Wałęsa w wolnej Polsce przegrał swój czas i zniszczył swoją legendę, początek jego końca zaczął się wraz z wygraniem wyborów prezydenckich.
W przypadku trenera Smudy sprawa ma się, z właściwymi proporcjami identycznie-wznosząca fala, sukcesy trenerskie z drużynami z polskiej ligi. Zaistniał fenomen Smudy, kroczył od sukcesu do sukcesu, mówiono o charyzmatycznym szkoleniowcu, żelazną ręką trzymającym piłkarzy, jego zatrudnienie było gwarantem mistrzostwa w lidze. Kiedy otrzymał wymarzone stanowisko selekcjonera reprezentacji, już tylko zjazd w dół.
Podobieństw z Wałęsą mają więcej. Obaj są naturszczykami, bez matury i kierunkowego wykształcenia, którego to brak okazał się bardzo widoczny na stanowiskach prezydenta i selekcjonera.
Kariera piłkarska Smudy nie była imponująca (dla jakości pracy trenerskiej to bez znaczenia), grał na pozycji środkowego obrońcy. Urodził się na Śląsku, grał w lokalnych klubach, Stali Mielec, Legii, potem klika lat w USA, oraz mały epizod w Turcji. Uprawnienia renerskie otrzymał w Niemczech gdzie pracował jako trener w loklanych niskich ligach, bez powodzenia. Wyjechał do USA, tam też trochę trenował lokalnych piłkarzy i pracował w budownictwie. Do Polski został ściągnięty przez ówczesnego właściciela Widzewa-Grajewskiego, który miał plany i pieniądze na budowę silnej drużyny, której trenowanie powierzył Smudzie. Grajewski w tamtych czasach był synonimem sukcesu, Smudzie wymyślił przydomek Franz, mówił, że Franciszek to brzmi banalnie, a że mówiono o solidnej niemieckiej szkole trenerskiej to lepiej będzie pasować Franz..
Od tego czasu zaczęła się złota passa Smudy. Nikt nie śmiał kwestionować jego umiejętności, mówiono że ma swój styl, że panuje nad drużyną, prasa zrobiła swoje.
I tak z faceta znikąd, mówiącego jakimś bełkotliwym dialektem, ledwo sklecającego zdania, szczycącego się tym że wszystko robi "na nosa", "a forma to jest do ciastek" zrobiono męża opacznościowego polskiej piłki, geniusza trenerskiego i wyrocznię, której każde słowo traktowano jako prawdę objawioną.
Kiedy medialny balon Smudy został już nadęty do niebotycznych rozmiarów, nie było szans przebicia się z jakąkolwiek konstruktywną krytyką jego osoby, a on sam z gracją Dyzmy budował swój monopol w piłce. Nie przemawiało do nikogo, że wszystkie zespoły, które trenował miały zawsze najsilniejsze składy w lidze i głównie tym wygrywały mecze, pracował w klubach najbogatszych z pieniędzmi. Słysząc tego faceta na konferencjach prasowych, wywiadach i w innych wypowiedziach zawsze zadawałem sobie pytanie jak to możliwe, że to działa. Nigdy z jego wypowiedzi nie można było wywnioskować czy posiada jakiś pomysł, strategię co do drużyn które trenował, sprawa ograniczała się do bełkotu.
I teraz mamy, PZPN wyszedł (tak mówili) zapotrzebowaniu ze strony kibiców na selekcjonera Smudę. Nie kierowano się zasadą- im słabsza drużyna tym lepszy trener. Wszystko oparto na "nosie Franza", który w bezproblemowy sposób wiedzie nas do kompletnej katastrofy w 2012- nie wyjście ze swojej połowy boiska podczas meczów grupowych.
Kompletnie nie rozumiem postawy PZPN, dlaczego nie zwalniają Smudy. Ci ludzie nie mają świadomości, że blamaż reprezentacji będzie ich winą? Jest już ostatni dzwonek, na zatrudnienie trenera z kwalifikacjami, który dokona takiego ustawienia zespołu, aby możliwym stało się wyjście z grupy. Człowieka należy szukać za granicą, nie może mieć nic wspólnego z polską piłką i "myślą ternerską". PZPN stać na kontrakt z kimś w rodzaju Hidding liu Hitzfeld.
183 cm, 88 kg, żona , córka w wieku szkolnym.Polak, katolik, członek PZŁ, praktycznie bez nałogów, chyba że w miłym i sprawdzonym gronie.Na użytek rodziny i własny obserwuję nasze czasy.Jest dużo pytań, mało odpowiedzi i "tylko prawda jest ciekawa".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka