Trafiłam ostatnio na tekst Artura Bazaka, napisany, jak rozumiem, jako krytyka światopoglądu Sławomira Sierakowskiego.W praktyce jednak z tekstu nie dowiadujemy się ani o poglądach szefa Krytyki Politycznej, ani o perspektywach polskiej lewicy. Zostało w nim natomiast doskonale sformułowane pewne obiegowe przekonanie, a mianowicie: “Człowiek, który nie dostrzega sprzeczności między postulatem solidarności społecznej z najbardziej potrzebującymi a dążeniem do „otwarcia prawa obyczajowego”, m.in poprzez wprowadzenie postulatów mniejszości seksualanych, nie ma najmniejszych szans na stworzenie zwykłej lewicy w Polsce”.
To przekonanie można znaleźć zarówno na lewicy jak i na prawicy: prawicowiec powie z satysfakcją, że lewaczki sobie same kopią grób, a lewicowiec, często z żalem, że powiązanie polityki solidarności społecznej z postulatami mniejszości (w tym seksualnych) jest szkodliwe dla społecznego postrzegania lewicy jako takiej i – w rezultacie – skazuje ją na przegraną wyborczą. W obu wypadkach przesłanka do krytyki jest pragmatyczna: zakłada się, że polski konserwatywny lud nie zaakceptuje pakietu obyczajowo-solidarnościowego, warto więc (w Polsce) walczyć wyłącznie o lewicową politykę ekonomiczną. Bo za wcześnie, bo lud nie zrozumie, bo nie warto być za to odstawionym na boczny tor. Tego typu pragmatyczne rozważania musi być może brać pod uwagę sztab polityka, który startuje w wyborach prezydenckich, ale już nie dziennikarz, publicysta, aktywista społeczny czy polityk partyjny.
W polityce społecznej nie ma na co czekać. Nigdy nie będzie ‘dobrego momentu’ na ponowną inkorporację postulatów emancypacji mniejszości seksualnych, jeśli zrezygnuje się z ich głoszenia dzisiaj. Dziwię się, że znakomitej większości polskich publicystów nie robi się niedobrze, kiedy wypisują na klawiaturze ‘polski lud jest konserwatywny’, ‘Polak się boi’, ‘starzy ludzie chcą’. Przestańmy może projektować i wyobrażać sobie, czego to ludzie chcą lub nie, a zajmijmy się proponowaniem, wymyślaniem, TWORZENIEM nowych projektów społecznych i politycznych. Zamiast powtarzać, że ‘statystycznego Polaka’ geje obchodzą tyle co nic, pamiętajmy, że co dziesiąty statystyczny Polak JEST gejem.
Paradoksalnie, w żadnym znanym mi kraju postulaty równouprawnienia mniejszości seksualnych nie zostały w dyskursie tak skutecznie sklejone z ideą lewicy jako takiej jak właśnie w Polsce. Zarówno mniejszościom seksualnym jak i lewicy per se niedźwiedzią przysługę wyrządziła Gazeta Wyborcza, prowadząc od lat dość specyficzną kampanię na rzecz LGTB, która owszem nagłaśnia problem, ale z właściwym sobie tonem pouczenia ciemnych mas. Przejąwszy z języka kościelnego pojęcie „wstydu” Gazeta niemal w każdym tekście dotyczącym LGTB mówi do czytelnika ‘Wstydź się ty, który nie przyszedłeś na paradę równości. Wstydź się ty, który nie wiesz, co to tolerancja. W Izrealu/Berlinie parada była piękna i kolorowa, a u nas szara klapa. Twoja wina! Twoja wina! Twoja bardzo wielka wina!’ Wychodzi z tego Fellini à rebours. Specyficzny język ‘wykluczającej tolerancji’ wypracowany przez GW jest nadal bardzo wyczuwalny nawet u ludzi personalnie i ideowo niezwiązanych z Wyborczą. To pozorne zwycięstwo jest w rzeczywistości porażką – zamiast oświecić masy, język Gazety na lata utrudnił uczciwą rozmowę o miejscu LGTB w polityce; przedzieranie się przez emocjonalne zasieki po obu stronach graniczy z cudem, nawet w gronie „oświeconych” przyjaciół. Wykluczająca tolerancja skleiła się z niechlubnym obrazem tzw. ‘lewicy kawiorowej’ i rzeczywiście pewne postulaty obyczajowe, w tym równouprawnienie mniejszości seksulanych, zaczęły się szeroko kojarzyć z rozrywką klasy próżniaczej, co jest szkodliwe i nieprawdziwe. Dużo łatwiej być gejem lub lesbijką mając firmę i piękne mieszkanie na warszawskim Natolinie niż pielęgniarką spod Lublina. Wykluczenie mniejszości seksualnych jest JEDNYM z wielu istniejących w społeczeństwie typów wykluczeń; lewica walczy o prawne i społeczne równouprawnienie WSZYSTKICH obywateli.
Problem LGTB ani walka z wykluczeniem na gruncie obyczajowym per se nie jest i nie powinna być trzonem polityki lewicowej, chociażby dlatego, że w systemie kapitalistycznym gros walki politycznej odbywa się na polu ekonomicznym – i co do tego niemal zawsze panuje zgoda. Niemniej, walka o prawa mniejszości – szeregu grup nie posiadających równoprawnego dostępu do zatrudnienia, służby zdrowia, szkolnictwa i dóbr kultury – jest i musi pozostać fundamentalnym filarem lewicy. To już niemal truizm, że w neoliberalnym kapitaliźmie wszyscy jesteśmy mniejszością. I dlatego o prawa każdej z nich trzeba dziś walczyć. Widzimy, że są obecnie w Polsce katolicy, którzy czują się wykluczeni z racji na wiarę. W Polsce, kraju, gdzie 96-98% społeczeństwa deklaruje się jako katolicy! Gdzie są granice absurdu? Czy absurdem jest fakt, że katolik w takim kraju może być realnie dyskryminowany, czy to, że zaczyna się czuć mniejszością?
Jeżeli w Polsce powstałaby partia polityczna, której propozycje socjalne byłyby realnie nastawione na grupy najbardziej potrzebujących i wykluczonych – a są to, przypomnijmy, bezrobotni, zatrudnieni na umowach śmieciowych, samotne matki, ludzie starzy, absolwenci nierentownych kierunków, etc – być może okazałoby się, że kwestia równouprawnienia mniejszości seksualnych nie jest już ani tak medialnie wszechobecna, ani tak społecznie kontrowersyjna. Europa, a Polska wraz z nią, wchodzi w erę nowych wykluczeń, w której całe masy obywateli skazane są na tzw. precariousness, w której żyje się z dnia na dzień, bez źródeł stałego dochodu, bez zabezpieczeń społecznych. Imigracja do Polski będzie stale rosła, gospodarcze zapóźnienie wobec światowych liderów najprawdopodobniej również; edukacja wyższa jest w opłakanym stanie. To są kluczowe wyzwania dla lewicy. Polityczna fiksacja na kwestii LGTB jest krótkowzroczna i niepotrzebna: zamiast wynosić ją na sztandary, powinniśmy na lewicy raz na zawsze uznać ją za jedną z wielu frontów naszej politycznej walki. Zamiast targować się o to, co z programu polskiej lewicy skreślić, przyjmijmy do wiadomości, ile musimy do niego dopisać.
Kinga Stańczuk
Tekst ukazał się pierwotnie na stronie internetowej Nowych Peryferii.
http://lubczasopismo.salon24.pl/noweperyferie; mail: nowe.peryferie(at)gmail.com Skład: acmd; andaluzyjka; geissler; kazimierz.marchlewski; michalina przybyszewska; binkovsky
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka