NowePeryferie - redakcja NowePeryferie - redakcja
602
BLOG

Oślepieni Zachodem

NowePeryferie - redakcja NowePeryferie - redakcja Polityka Obserwuj notkę 17

  Mówienie o peryferyjności zakłada istnienie pewnego centrum. Gdy stwierdzamy, że Polska jest krajem peryferyjnym, to uznajemy, że tak zwany Zachód jest naszym centrum cywilizacyjnym. Znaczy to mniej więcej, że kraje Zachodu są dla nas punktem odniesienia, wzorcem do którego powinniśmy dążyć. Generalnie jest to słuszna koncepcja. Państwa zachodnie działają lepiej niż nasze państwo, są zamożniejsze i żyje się w nich łatwiej. Szczegóły są jednak nieco bardziej skomplikowane. Zachód nie jest monolitem. Tamtejsze kraje stosują różne rozwiązania i każdy z nich ma swoje wady i zalety. Nie bardzo wiadomo zatem, co znaczy, gdy ktoś mówi, że powinniśmy naśladować Zachód. Jaki Zachód? - należałoby spytać – francuski? niemiecki? brytyjski?

 Polskie myślenie o naszej peryferyjności ograniczało się dotychczas do zajęcia dwóch postaw: albo ją afirmowano, albo przedstawiano jako wstydliwy problem, który trzeba jak najszybciej zwalczyć poprzez imitację centrum. Jednakże obie postawy były jedynie reakcją na zmiany zachodzące w centrum. W żaden sposób nie prowadziły do twórczych rozwiązań, które rzeczywiście mogłyby w jakiś sposób przezwyciężyć nasze 'zacofanie'. Każda z tych postaw kryje w sobie pewne sprzeczności, które dobrze byłoby wydobyć na światło dzienne.

 Sprawa z uznaniem faktu polskiej peryferyjności za coś pozytywnego jest dość prosta (choć oczywiście nie mówi się tam o peryferyjności, ale raczej o polskiej odrębności, odmienności, tradycji, dziedzictwie etc.). Ci, którzy uznają nasze oddalenie od centrum za wartość marzą o powrocie do starych, dobrych czasów. Czasów, gdy wszyscy co niedzielę chodzili do kościoła, gdy obowiązywały pewne wartości, które teraz odeszły w zapomnienie, gdy liczyła się hierarchia, był porządek, a wszyscy Polacy byli szczęśliwi. Miłosz pisał:


Chcieliby w swojej żyć parafii,
W ogródkach siedzieć malw i szałwii
I czasem w amarantach wojsko
Widzieć jadące drogą polską.
Chcieliby, żeby kołowrotki
Furczały w takt prapolskiej zwrotki
I żeby u nas było sielsko
(Jak choćby nad Zatoką Perską).
Tak z tym sarmackim animuszem
Kraj zamieszkują m ę t n y c h w z r u s z e ń
I jest to coś na kształt bagniska:
Traf tam, a coraz głębiej wciska.

 

Kłopot z taką postawą jest taki, że pewnie nigdy takich czasów nie było. Ludzie wsłuchujący się w „takt prapolskiej zwrotki” nie tyle pałają jakąś szczególną miłością do przeszłości, co boją się współczesności. Uciekają więc w swe malwy i szałwie licząc, że tam współczesność ich nie odnajdzie. Tym bardziej uciekają, im bardziej rzeczywistość centrum wydaje im się straszniejsza. Ucieczka ta prowadzi jednak jedynie do coraz mocniejszego speryferyzowania Polski, lecz nie w sensie, o który mogłoby chodzić obrońcom naszej 'odrębności'. Speryferyzowanie te nie polega na odmienności od centrum, ale właśnie na pełnym podporządkowaniu się mu. Im bardziej jesteśmy peryferyjni, tym bardziej jesteśmy bierni i bezsilni wobec zmian zachodzących na świecie.

 Nie chcę tu powiedzieć, że „polska odrębność” jest zawsze niebezpieczna, stwierdzam jedynie, że odmienność, którą proponują tradycjonaliści nie prowadzi do niczego dobrego. Jest tak dlatego, gdyż marzenia zawarte w prapolskich zwrotkach nijak się mają do problemów, z którymi boryka się współczesna Polska. Są one jedynie wymysłami ludzi zagubionych w obecnej sytuacji.

 Przejdźmy teraz do tych, którzy traktują naszą peryferyjność jako coś, co jak najszybciej trzeba przezwyciężyć. Oczywiście głównym przedstawicielem tej postawy jest środowisko Gazety Wyborczej. Wyborcza dzielnie walczy z zabobonami, ciemnogrodem, nietolerancją i innymi przekleństwami naszej młodej demokracji. Zasługi Gazety są nie do przecenienia – bez niej zapewne codziennie dochodziłoby w Polsce do pogromów na społecznościach żydowskich. Jednakże – niczego Wyborczej nie ujmując – są oni mało interesujący, gdyż uznali, iż Polska jest już w zasadzie zmodernizowanym krajem. Co prawda ciągle popełniamy pewne błędy, czasem dochodzi do wypaczeń, ale kierunek jest słuszny. Platforma może nie jest jeszcze doskonała, ale kto wie, może po niej przyjdzie Palikot i zrobi u nas prawdziwie europejskie państwo.

 Zdecydowanie lepszą diagnozę stawia Cezary Michalski: Polska ciągle jest zaściankiem, aby to zmienić należy imitować państwa zachodnie. A zatem: modernizacja imitacyjna. Diagnoza Michalskiego jest o tyle lepsza, że nie umyka mu jeden zasadniczy fakt: państwo polskie jest niesprawne wszędzie tam, gdzie jego sprawność jest wręcz niezbędna. Wyborcza (znów: niczego jej nie ujmując, bez niej Polską nadal rządziliby Kaczyńscy!) jakoś nie zauważa systemowej wręcz nieudolności naszego państwa.

 A zatem modernizacja imitacyjna. Oto sposób na zbliżenie się do centrum. Może nigdy nie będziemy tacy jak Oni (Zachód), ale naśladując Ich możemy sprawić, że wyjdziemy ze stanu natury, w którym Polacy znajdują się od 300 lat. Michalski nie zauważa jednak jednej rzeczy (która z kolei nie jest obca Wyborczej), my od 20 lat nie robimy nic innego poza imitowaniem Zachodu. Pan Cezary mógłby na to odrzec: jak imitujemy, jak nie imitujemy! gdybyśmy imitowali, to byłoby u nas tak jak u nich. Na takie dictum można odpowiedzieć: oczywiście, że imitujemy, tyle że tak właśnie działa imitacja. Bezrefleksyjne przenoszenie cudzych rozwiązań przypomina przeszczepianie wątroby bez wcześniejszego przebadania dawcy – szanse na sukces są niewielkie. Imitacja jest matką parodii i trzeba przyznać, że Polska jest parodią sprawnie działającego państwa.

Imitacja, podobnie jak kurczowe trzymanie się sztucznego ideału polskiej odrębności jedynie pogłębia peryferyjność Polski. Podobieństwa sięgają jednak dalej. Należy zauważyć, że tradycjonaliści również starają się imitować. Próbują oni naśladować dawno minione formy życia. Tutaj również zabieg ten daje efekty raczej komiczne. Kolejne podobieństwo jest takie, że i tu i tam istnieją zasadne wątpliwości, co do istnienia wzoru, z którego ludzie ci chcą czerpać. Tak jak Zachód rozumiany jako pewna całość raczej nie istnieje, tak można żywić wątpliwości, co do tego, że kiedykolwiek Polacy żyli w sposób, o którym marzą obrońcy naszej inności. Jest to raczej wyidealizowany obraz dawnych czasów.

 Reasumując: obie postawy zajmowane wobec faktu polskiej peryferyjności są nieskuteczne, reaktywne i niedostosowane do obecnej sytuacji. Wynikają one z wyobcowania i niechęci do naszego społeczeństwa. Z jednej strony niechęć ta bierze się z tego, że jesteśmy za bardzo zachodni, z drugiej z tego, że Zachodu u nas za mało. I tradycjonaliści i ich przeciwnicy nie myślą o Polsce, gdy proponują swoje rozwiązania wyjścia z impasu. Są oni ślepo wpatrzeni w Zachód – pierwszym złość i lęk psują optykę, a drugich Zachód oślepia swym blaskiem. Jedynym wyjściem jest sumienne rozpoznanie negatywnych tendencji panujących w Polsce oraz samodzielne próby usprawnienia polskiego państwa. Bez oglądania się na nie tak znowu wspaniałą przeszłość, bez ciągłego wpatrywania się w Zachód. 

Zakończę optymistycznie, jeszcze jednym fragmentem z Traktatu Moralnego:

 

Za sto a może za lat dwieście,
Gdzieś w Taorminie, może w Trieście,
We Francji (Chinach Europy),
Czy tam, gdzie dzisiaj stolic groby – 
Maleńkie centrum nauk błyśnie
I hasło nowej da ojczyźnie.
Patrz, jak zmieniona perspektywa:
Już nie to wielkim się nazywa,
Co się nam wielkim wydawało.
Kroniki są już kartą białą

 

 geissler

 

http://lubczasopismo.salon24.pl/noweperyferie; mail: nowe.peryferie(at)gmail.com Skład: acmd; andaluzyjka; geissler; kazimierz.marchlewski; michalina przybyszewska; binkovsky

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (17)

Inne tematy w dziale Polityka