Recenzja – będzie zawierała spojlery, więc jakby co, nie czytać.
„Splice” 2010, reżyseria Vincenzo Natali.
Aaa w sumie tę reckę miałam walnąć dawno temu, ale jakoś wyleciało mi z głowy, że 29.06 wybrałam się radośnie do kina. Należy to zaznaczyć – wybrałam się wiedząc doskonale, że film ludzi już obrzydził, odstręczył i nie spodobał się generalnie, a już na pewno nie wygrałby w rankingu popularności z Komorowskim.
A to w tym momencie serio źle.
Ale nic – postanowiłam na coś to osiemnaście złotych przeznaczyć (ileż słodyczy można zjeść?). Ponieważ ominęło mnie „Cube”, a nawet „Azyl” nie znałam wcześniejszych dzieł reżysera i nie miałam wyrobionej opinii o tym, co powinnam ujrzeć. Ale dziwiły mnie dyskusje na filmweb.pl – film został tam doszczętnie zjechany. Spojler filmu znałam, więc zaskoczenia w kinie miało nie być, wszyscy ci ludzie odrzucali coś, co ja generalnie lubię (mmm kazirodztwo symboliczne jest taaakie smaczne).
No to poszłam, weszłam, oglądłam, dostałam szoku, wyszłam.
Po pierwsze najważniejsze – ja chcę przerżnąć Dren. Chcę uprawiać seks z tym stworzeniem. Jest, tak do cholery, udało ci się Natali, po prostu seksowna mimo łysego łba, dziwnych stóp, kła jadowego i nieprzewidywalności.
Dwa – Adrian Brody. Tak. Jego też chcę przerżnąć. Za normalność, bokserki i w ogóle całokształt.
Trzy – reżysera z takim mózgiem też w sumie mogę, czemu nie. (Widzieliście zdjęcia? Co za przystojny facet!)
Nie, nie jestem jakaś szczególnie niewyżyta seksualnie. Po prostu poszłam do kina jako osoba ze zdiagnozowanym Efektem Lucyfera i nie wstydząca się psychologicznych pomyj (w końcu to nawet nie moje).
Nie mogę wam powiedzieć, czy film jest dobry, czy niedobry, bo dla mnie był dobry, a może dla was wcale by nie był. Ale ja kocham filmy jak „Dystrykt 9” – wcale nie dzieła, wcale nie perły, ale trafiły w mój gust, dla mnie są świetne.
„Splice” –czyli tłumacząc dobrze słowo, to nie „Istota” tylko „klejenie”, „kleić”, „złączenie”, „łączyć”.
Ano. Bo tytułowa Dren to w sumie córka pani naukowiec zmieszana z genami zwierząt niedrapieżnych, voila. Sory, że bez kreski nad voila, nie chce mi się teraz grzebać w wordzie.
Storyline jest takie: byli se pan i pani naukowiec, se zrobili pół człowieka, pół zwierzaka mutanta, którego traktują jak córeczkę. Zabawna sprawa polega więc na momencie, kiedy robią ją nielegalnie i kiedy okazuje się, że tatuś (Adrian Brody, częściej powinien grać naukowców) chętnie by zamoczył kija w słodkim mutancie.
No faktycznie, jak tak czytam, co sama napisałam – brzmi to obrzydliwie. Z wywiadów z samym reżyserem zrozumiałam, że Natali chciał pokazać kazirodztwo – uważam osobiście, że to mu się udało. Kazirodztwo to niszcząca relacja, w którą zaplątane są trzy osoby - dziecko, matka i ojciec. Co popycha ich do zwyrodnienia związków seksualnych, co popycha ich do zdrad?
Natali, pod płaszczykiem starego dobrego przesłania, ludzie to najgorsze paskudniki pod słońcem, i zabaw z kodem genetycznym, ładnie nam sprzedaje Dren i jej konsekwencje. Ładnie sprzedaje nam tak naprawdę nas samych. Ja wiem, że są osobniki wierzące, że ludzie są dobrzy, tylko im nie wychodzi, a spadówa mi z bloga. Nudni jesteście. Ja wolę wierzyć, że ludzie są źli - czarne charaktery przynajmniej mają charaktery.
Zupełnie jak cały ten film, pod przykrywką złej realizacji ma głębię, tylko wczuć się trza.
W filmie jest moment, kiedy pani doktor pyta sami przekonajcie się kogo:
- Czego chcesz?
- Być w tobie.
To jeden z tzw. orgazmów filmowych. Są orgazmy literackie - np. na każdej stronie Pratchetta, raz na tysiąc stron Tolkiena, raz na pięćdziesiąt Simmonsa, raz na całego Zelaznego. W tym filmie był to moment pod sam koniec właśnie w tej rozmowie. Pani doktor na ziemi. A na niej takie cudooo...
Powiem wam tak – nie idźcie do kina, bo to nie jest film –rozrywka. To jest film do obejrzenia kiedy człowiek ma serio zły humor – wpasuje mu się.
Na koniec powiem tylko, że zachwyciły mnie skrzydła, seks i zabicie kota. Gra aktorska, efekty specjalne, pomysł i scenariusz. Zachwyciłam się tym filmem, ale nie polecam go.
Bo to tylko mi się podobają takie filmy.
P.S. Wróciłam z Niemiec, brzydką pogodę mieli. Działo się coś, kiedy mnie nie było?
P.S 2 - Delphine Chanéac, odtwórczyni roli tej paskudy na zdjęciach powyżej - wróżę ci wielką karierę.