie umie,
Poruszyć sznury dzwonów waszych sumień,
To biłbym, biłbym na trwogę.
Ale wy macie, miast przyzwoitości,
Te chrześcijańskie tak zwane wartości,
Kogóż przestrzec więc mogę?
Ten peroruje, że to terroryści,
Ten że choroby wwiozą, bo nieczyści,
Rechoce Janusz z Andrzejem.
„Podbój! – wołają – a Polska przedmurzem!”,
„My jak Sobieski!”. Panna w Jasnej Górze
Jakoś na złość nie bieleje.
Nad Trybunałem stoi może sędzia –
Co wie, jak Polak w roku Miłosierdzia
Bliźniego trzyma na śniegu,
I słucha posłów, ministrów, rzecznika
(Zaś zegar kary niezależnie tyka
I nic nie wstrzyma go w biegu).
A ta kobieta z broszką zamiast serca?
Kołkiem jej w gardle staje innowierca,
Nieważne – dziecko czy słaby.
Mówcie, że taką wybrał mi suweren,
Że ją historia odznaczy orderem,
A ja nie cierpię tej baby!