Selekcjoner (choć to słowo użyte mocno na wyrost) polskiej reprezentacji piłki nożnej powołał dziś zawodników na przyszłotygodniowy mecz towarzyski z Niemcami. Z racji tego, że termin raczej średnio trafiony, dostaniemy baty tym razem od drugiego (może i trzeciego) garnituru niemieckiej elity, choć cel i tak jest jasny, klarowny i oczywisty - trzeba naszym kochanym zachodnim braciom poprawić humor przed zbliżającymi się Mistrzostwami Świata w Brazylii. I bardzo dobrze, od czegoś ma się sąsiada przecież. Nawiasem mówiąc, nie po to CDU pieniążki słała, a premier kolędy w wiadomym języku śpiewał, żeby teraz jakieś numery wywijać niepotrzebne, prawda?
Swoimi dotychczasowymi dokonaniami pan Adam Nawałka udowodnił pierwszorzędnie, że gorszy z niego trener, niż mamy zawodników, co samo w sobie jest sztuką wybitną. Brak ładu, organizacji gry, pomysłu, wizji. Wszystko okraszone wyjątkowo kontrowersyjnymi powołaniami, dziwacznymi mądrościami, brakiem pokory i... fatalnymi wynikami z europejskimi przeciętniakami. Skład na Niemcy tylko to potwierdza, z jednej strony powołuje się na siłę krytykowanego, naturalizowanego zawodnika jak Thiago Cionek (druga liga włoska), a z drugiej brak grających regularnie Perquisa (Hiszpania) i wyjątkowo pewnego w swoim Bayerze Leverkusen Boenisha. Do tego niezwykłe talenty z polskiej drugiej ligi i przynajmniej mamy gotową odpowiedź na pytanie - dlaczego Polska na pewno nie wygra kolejnych eliminacji?
Ja naprawdę bym zrozumiał, gdyby pan selekcjoner miał swoją, konsekwentnie realizowaną koncepcję. Tutaj mamy natomiast festiwal nieudolności połączony z brakiem logiki, wyjątkowym poczuciem humoru oraz realizacją prywatnych interesów. Kto tym razem podpowiadał, hmm?
Na drugim biegunie mamy ministra Sikorskiego, który w przerwie między negocjacjami z Putinem i Obamą, oraz wyborem koloru krawata przewidzianego do uroczystego odbioru Pokojowego Nobla, troszkę zgłodniał. Jak go przyłapała zręcznie bulwarowa prasa (zresztą, która u nas taka nie jest?) po pizzę szybciutko wybrali się funkcjonariusze BOR-u. Mam nadzieję, że to nie byli Ci sami co za Kasią Tusk na zakupy chodzą, inaczej jeszcze ta pizza Radkowi w gardle stanie. A Arłukowicz zajęty odkrywaniem, że w Polsce to kolejki u lekarzy są, więc nie zdąży poratować, co wtedy? Wyjaśniła już zręcznie rzecznik rządu Kidawa-Błońska, że minister tę pizzę to tylko podgrzewał (przytrzymywał?), po raz kolejny udowadniając, że co jak co, ale zaplecze i doświadczenie medialne to ona ma. Wypisz wymaluj polskie media, rzecz jasna.
Dobrze, a co to ma ze sobą wspólnego, zapytacie słusznie? Wszystko. Nie odkryję Ameryki, ale kolejny dzień naszego wielkiego, europejskiego sukcesu, reformacji, lat świetlnych, zielonej wyspy (czego to już nie było) dostarcza kolejnych dowodów porażającej i banalnej zarazem tezie - w tym polskim raju liczy się tylko osobisty interes, zerowa odpowiedzialność, prywata, nepotyzm, kolesiostwo, nieuczciwość. Upadek na dno nie staje się determinantem zmian, woli walki, siły, hartu ducha. Dajcie mi łopatę, kopiemy dalej, może się trafi przypadkiem na jakiś skarb zagubiony, zwłaszcza, że to nie ja muszę kopać, ma się od tego ludzi. Głębiej i dalej...
Służba publiczna? Odpowiedzialność za słowa, czyny? Narodowy interes? Racja stanu? Nawet jak się przypadkiem trafi ktoś teoretycznie "rokujący", to w odpowiednim towarzystwie szybko nabiera jedynie słusznej... ogłady, powiedzmy. Cały kraj jest tym przesiąknięty do szpiku kości, lokalni działacze załatwiający pracę sprzątaczki w szkole z politycznego rozdania, sportowi działacze, których w wielu dyscyplinach jest więcej niż samych zawodników, skostniały, komunistyczny PZPN (ale Boniek dużo zmienił, naprawdę, pogratulować), pełna arogancji, bezczelności, kłamstw najwyższa władza, która w obliczu tak wielu wyzwań (demografia, polityka zagraniczna, służba zdrowia, gospodarka) zajmuje się marketingiem (kiepskim) i dbaniem o zachowanie odpowiedniej ilości wygodnych stołków. Ewentualnie realizacją obcych, ale broń Boże polskich, interesów. Co zresztą, nie oszukujmy się, ma bezpośrednie powiązanie z tymi samymi krzesłami.
Powtarzam zawsze, smutno konkludując, że jeśli głowy i ręce robiłyby swoje, choćby w minimalnym stopniu realizowały marzenia i oczekiwania polskiego społeczeństwa, widać byłoby resztki (zalążek) dobrej woli, to niech sobie te publiczne tyłki sadzają gdzie chcą, nawet z opcją podgrzewania. U nas niestety zatracono już resztki przyzwoitości, a działania reszty części ciała naszych gwiazd, polityków, działaczy koncentrują się na jednym - żeby pupcia miała mięciutko. Cóż, przynajmniej wiemy, kto jest szefem.
Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka