kemir kemir
3101
BLOG

Dziady... piłkarskiej Europy

kemir kemir Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 71

Mistrz Polski w piłce kopanej, Legia Warszawa, klub aspirujący do pozycji i statusu "polskiego Bayernu", tradycyjnie i zgodnie z polskim, świeckim zwyczajem piłkarskim otrzymał wczoraj kolejny "eurowpierdol" na własnym terenie od Omonii Nikozja. Omonii. Nikozja. Z Cypru. W II rundzie eliminacji Ligi Mistrzów, od drużyny, która nawet nie została ogłoszona mistrzem, a w eliminacjach gra, bo była pierwsza w swojej lidze po 22 kolejkach. Od drużyny, która przez prawie pół roku w piłkę nie grała. Od drużyny, która śmiało mogłaby być przykładem wesołych oldboyów, bo ich średnia wieku to ponad 30 lat.

Nie ma się co czarować: nasze eksportowe drużyny mogą mierzyć się jeszcze z drużynami Gibraltaru, Wysp Owczych, Liechtensteinu, Litwy,  Luksemburga. Mołdawii, Łotwy, Finlandii i może Gruzji - reszta jest właściwie ponad ich zasięgiem. Zawstydzająco spadamy w rankingu krajowym UEFA. Polska PKO Ekstraklasa znajduje się w tym rozstawieniu dopiero na 32 miejscu w Europie. Ranking i namacalne wyniki polskich drużyn pokazują, że nie jesteśmy słabi - jest gorzej, bo osiągnęliśmy poziom absolutnego dziadostwa piłkarskiego, który krajowi z bogatymi tradycjami futbolowymi, legendami Wilimowskiego, Cieślika, Szymkowiaka, Deyny, Lubańskiego, Bońka, Laty czy współcześnie Lewandowskiego po prostu nie przystoi.



Kryzys jest dużo bardziej poważny, niż się może wydawać, ponieważ co roku jest gorzej - trwa kroczący regres. Liga Mistrzów to już tylko historyczne sukcesy  Legii i Widzewa w  latach 1995 - 1997 i występy Legii w fazie grupowej Ligi Mistrzów w sezonie 2016/17. Liga Europy to także już odległa historia: największym dotąd sukcesem, był awans Lecha Poznań do 1/16 finału w sezonie 2010/2011, Legii Warszawa i Wisły Kraków w sezonie 2011/2012 oraz Legii Warszawa w sezonie 2014-2015. W sezonie 1994/1995 drużyna GKS Katowice grała z Bayer 04 Leverkusen na poziomie 1/8 finału, podobnie w 1/8 finału Wisła Kraków w sezonie 2002/2003 grała z S.S. Lazio Rzym. Stare, albo bardzo stare dzieje, które i tak są tylko miłymi przerywnikami w paśmie klęsk i kompromitacji z kelnerami, rybakami, rzemieślnikami i urzędnikami, w wolnym czasie kopiącymi piłkę dla przyjemności. Zestawiając fakt, że ci ambitni amatorzy eliminowali pełną gębą zawodowców, zarabiających często krocie na ekstraklasowych kontraktach, otrzymujemy wypadkową świadczącą o postępującym dziadostwie polskich drużyn piłkarskich.


Dlaczego tak się dzieje? Mówi się, że "pieniądze nie grają", ale akurat w piłce klubowej to ci najbogatsi z reguły zdobywają najważniejsze trofea. Solidne zaplecze finansowe to bardzo dobry punkt wyjścia do sukcesu sportowego. Z raportu UEFA pt. "The European Club Footballing Landscape" - nasza ekstraklasa takie zaplecze ma. Gdyby nasza Ekstraklasa zajmowała takie samo miejsce w rankingu UEFA, jakie zajmuje w raporcie finansowym lig europejskich, to moglibyśmy wystawić w eliminacjach Ligi Mistrzów aż dwie drużyny. Polska Ekstraklasa zanotowała w 2018 roku przychód blisko 528 mln zł., co daje jej 15-te miejsce w Europie.  Do tego dochodzi naprawdę dobra oprawa marketingowa i medialna, kluby dostają większe pieniądze, które teoretycznie powinny przeznaczyć na szkolenie. Powstają akademie, organizuje się warsztaty ze znanymi zagranicznymi prelegentami, ale brniemy w dziadostwo w zastraszającym tempie. Wydaje się, że już za chwilę wsiądziemy do superszybkiego pociągu, którym zaczniemy gonić piłkarską Europę. Problem w tym, że wciąż nikt nie wie, o której nasze pendolino ma przyjazd, a na peronie stoimy sami, bo wszyscy inni już dawno odjechali…


Pierwszą i najważniejszą przyczyną dziadostwa jest szkolenie młodzieży. Polski Związek Piłki Nożnej, któremu prezesuje Zbigniew Boniek, do tej pory, mimo licznych zapowiedzi i nalegań ze strony fachowców, do tej pory nie stworzył spójnego i jasnego programu szkolenia, ograniczając się jedynie, do wydania "rewolucyjnego" przepisu, że w meczu kluby muszą wystawiać do gry młodzieżowca. Krok na pewno we właściwym kierunku, ale jeżeli gwiazda polskiej piłki -  Robert Lewandowski - publicznie oświadcza, że nikt nie nauczył go dryblować i grać jeden na jeden, to my nie tylko jesteśmy tam, gdzie plecy tracą swoja nazwę, ale my się tam już na dobrze urządziliśmy. Żeby jednak stworzyć sensowny system szkolenia na poziomie centralnym potrzebne są  trzy rzeczy: pieniądze, konkretne działania związku i trenerzy, którzy będą posiadać kwalifikacje do "skautowania" i szkolenia dzieci i młodzieży. PZPN nie jest związkiem biednym, zatem pomijając jak spore pieniądze zarobione przez związek są wydawane, można stwierdzić, że finanse nie są barierą. Nie widać natomiast woli i konkretnych działań, nie ma juniorskich trenerów na odpowiednim poziomie - wyłączając garstkę pasjonatów, pracujących za grosze, albo dla swojej osobistej satysfakcji. Nawet najbardziej utalentowany młodzieżowiec, jeżeli nie będzie mieć olbrzymiej ambicji, woli tytanicznej pracy do wykonania i szczęścia do trenera - jak " Lewy" do Kloppa - to od każdej poważnej ligi się odbije jak od ściany, bo nikt np. Kapustki nie będzie uczyć już taktyki i techniki użytkowej.


Kluby - poza Lechem, Zagłębiem i Legią, która się w tym temacie budzi - akademie i szkolenie młodzieży traktują jako zło konieczne, przez co szkolenie jest niedoinwestowane, zacofane i pozorne, bo bardziej opłaca się kupienie "starego Słowaka", który ma dać utrzymanie i pozostanie przy "cycku" mamony z Canal Plus. I takie są cele większości polskich klubów Ekstraklasy. Bez ambicji, bez rozwoju, bez sukcesów, bo na co one komu? Europejskie puchary to większe koszty, kłopoty i straty wizerunkowe, a prawdopodobieństwo zarobienia sporych pieniędzy w euro, jest znikome. Taniej wychodzi być średniakiem i co roku powtarzać jeden cel: nie spaść z Ekstraklasy. 


Następną przyczyną są trenerzy. Trenerska karuzela od pół wieku kręci się wokół dogmatów Ryszarda Kuleszy: Mamrot, Stokowiec, Zając, Urban, Nawałka, Probierz, Michniewicz, Dudek, Żuraw, Brzęczek, Urban, Brosz, Skowronek, Sobolewski, Papszun itd. Wszyscy spod jednej sztancy archaicznej polskiej myśli szkoleniowej. Wszyscy, bez wyjątku, chociaż niektórzy - jak Żuraw, Brosz czy Papszun - nieźle rokują. Pozytywnym przykładem jest chyba tylko "Waldek King", czyli Waldemar Fornalik, który co roku z niczego lepi całkiem niezłą drużynę Piasta Gliwice. Ale wszystkim "kuleszowcom" brak jest polotu Leo Beenhakkera, który z bardzo przeciętnych piłkarzy ( np. Golański czy Bronowicki) w meczu z Portugalią wydobył cechy klasowych piłkarzy europejskich - international level, jak ich określał. Beenhakker bowiem miał pojecie o taktyce, o wykorzystaniu i dopasowaniu umiejętności piłkarskich zawodnika do przeciwnika. Żaden, podkreślam żaden polski trener tej umiejętności nie posiada, może poza Maciejem Skorżą, który jako jedyny (poza Kasperczakiem) coś tam próbuje za granicą. Jeżeli Legia zatrudnia Vukovica, którego całe trenerskie CV to rola asystenta takich tuzów jak Hasi, Magiera, Jozak i Klafuric, to o czym my w ogóle rozmawiamy?



Zatrudnijmy trenerów. Nie byłych kopaczy po kursach a'la Kulesza. Trenerów -fachowców, którzy mają pojęcie i kwalifikacje zbliżone do Beenhakkera. Zrezygnujmy z odpadów i szrotu zagranicznego, wychowujmy Bednarków, Milików, Szczęsnych, Linettych, Moderów i Karbowników. Może trafi się nawet nowy Lewandowski. Za pieniądze z nich uzyskane będzie można kupować piłkarzy z lepszych lig - piłkarzy, a nie "wyroby piłkarzopodobne", od których roi się w Ekstraklasie. Z nich zaczną czerpać wzorce młodzi, a cała maszyneria zacznie się kręcić. To jedyna droga, ale wymaga "dobrej zmiany" na górze, czyli w peerelowskim skansenie jakim jest PZPN. Wymaga zmiany sposobu myślenia w klubach, które - jeżeli nie pod wpływem perswazji - będą musiały się podporządkować wyśrubowanym wymogom licencyjnym. Dajmy sobie na to 2-3 lata, a sukcesy piłkarskie przyjdą i skończymy z dziadowaniem. Jest tylko jeden problem: prędzej Białoruś wejdzie do Unii Europejskiej, niż tłuste koty w PZPN dobrowolnie odejdą. Dlatego trudno być optymistą, chociaż można próbować. Ale jak kadra też zacznie zaliczać bęcki, o co pod wodzą trenerskiego tuza, Jerzego Brzęczka trudno nie będzie, może ów skansen wreszcie pęknie. Oby.


kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport