NowePeryferie - redakcja NowePeryferie - redakcja
816
BLOG

Szwecjalizm i zapateryzm jako źródło cierpień

NowePeryferie - redakcja NowePeryferie - redakcja Polityka Obserwuj notkę 4

 

 

No i jak tam jest? Czy tam naprawdę jest taki terror poprawności politycznej? Pytali liberatariańscy znajomi. Nie wiem, odpowiadałam, wracając do rozpakowywania walizek. W Szwecji, to by było nie do pomyślenia, nie chciałabyś żeby zostali po potopie? Pytali lewicowi znajomi.Tego, no nie wiem. Próbowałam coś wycisnąć z moich wspomnień obejmujących głównie starówkę i zamarznięty Bałtyk, w rzeczy samej turystyka pokonferencyjna nie sprzyjała dogłębnym badaniom terenowym. Jako osoba o poglądach lewicowych rozczarowywałam pierwszą grupę znajomych, których cała wiedza o Szwecji ograniczała się do lektury tekstów Macieja Zaremby. Z drugiej strony, jako osoba niereligijna, nie potrafiłam modlić się do Szwecji i jej modelu tak jak moi lewicowi znajomi. A JEDNAK SAMA PRZYZNAJESZ, ŻE LEWICA NIE MA RACJI! - krzyknęli liberatarianie. MÓWISZ JAK ZIEMKIEWICZ! - krzyknęli lewicowcy. A ja jęłam przeprowadzać porządną samokrytykę.

Żadna ze mnie Elisabeth Dunn1, poniosłam klęskę na polu socjologicznym (nie jestem w stanie potwierdzić hipotezy o terrorze przez przeprowadzenie pozornie obiektywnych badań) i lewicowym (nie napisałam peanu ku czci dziewczynek i tatusiów grających w piłkę). Nie wiem, czy w Szwecji istnieje zakaz używania słów „mężczyzna” i „kobieta”. Nie zauważyłam nigdzie Czerwonych Brygad Politycznej Poprawności rozwieszających na semaforach stojących przy przejściach dla pieszych postacie kobiece. Nie widziałam pracodawców więzionych przez krwiożerczych związkowców; a szwedzcy pracownicy socjalni zajmujący się jak wiadomo głównie rozbijaniem rodzin, nie wyrywają nikomu dzieci w miejscach publicznych. Ot turystką byłam; która pomimo pozytywnych wrażeń nie potrafiła jednak powiedzieć, czy chciałaby żeby szwedzkie państwo ją przytulało do piersi. Co gorsza miała pewne wątpliwości, czy nordycki welfare state byłby z siebie w stanie wykrzesać podobne pieszczoty. Znani mi emigranci skarżyli się, że milutkie państwo tatusiów i niemowląt potrafi całkiem nieźle dyskryminować ze względu na pochodzenie etniczne; a jego otwarci obywatele, jak niegdyś pisała Anna Delick, niekiedy wskazują łańcuchami i kamieniami psującym rynek pracy Arabom, gdzie ich miejsce.

Ale co ja tam wiem… parę dni tylko byłam. Nie było mi dane poznać wszystkich smaków i zapachów raju politycznej poprawności.

To może zmieńmy temat, zapytajmy o zapateryzm, przecież ta pani mieszka w Hiszpanii, tym zdradzieckim ex – przedmurzu chrześcijaństwa. Wiemy przecież, od znanego guru polskiej lewicy, Macieja Stasińskiego, że polska lewica marzy o posiadaniu takiego własnego Zapatero.

No i jak to jest w tej Hiszpanii? Mają już ten socjalizm / welfare state? Zepchnęli kraj na poziom latynoskiego ubóstwa?

A tak, widziałam dzielnicę, w której której 97% mieszkańców nie ma stałego zatrudnienia, część z nich mieszka w jaskiniach. Widziałam wielokulturowe i monoklasowe wioski pozbawione komunikacji publicznej. Rzecz w tym, że andaluzyjska nędza ma rodowód znacznie dłuższy niż rządy Zapatero. Mogłabym oczywiście przywołać obraz centrum Madrytu, przybrzeżnych dzielnic Malagi lub skolonizowanych przez Anglików pueblosblancosze sklepikami sprzedającymi fertrejdowa odzież. Coś jak w Polsce, jedni mają nędzę, a drudzy gay and kids friendly clubs i konserwatywne sushi.

A czy Kościół zszedł już do katakumb?

Hmmm… trudne zagadnienie. Widziałam kościelnych hierarchów maszerujących ramię w ramię z przedstawicielami władz państwowych i wojskiem. To chyba nie jest to, co nazywam państwem laickim – myślałam, wracając do lektury artykułu z El Paiso fundamentalistycznie katolickiej Polsce.

Co z tego, wzdychają moje feministyczne koleżanki, Hiszpania ma feministycznego Zapatero, a Polska starą katolicką dyskryminację. Nigdzie w Europie nie ma takiego patriarchatu, ale może za dwadzieścia lat dogonimy; wzdycha lewica marząca o zamienieniu polskiego katolickiego proletariatu na laicki szwedzki. Świadomy opresji lud z całą pewnością sprzyja dobrobytowi. Równość płci jak wiadomo jest niezbywalnym składnikiem rozwoju gospodarczego, poucza nas Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Wyrównujmy szanse i bądźmy jak w Unii, a każdy otrzyma coś miłego: liberałowie rozwój gospodarczy, organizacje kobiece równe szanse, a konserwatyści wyższy przyrost naturalny.

A co jeśli ten raj zachodni nie istnieje? Co jeśli młode Brytyjki nie identyfikują się z feminizmem, a prawicowi publicyści w UK wydają książki o garstce szalonych kobiet, która zmieniła naturalny porządek rzeczy, w którym wszyscy i wszystkie czuli się jak w domu? Co jeśli podwładne Zapatero reprezentujące feminismo del estado (feminizm państwowy) uważają, że mają monopol na prawa kobiet i marginalizują działaczki ruchu feministycznego równie bezpardonowo jak Elżbieta Radziszewska? Co jeśli Szwedki pochodzenia nieszwedzkiego niekoniecznie mogą liczyć na równe traktowanie?

Co by było gdyby podważyć pozytywną korelację prawa kobiet rozwój gospodarczy? Czy wtedy należałoby przykręcić kobietom śrubę, żeby doścignąć kraje rozwinięte?

Jest jeszcze jedna linia obrony: prawa kobiet to Unia, a Unia to cywilizacja. Ktoś jednak mógłby zauważyć, że Unia Europejska była początkowo wspólnotą gospodarczą, a nie klubem miłośników praw człowieka i, jak pokazują losy dyrektywy 113/2004/WE o zakazie wszelkiej dyskryminacji w dostępie do dóbr i usług okrojonej za sprawą korporacyjnego lobbingu z ubezpieczeń; to dziedzictwo w Unii jest nadal bardzo silne.

Co polska lewica mogłaby zrobić bez bóstw w postaci Unii czy innej Szwecji? Ogłosić śmierć wielkich narracji? Zważywszy, że postmodernizm i neoliberalizm są sobie podejrzanie bliskie, to rozwiązanie mogłoby przynieść efekty niezupełnie bliskie lewicowemu sercu. Ryzykując zarzut naiwności można strawestować znany utwór Kabaretu Starszych Panów:

„ I niech Ci się jakaś fajna Polska przyśni,

bez banałów ubranych w szaty nauk społecznych;

bez postkolonialnych kompleksów

bez straszenia polskim ciemnogrodem.

 

1Amerykańska antropolożka, która w latach 90. prowadziła badania terenowe w zakładach Alimy – Gerber w Rzeszowie. Owocem tych badań była publikacja „Prywatyzując Polskę", w której autorka skrytykowała politykę transformacji ustrojowej.

 

http://lubczasopismo.salon24.pl/noweperyferie; mail: nowe.peryferie(at)gmail.com Skład: acmd; andaluzyjka; geissler; kazimierz.marchlewski; michalina przybyszewska; binkovsky

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka