W cieniu największego polskiego tenisowego sukcesu w historii polskie piłkarki nożne zagrały w sobotę wieczorem w ME swój mecz pożegnalny. Po dwóch wcześniejszych, bardzo wyraźnych (trzeba przyznać) i wybijających co niektórym z głowy (nie wiem czym spowodowane zresztą) sny o potędze, porażkach z Niemkami i Szwedkami, biły się nie tylko o honor, ale też i o to, by nie zająć ostatniego miejsca w grupie. A jak nie, to chociaż o to, żeby zdobyć choćby punkt. W najgorszym przypadku bramkę.
Ku powszechnemu, jak sądzę, zdziwieniu wszystkie te cele, co do jednego, Polki zrealizowały. I to bez wielkiej łaski znacznie wyżej notowanych Dunek, z którymi dane im było się w rzeczoną sobotę zmierzyć.
Dla tych, co nie śledzili. Polska wygrała ten mecz 3:2. Oglądałem do stanu 3:1, czyli do jakiejś 77. minuty, choć po meczu z Niemkami obiecałem sobie, że dość wygłupów i oglądania badziewia. Niemniej po meczu finałowym Świątek, w nazwijmy to „nagłym przypływie patriotyzmu”, postanowiłem, że zdanie zmienię. I powiem tak.
Nie żałuję, że oglądałem. Wciąż było pełno chaosu i braku techniki, fakt. Ale było też, zwłaszcza w pierwszej odsłonie, to, czego 8 dni wcześniej zauważyć się jakoś nie dało. Była taktyka, zdarzało się boiskowe myślenie, była rozgrywająca Kamczyk i był ogromny pressing na połowie przeciwnika. Pressing, dzięki któremu Polki ten mecz, de facto, wygrały. Pewnie, w dużej części, to wszystko mogło zaistnieć tylko dlatego, że Dunki są aktualnie słabsze od Niemek czy Szwedek. Pewnie. Ale jest też faktem niezaprzeczalnym, że nasze zawodniczki te wszystkie rzeczy w ostatnim swoim występie w finałach ME zaprezentowały.
I dlatego są, uważam, LEPSZE OD PIŁKARZY. Piłkarze Probierza, nawet w meczu zremisowanym z Francją, nie zaprezentowali praktycznie nic. Podobnie zresztą jak piłkarze Michniewicza na MŚ (mimo, że wyszli z grupy). Przepraszam Szczęsnego. On stanowił wyjątek potwierdzający regułę.
Po meczu z Niemcami trochę się na te nasze piłkarki zeźliłem. Zupełnie zasłużenie, uważam. Dałem temu zresztą pisemny wyraz. Mecz z Danią wlał we mnie jednak, nieco optymizmu. Dalej pracy do wykonania jest jak w zapuszczonym po PRL-u PGR-ze, ale światełko w tunelu chyba widać. A przede wszystkim widać chęci, zapał i dobrą atmosferę.
Te ostatnie rzeczy szczególnie odróżniają naszą reprezentację żeńską od męskiej. Świetna atmosfera i potężny kop w postaci zwycięstwa z Danią mogą stać się zaczynem czegoś naprawdę pozytywnego. Czego naszym piłkarkom serdecznie życzę. Żeby tylko tego nie popsuć. Dlatego życzę im jeszcze jednego. Jak najmniej działaczy w stylu tych geszefciarzy rządzących polską męską piłką.
Może wtedy coś z tego wyrośnie?
Inne tematy w dziale Sport