Powyższe pytanie jest przewrotnym zwróceniem uwagi na ciekawy problem relacji miedzy „starymi” instytucjami (dla wielu będącymi już passe i mało trendy) stosunków przemysłowych i samoorganizacji robotniczej a nowymi (w odniesieniu do historii ruchu związkowego) teoriami w obrębie nauk społecznych (feministycznymi, mniejszościowymi i dyskursami wykluczonych). Do tej krótkiej analizy i przemyślenia problemu skłonił mnie interesujący artykuł Julii Kubisy „Perspektywa feministyczna w badaniach na temat zbiorowych stosunków pracy” (Ruch Prawniczy, Ekonomiczny i Socjologiczny, nr 2/2008).
Nie chciałbym streszczać całego tekstu ani polemizować z tezami w nim zawartymi, gdyż są one w większości słuszne i poprawne. Mam na myśli postulaty związane z problematyką wysokości wynagrodzenia za pracę, równości płac, poszerzenia analizy zbiorowych stosunków pracy o nowe tematy i wykorzystania dotychczas nieuwzględnianych „narzędzi” badawczych. Dotyczy to zwłaszcza nauki prawa, która w swym głównym nurcie wierna jest twardemu pozytywizmowi prawniczemu i niechętnie patrzy na wykorzystanie analiz ekonomicznych, socjologicznych w prawoznawstwie. Moje uśpione intuicje związane relacjami związki zawodowe – analiza feministyczna, na tle generalnego spojrzenia na miejsce organizacji związkowych w życiu społecznym, rozbudził fragment odnoszący się do feministycznej analizy kultury związkowej, struktury i funkcjonowania związków oraz praktyk dyskryminacjach i wykluczających. Klasowy niepokój (wyczulony na wszelkie antyzwiązkowe strategie współczesnej władzy) wywołało przywołanie analiz, określających związki jako organizacje oparte na dominacji, wykluczeniu, antykobiecych praktykach ukrytych na poszczególnych segmentach hierarchii, którą tworzą agresywni, rywalizujący o władzę i wpływy działacze. Chciałbym się do tego odnieść, ale w kontekście publicystycznego, swobodnego przemyślenia problemu, politycznej refleksji zwolennika szerokich praw pracowniczych i lewicowej praktyki w obrębie zbiorowych stosunków pracy. Mój podskórny lęk wynika ze zrozumienia, że takie ujęcia problemu „dyskryminujących praktyk organizacji związkowych” są obecnie wykorzystywane jako jeszcze jeden sposób uderzenia w społeczne i polityczne znaczenie ruchu związkowego, praw pracowniczych i zwykłego, szarego pracownika/pracownicy. Wiąże to z ujmowaniem różnych problemów dyskryminacji, nierówności, bez odniesienia do szerszych uwarunkowań politycznych, kulturowych, ekonomicznych. Laboratoryjne wykazywanie praktyk dyskryminacji i wykluczenia na tym samym poziomie funkcjonowania (kobiety i mężczyźni należący do związku zawodowego), ogranicza nasze rozumienie problemu i prowadzi do miałkiego tworzenia typów i form związkowej dominacji („związkowy baron”, „szeregowy działacz związkowy”). Ujmowany w ten sposób dyskurs feministyczny staje się sposobem krytyki instytucji pracowniczych czy polityki społecznej „z lewa”, przyczynił się w pewnym stopniu do porzucenia dawnych postulatów robotniczych i socjalistycznych w sferze stosunków pracy przez środowiska Nowej Lewicy, w konsekwencji stając się jeszcze jednym narzędziem globalnego wyzysku. W obrębie tego mieści się również pogarda w traktowaniu potencjalnych wykluczających (stanowiących w przeszłości bazę lewicy), kulturowa niechęć i wstyd związany z pracą fizyczną, traktowanie z wyższością stylów życia „dołów” i domniemanego uprzedmiotowienia adresatek krytycznych analiz. Ciekawym sposobem przezwyciężenia tej niemocy wydaje się analiza problemów płci w kontekście rzeczywistości kapitalistycznej, klasowych podziałów, globalnych struktur zarządzania oraz praktyk neoliberalnej władzy politycznej i ekonomicznej (korporacje ponadnarodowe, władze państwowe, organizacje międzynarodowe, instytucje naukowo-badawcze, funkcjonariusze organizacji pozarządowych, media) oraz realistyczna, pozbawiona złudzeń i wydumanych iluzji obserwacja życia społecznego (ze szkoły Orwella – „Nie otaczam żadną szczególną miłością robotnika wyidealizowanego, robotnika jaki pojawia się w wyobraźni mieszczańskiego komunisty. Ale kiedy widzę prawdziwego robotnika z krwi i kości w walce ze swoim naturalnym wrogiem policjantem, nie muszę zadawać sobie pytania, gdzie jest moje miejsce”).
O dyskryminacji w działalności związkowej i pracowniczej można przecież napisać, odnosząc się do zmian w sferze stosunków przemysłowych, działania związków zawodowych, czyli charakteryzując epokę „fordyzmu” i „postfordyzmu” w zbiorowych stosunkach pracy. „Fordyzm” oznaczał z jednej strony rozwój produkcji przemysłowej i rozbudowanych, zhierarchizowanych organizacji gospodarczych, a z drugiej zapewniał silną pozycję związków zawodowych. Masowa produkcja i związana z nią masowa konsumpcja wymusiły (dla stabilności systemu) dopuszczenie organizacji związkowych do pewnych sformalizowanych form współpracy z pracodawcami, współzarządzania zakładem pracy i wyjścia związków ze swoistego „getta” antysystemowego radykalizmu (tak postrzegali ich dotychczasową rolę pracodawcy i władze państwowe). Miało to umożliwić skuteczniejszy rozwój gospodarczy i ograniczyć możliwość strajku czy burzliwych wystąpień zagrażających stabilności systemu ekonomicznego. Związki uzyskały legitymację na działanie w głównym nurcie, oczywiście bez równorzędnej pozycji i nie wyzbywając się konfliktowych metod działania. Formą współpracy stały się rozbudowane negocjacje zbiorowe (głównie o charakterze sektorowym, branżowym), których podmiotami byli w głównej mierze liderzy związkowi i wąska grupa wykwalifikowanych pracowników, mających dostęp do władzy w organizacji pracowniczej. Umacniała to specyfika i charakter podmiotów gospodarczych, koncentracja przemysłu, formy i wielkość zatrudnienia, poziom negocjacji, hierarchizacji sposobów zarządzaniu. Podmiotami negocjacji były zoligarchizowane i wąskie grupy interesów (pracowniczych i kierowniczych), co powodowało dominację określonych kategorii pracowników i działaczy związkowych oraz prowadziło do wykluczenia innych grup (kobiety, zatrudnieni na niepełnym etacie, młodociani pracownicy, pracownicy z pobocznych gałęzi przemysłu i peryferyjnych ośrodków przemysłowych).
„Postfordyzm” natomiast wynikał ze zmian w organizacji stosunków pracy i funkcjonowania podmiotów gospodarczych, globalizacji gospodarki, przemian społeczno - kulturowych. Znaczenie zaczęły zdobywać struktury mniej zbiurokratyzowane, mniej liczne, oparte na odmiennych mechanizmach zarządzania, potrafiące dostosować się do zmian w sferze produkcji. Zmieniła się także rola związków zawodowych, które coraz wyraźniej zaczęły tracić dystans w stosunku do rozpędzających się globalnych „pracodawców”. Konsekwencją tego było powstanie odmiennych sposoby zarządzania, już nie taylorowski podział pracy i „praca w okruchach”, ale zarządzanie zasobami ludzki, kapitał społeczny. Większy udział kobiet w rynku pracy łączył się z nowymi rodzajami zatrudnienia i większą elastycznością stosunków pracy oraz rosnącą indywidualizacją pozycji pracownika w stosunku do podmiotu zatrudniającego. Nastąpiła ponadto intensyfikacja procesów deregulacyjnych, liberalizacja i prywatyzacja polityki społecznej, zjawiskiem powszechnym stały się rosnące dysproporcje w obrębie statusu materialnego zatrudnionych.
Wraz z model „postfordowskim” kobiety szerokim strumieniem weszły na rynek pracy i zaczęły podlegać podobnemu wyzyskowi i uciskowi ze strony mechanizmów globalnego rynku, jak mężczyźni. Nawet w bardziej perfidny sposób, bo w otoczeniu haseł upodmiotowienia, wyzwolenia i indywidualnej autonomii. A radykalizm pierwotnych postulatów został spacyfikowany (lub jak to woli wykorzystano jego elementy kontrkulturowe) i wprzęgnięty w cwaniackie metody kapitalistycznego ucisku i manipulacji, już nie patriarchalnych, ośrodków władzy. W opracowaniach naukowych wskazuje się na coraz mocniejsze podziały majątkowe wśród kobiet, pogorszenie się sytuacji kobiet o niższym statusie względem sytuacji kobiet z klas wyższych oraz zmianę sposobu patrzenia na kwestie funkcjonowania kobiet na rynku pracy, z płciowej na klasową (czego „tradycjonalistyczne feministki” może nie dostrzegają; polecam znakomite teksty Ewy Charkiewicz – Czy Matka Polka może być uboga?, Recykling Idei, nr 11/2008, Od komunizmu do neoliberalizmu. Patologizacja „komuny” jako technologia władzy, Ha!art, nr 22/2005).
No cóż, kapitalizm wyzwala z różnorodnych więzów, ale realnie dotyka to nielicznych, reszta musi się mierzyć z brakiem stabilności, bezpieczeństwa, różnorodnymi wykluczeniami w relacjach społecznych oraz zupełnie nowymi problemami (patriarchalna wspólnota kościelna już nie kształtuje Twojego życia, ale za to prześladuje Cię pracodawca itp.). Wydaje się, że społeczne znaczenie i nowa dynamika dyskursów feministycznych (i innych, związanych z kwestiami kulturowymi, mniejszościowymi) wymagają wyzwolenia (sic!) z, narzuconej przez neoliberalną czy demoliberalną praktykę polityczną, roli awangardowej mniejszości w ramach Systemu. W innym wypadku możemy się spodziewać w przyszłości ataku rozwścieczonej lewackiej tłuszczy na „feministyczną burżujkę”.
Łukasz Bińkowski
http://lubczasopismo.salon24.pl/noweperyferie; mail: nowe.peryferie(at)gmail.com Skład: acmd; andaluzyjka; geissler; kazimierz.marchlewski; michalina przybyszewska; binkovsky
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka