NowePeryferie - redakcja NowePeryferie - redakcja
1227
BLOG

Bińkowski: Emerytury w świecie liberalnych fantazji

NowePeryferie - redakcja NowePeryferie - redakcja Polityka Obserwuj notkę 11

Tematyka ubezpieczeń społecznych stała się w ostatnich tygodniach ważnym elementem debaty publicznej dotyczącej problemów budżetowych i finansowych państwa (działalności OFE, nowelizacyjnego pakietu ministra Boniego). Charakterystyczna dla tych dyskusji miałkość i jednowymiarowość spojrzenia oraz dominująca od lat metoda kształtowania fundamentalnych zagadnień społecznych, oparta na półprawdach, niedomówieniach, manipulacjach i mitach, nie napawa optymizmem co do ostatecznego kształtu proponowanych zmian. Dlatego ważnym wydaje się dotarcie do zarysów właściwych intencji i wskazanie na te elementy reformy emerytalnej, które oparte były na subtelnych fałszerstwach i manipulacjach oraz przedstawienie realnych założeń i podstaw funkcjonującego obecnie systemu emerytalnego.

           Jeżeli przyjmiemy, że podstawami ubezpieczeniowego modelu zabezpieczenia społecznego jest redystrybucja dochodów, powstanie wspólnoty osób ubezpieczonych, które łączy ryzyko wystąpienia określonego zdarzenia ubezpieczeniowego, bezpieczeństwo socjalne, walka z rozwarstwieniem i wykluczeniem społecznym, okaże się że polska reforma emerytalna stanęła na odmiennych założeniach teoretycznych i wyznaczyła sobie inne cele systemu.

           System emerytalny został oparty na ograniczeniu zasady solidarności wspólnoty ubezpieczonych (wymienianych już elementach socjalnej osłony najsłabszych i przeciwdziałaniu dysproporcjom w ramach wspólnoty obywateli/ubezpieczonych), nierównomiernemu rozłożeniu ryzyka emerytalnego, indywidualistycznej zasadzie odpowiedzialności za swój los osobniczy (świadomie używam tego słowa, gdyż bliższe jest biologicznemu determinizmowi niż idei ochrony ubezpieczeniowej) i większej niż w „starym” systemie konieczności przezorności, odnoszącej się do zwłaszcza do kwestii oszczędzania i dodatkowych, „pozasystemowych” ubezpieczeń cywilnych. Odpowiedzialność za własne życie, za decyzje w nim podejmowane są ważne, ale w sferze prywatnej a nie jako fundamenty tak ważnej instytucji życia społecznego. Ta indywidualistyczna koncepcja kształtowania rzeczywistości społecznej i pozycji zajmowanej przez jednostkę, obca klasycznym ubezpieczeniom społecznym, została włączona w nowy system ubezpieczeniowi jako jego zasada funkcjonalna i nadrzędna norma postępowania przyszłych ubezpieczonych. Widoczne jest to poprzez włączenie w obręb instytucji ubezpieczeniowych rozwiązań charakterystycznych dla cywilistycznych ubezpieczeń prywatnych. Choćby w możliwości częściowego dziedziczenia środków zgromadzonych na koncie ubezpieczonego, indywidualnych kontach ubezpieczonych oraz konstrukcji OFE, zbliżającej je do funduszy inwestycyjnych. Charakterystyczna dla reformy jest indywidualizacja wysokości świadczenia emerytalnego. Wysokość przyszłej emerytury zależna jest w ścisły sposób od długotrwałego, stałego zatrudnienia, wielkości przekazanych składek a podstawą obliczenia będą środki zgromadzone na indywidualnym koncie ubezpieczonego. Współzależność wysokości emerytury od czynników związanych z zatrudnieniem, wysokością wynagrodzenia, stażem pracy stanowi przerzucenie na ubezpieczonych ryzyka wynikającego z przyszłej sytuacji gospodarczej, funkcjonowania rynku pracy (już dziś powszechne ograniczanie umów o pracę, umowy krótkoterminowe, „praca na czarno”) i wystąpienia czynników losowych, które mogą uniemożliwiać stabilne zatrudnienie. W połączeniu z odejściem od rozbudowanych transferów socjalnych, stanowi przykład, usankcjonowanego w prawie emerytalnym, prymatu dużych różnic majątkowych i rozpiętości wysokości świadczeń, co w przyszłości istotnie wpłynie na spójność społeczną i dramatyczny wzrost ubóstwa (nic dziwnego, że używa się niekiedy określenia „prywatyzacja systemu emerytalnego”).

           Odnosi się to zwłaszcza do drugiego filaru, gdzie ubezpieczenia są finansowane metoda kapitałową, która polega na kapitalizacji składek  oraz inwestowaniu w długich okresach czasowych, w odróżnieniu od metody repartycyjnej, w której bieżące składki przekazywane są na bieżące świadczenia. Właśnie sposób finansowania świadczenia emerytalnego w II filarze (metoda kapitałowa) budzi największe zastrzeżenia. W tym miejscu warto zaznaczyć, że większość systemów ubezpieczeniowych oparta jest w swojej podstawowej części (emerytura bazowa) na metodzie repartycyjnej, wyodrębnionej w I filarze oraz dodatkowych ubezpieczeniach (kapitałowych, ubezpieczeniach prywatnych, pracowniczych funduszach emerytalnych). Korekta klasycznego modelu emerytalnego polegała w Polsce na wyodrębnieniu dwóch filarów (finansowanych repartycyjnie i kapitałowo), które dopiero razem zapewnić mają podstawową, bazową emeryturę oraz dodatkowo trzeciego filaru (pracownicze programy emerytalne i indywidualne konta emerytalne).

           W literaturze wskazuje się na kapitałową formę finansowania podstawowej emerytury, powstanie OFE i ich konsekwencje dla polityki makroekonomicznej państwa jako najważniejsze przyczyny, takiej a nie innej reformy emerytalnej. Ograniczenie społecznych zobowiązań instytucji ubezpieczeniowych i oparcie się na metodzie kapitałowej wiązało się z dążeniem elit politycznych, eksperckich do umocnienia i szybszego rozwoju w Polsce rynku kapitałowego/ubezpieczeniowego, dynamicznego rozwoju instytucji finansowych, umożliwienie mniej sformalizowanego finansowania deficytu budżetowego oraz dążenie do intensyfikacji procesów prywatyzacyjnych. Ta droga organizacji sytemu ubezpieczeniowego zbieżna była z wytycznymi Banku Światowego, działaniami propagandowymi międzynarodowych think –tanków i organizacji związanych z określonymi instytucjami finansowymi. Stanowi to kolejny przykład przerzucenia ryzyka na ubezpieczonych, których wysokość świadczenia zależy bezpośrednio od działania OFE, skuteczności operacji finansowych, przeprowadzanych inwestycji oraz sytuacji ekonomicznej i funkcjonowania globalnych rynków finansowych. Metoda kapitałowa charakteryzuje się ponadto wysokimi kosztami działania, nikłą odpornością na kryzysy gospodarcze i globalne przemiany ekonomiczne, zależnością od wysokości inflacji, dużym ryzykiem trwałości środków podlegających inwestycjom oraz tendencją do ich rozpływania się w niebycie w drastycznych sytuacjach upadku systemu ekonomicznego, wojen czy bankructwa państwa (czterokrotnie dotknęło to w XX w. Niemcy; do dziś nie odkryto, co stało się po II Wojnie Światowej z kapitałem zgromadzonym w systemie ubezpieczeniowym II RP). Jako ciekawostkę warto dodać, że początkowo planowano w Polsce zastosować jako jedyną właśnie metodę kapitałową finansowania świadczeń, zgodnie z wzorem chilijskim (wzorowano się sumiennie na Chile, gdzie brak jakiegokolwiek funkcjonującego systemu ułatwił wprowadzenie kapitałowego systemu i był traktowany jako pozytywna zmiana, postęp). Nieprzekraczalne trudności związane były z koniecznością wypłaty bieżących świadczeń, co uniemożliwiało rozpoczęcie gromadzenia kapitału funduszom emerytalnym (w Chile ten problem sam się rozwiązał, krach finansowy zburzył „stary” sytemu).

           Ostatnim zagadnieniem związanym z opisem reformy emerytalnej  jest przedstawienie marketingowo – propagandowego zaplecza wdrożenia sytemu emerytalnego oraz szerszego problem nierzetelnego informowania (lub tworzenia swoistych mitów) o konsekwencjach konkretnych rozwiązań w dziedzinie społecznej. Manipulacja w kontekście reformy emerytalnej polegała na nierzetelnym/nieprawdziwym przedstawieniem określonych założeń i ich skutków, które nie miały żadnego oparcia w naukowych analizach albo jednostronnego podkreślania tylko niektórych aspektów reformy, korzystnych dla całościowego obrazu reformy. W rozumieniu autorów reformy poprzedni system charakteryzowała nikła stabilność, nieefektywność, niesprawiedliwość, który w niewielkim stopniu zaspokajał potrzeby ubezpieczonych. Ich zdaniem konieczna była radykalna, całościowa i zasadnicza zmiana systemu, która to dopiero może gwarantować właściwy poziom świadczeń. Czyli używanie określenia reforma jest już pewnym nadużyciem, w sytuacji zmiany paradygmatu ubezpieczeń społecznych i odejścia od zasadniczych socjalnych cech klasycznego modelu. Podobnie jest z innymi elementami kampanii „informacyjnej” jaka towarzyszyła legislacyjnej działalności rządu i parlamentu. Nowy system określano jako stabilniejszy, poprzez zdjęcie presji politycznej z funduszy zgromadzonych w ZUS oraz uniezależnienie emerytury od czynników demograficznych. Jest to idealny przykład mówienia „półprawd” – odbyło się to bowiem kosztem przeniesienia ryzyk ubezpieczeniowych na obywateli. W zakresie działania funduszy emerytalnych (element zewnętrzny, obiektywny) oraz sytuacji życiowej i związanej z zatrudnieniem (elementy występujące po stronie ubezpieczonych). Podobnie jest z domniemanym bezpieczeństwem („bezpieczeństwo wśród różnorodności”) i gwarancją wysokich świadczeń. System kapitałowy może być korzystnym, ale tylko w sytuacji długotrwałego wzrostu gospodarczego. Jest bardzo wrażliwy na wszelkiego rodzaju kryzysy i niepokoje gospodarcze, stąd powtarzanie haseł o bezpieczeństwie i stabilności jest nadużyciem. W odniesieniu do wysokości świadczenia zakładanie jakościowej zmiany w ubezpieczeniach społecznych jest zwykłym kłamstwem. Konstrukcja emerytury i sposób określania należnego świadczenia (w dwóch pierwszych filarach) ma zapewnić nie niższą od minimalnego wynagrodzenia za pracę wysokość emerytury, której średnia, zgodnie z analizami (m.in. raporty Urzędu Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych), będzie wynosić 50 % wynagrodzenia netto sprzed przejścia na emeryturę (tzw. stopa zastąpienia). Wśród kobiet ten procent (w zależności od wykształcenia, stażu pracy i wieku przejścia na emeryturę) waha się od 34 do 60 %, wśród mężczyzn natomiast od 47 do 69 %. Kobiety są generalnie w trudniejszej sytuacji ze względu na krótszy staż pracy, mniejsze wynagrodzenie i wcześniejszy wiek przejścia na emeryturę. Jeśli weźmiemy pod uwagę nikły rozwój pracowniczych programów emerytalnych, bardzo niski poziom posiadanych oszczędności, wysokie zadłużenie, rosnące koszty życia oraz coraz szerszą prywatyzację usług publicznych, życie na emeryturze może okazać się permanentną walką o normalne, godne funkcjonowanie. W sferze ubezpieczeń społecznych można przytoczyć jeszcze inne niedyskutowalne „pewniki”, których nikt nie śmie podważać - metody kapitałowe gwarantują odporność na czynniki demograficzne, większe oszczędności i wzrost gospodarczy, pozwalają zmniejszyć wydatki publiczne na emerytury oraz zapewniają dłuższy okres pracy (polecam bardzo pouczające teksty Ryszarda Szarfenberga – Mity w krytyce polityki społecznej i Religia krytyków polityki społecznej).

           Te wszystkie elementy można odnieść do liberalnego kanonu dogmatów funkcjonujących w przestrzeni społecznej, które kształtują konkretne rozwiązania legislacyjne, wpływają na działanie instytucji i określają sposób debaty publicznej. Stanowią właściwie nieprzekraczalny pułap w dyskusjach, polemikach, prezentowanych alternatywnych rozwiązaniach. Można się spierać odnośnie konkretnych propozycji (podniesienia wieku emerytalnego, sposobu waloryzacji emerytur), ale jakakolwiek prospołeczna zmiana systemu ubezpieczeniowego wydaje się w obecnym układzie władzy politycznej i ekonomicznej nierealna.

           Reforma emerytalna nie byłaby niczym wyjątkowym w procesie stopniowej prywatyzacji nowych sfer życia i dominacji „jedynie słusznych”, „niezbędnych” reform, gdyby nie szeroka akcja promocyjna, reklamowa, która towarzyszyła nowym rozwiązaniom. Organy państwa zaangażowały się aktywnie w promocję instytucji ubezpieczeniowych, wydając środki publiczne na reklamy prywatnych, jakby nie było podmiotów. Po jednej stronie znalazły się władze państwowe na czele z premierem, eksperci i naukowcy wspierający zmiany, instytucje finansowe, fundusze emerytalne, menadżerowie. To interesujący przykład wzmacniania akceptacji społecznej dla przeprowadzanych zmian poprzez reklamę, media i działania promocyjne, które to sposoby zacierają różnice pomiędzy prywatnym biznesem, naukowcami a władzą publiczną. Jest to groźne zwłaszcza dla społecznej kontroli nad działaniami władzy, możliwości aktywnej reakcji i przygotowania się społeczeństwa do faktycznych konsekwencji zmian oraz wyegzekwowania odpowiedzialności konkretnych polityków za podejmowane działania. Promocyjne operacje oczywiście nie miały wiele wspólnego z rzeczywistością, zwłaszcza w sposobie przedstawiania potencjalnej wysokości przyszłej emerytury.

           Warto przytoczyć w tym miejscu wypowiedź obecnego ministra finansów Jan Vincenta Rostowskiego, który w wywiadzie radiowym  stwierdził, że podstawą bezpiecznej przyszłości emerytów będzie liczba posiadanych dzieci. Dobrze wpisuje się to w przewijającą się ostatnio przez media kampanię społeczną, która wskazuje na zalety wielodzietności, z podprogowym przesłaniem o niemożliwości samodzielnego utrzymania się z przyszłych świadczeń emerytalnych. Na tym zdaje się polega postęp społeczny, po „dziwnych” eksperymentach socjalnych epoki przemysłowej, wracamy dumnie w XXI wieku do form preindustrialnych. Nie dziwi w tym względzie postawa liberalnych polityków, o konserwatywnym spojrzeniu na kształtowanie relacji społeczne instytucje państwa - rodzina, którzy wskazują na indywidualną, prywatną przezorność wspólnoty rodzinnej, jako czynniki gwarantujące socjalną stabilności na starość. Można zrozumieć twardych, wolnorynkowych liberałów i „cnotliwych”, ponurych egoistów (zaczytanych w Ayn Rand), którzy uważają, że tylko pełna odpowiedzialność za własne czyny, brak gwarancji państwowych i ograniczenie redystrybucji przyczyni się do poszerzania wolności i autonomii jednostki. Dlaczego więc, pod takimi hasłami nie przeprowadzano reformy ubezpieczeniowej, w zamian nęcąc przyszłymi, potencjalnymi korzyściami, budując wizje dobrobytu i prosperity. Oczywiście odpowiedź jest zbyt banalna, żeby pisać cokolwiek na ten temat.

           Mam na zakończenie dwie pesymistyczne uwagi. Po pierwsze, wydaje się, że współcześnie (11 lat po zmianie systemu ubezpieczeniowego), łatwiej byłoby rządzącym przeprowadzić taką reformę, nie musieliby odwoływać się do, aż tak rozbudowanych, mechanizmów marketingowych i propagandowych kłamstw. Pewien opór i skuteczna samoorganizacja krytyki wobec niekorzystnych dla społeczeństwa zmian słabnie i zanika w metaprzestrzeniach medialnego, ogłupiającego hurgotu, codziennej politycznej manipulacji, a także coraz silniejszego przekonania, że tylko zindywidualizowane, „sprywatyzowane” modele organizowania własnego życia przynoszą korzyść. A po drugie, pisząc o zmianach w ubezpieczeniach społecznych, nie powinienem nawet używać określenia „liberalizm”. W końcu myśl liberalna ma pewne zasługi w kształtowaniu polityki społecznej, wolność jednostki otoczona silnymi instytucjami społecznymi gwarantuje jej skuteczność. Wydaje się, że sprawy deregulacji i zmniejszania osłon socjalnych oraz jednotorowego kształtowania regulacji ze sfery polityki społecznej, rynku pracy, służby zdrowia odarte są z jakiejkolwiek ideologii. To jakaś niepowstrzymana, nieludzka inżynieria społeczna, która wprzęgnięta w system interesów, powiązań i korzyści finansowych (lokalnych i międzynarodowych) degraduje stopniowo indywidualne życie ludzkie. Odurzając widzów słodkim odorem dostatku i wolności.

 

Łukasz Bińkowski

 

http://lubczasopismo.salon24.pl/noweperyferie; mail: nowe.peryferie(at)gmail.com Skład: acmd; andaluzyjka; geissler; kazimierz.marchlewski; michalina przybyszewska; binkovsky

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Polityka