W powojennej Polsce, do 1989 roku te dwa słowa wszystkim kojarzyły się z pochodami, przemówieniami sekretarzy partyjnych, imprezami, piknikami – ze świąteczną atmosferą, ale i z prześladowaniem, partyjnych „innowierców”.
Dzisiaj po wpisaniu hasła „początki robotniczych protestów” ukazują się tytuły:
„Poznański Czerwiec 1956” „Maj 1968”
(ogólna nazwa wydarzeń we
Francji, zapoczątkowanych przez protesty studenckie, których bezpośrednią przyczyną było usunięcie przez policję demonstrantów z okupowanego wydziału paryskiej
Sorbony.
) „Czerwiec 1976” i wiele innych. Tyle że te tytuły dotyczą wydarzeń, nie tych o które mi chodziło. Wpisując w/w hasło oczekiwałem, że na ekranie komputera ukażą mi się artykuły o wydarzeniach z 1886 roku w Chicago, o Rewolucji Hiszpańskiej, o rewolucji w Rosji – że nie wspomnę o angielskiej, czy francuskiej.
Z tego co sobie przypominam, to wszystkie rewolucje były wywoływane z potrzeby poprawy bytu ludzi najniższych warstw społecznych. Choć – co prawda – były też i burżuazyjne. Na pozyskaniu przywilejów dla burżuazji, jednak się nie kończyły. – Jak bym się mylił, to mi wytknijcie i poprawcie. Co jeszcze o rewolucjach by można powiedzieć, to chyba to, że są stare jak świat. W tym przypadku, też apeluję do ewentualnych czytelników o wytknięcie błędu i poprawkę. W starożytności buntowali się Babilończycy, Żydzi, Egipcjanie, Grecy, Rzymianie. Kiedy by i gdzie by nie zajrzał, to zza węgła wyglądają trzy postacie – stojące jedna za drugą – ucisk, nędza i bunt. Ale gdzie bunt, tam i mord – o tym też trzeba pamiętać.
Wychodzi na to, że rewolucje występują, niezależnie od ustroju politycznego, czy społeczno-gospodarczego. Są natomiast – jak wspomniałem – skutkiem ucisku i nędzy, a ich celem jest poprawa bytu warstw uciśnionych. Jeśli by to było prawdą, to by znaczyło, że nasza Demokratyczna Władza – wcześniej, czy później – stanie naprzeciw szeregom zbuntowanych ludzi pracy. Kwestią, albo niewiadomą pozostaje okres „inkubacji” buntu społecznego.
Nasuwa mi się kolejny wniosek dotyczący ewoluowania stosunków społecznych w kierunku przyczyniającym się do występowania niezadowolenia, niektórych warstw społecznych. Jest nim, niemal pewność, że powstawanie zróżnicowania społecznego jest pochodną degeneracji, wynaturzenia władzy. To władza stwarza możliwość wpływania na losy innych ludzi, sterowania nimi, manipulowania, by wreszcie, całkowicie nimi zawładnąć, podporządkować i zniewolić. To sam charakter, istota władzy jest – że tak powiem – topielą, która nęci i kusi, wciąga w głębię, w otchłań – a może będzie bardziej zrozumiałe, gdy powiem – która nie wciąga, lecz wynosi sprawujących władzę ponad resztę społeczności, w przestrzeń wywyższoności, bezkarności, bezprawia, i podłości. A trzeba powiedzieć, że człowiek, jego natura, nie są odporne na takowe pokusy. Bo czy nie będzie prawdą, jeśli powiem, że cechą ludzkiej natury jest dążenie do traktowania innych z góry? I to właśnie uleganie tym pokusom w konsekwencji doprowadza do zróżnicowania klasowego. To w wyniku tego powstają elity uprzywilejowane, dla których prawo jest po to, aby je obchodzić i „elity” prawu podlegające, dla których prawo jest po to aby je ciemiężyć i podporządkowywać elitom uprzywilejowanym. I to, w efekcie takich procesów występuje periodyczność przewrotów, na którą nie ma wpływu, czy władzę przejmą buntownicy, czy pozostanie ona w rękach tych samych ludzi, przeciwko którym ludność się zbuntowała. Wszak bywało, że ci co wydostali się spod pręgierza, po pewnym czasie używają, tego narzędzia do ucisku swoich podwładnych, co ich poprzednicy. Weźmy chociażby Rosję i Jej kraje satelitarne. W Rosji dwudziesty wiek zaczął się protestami przeciwko Carskiej Władzy. W 1917 rewolucjoniści rosyjscy przejęli władzę. Po Drugiej Wojnie Światowej swoje porządki wprowadzili w państwach znajdujących się w strefie, swoich, powojennych wpływów. No i co się okazało? A no to, że w drugiej połowie dwudziestego wieku ludzie protestowali przeciwko beneficjentom rewolucyjnych przemian sprzed – można powiedzieć – niespełna półwiecza. A dzisiaj ? Czy dzisiaj ludzie są zadowoleni z poczynań władzy? Czy dzisiaj nie można zarzucić władzom, że robią wszystko, aby ludzi dociążyć, aby im życie utrudnić?
A co niby stoi na przeszkodzie, żeby władze stwarzały atmosferę, uwarunkowania, żeby kreowały, moderowały i wprowadzały ustawy ułatwiające życie godne dla wszystkich użytkowników tego globu?
Tyle że elity władzy, jedynie pieniądze brać by chciały.
A kreowanie przestrzeni życiowej, na obywateli by przerzucały.
Już kończę. Nie nerwujsja. Jeszcze tylko zapytam o to, czy skutki rewolucji warte były ofiar, które zostały przez nie pochłonięte? I czy potępienie i odrzucenie wszystkich „rewolucyjnych zdobyczy” miałoby znaczyć, że systemy społeczno-gospodarcze, sprzed rewolucji były lepsze, przyjaźniejsze ludności miast i wsi, społecznie bardziej akceptowalne od tych porewolucyjnych. I czy, w ogóle rewolucje wnoszą, cokolwiek dobrego w kształtowanie, udoskonalanie stosunków międzyludzkich? No i czy "Orwellowski knur" dobrze się miewa, tylko w systemach totalitarnych?
Inne tematy w dziale Polityka