kemir kemir
1851
BLOG

Niebo i piekło Jennifer Capriati

kemir kemir Tenis Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

Poniższą notką rozpoczynam pasjonujący - mam nadzieję - cykl o wybitnych ludziach sportu, których burzliwe życiorysy mogłyby być gotowymi scenariuszami na film, albo powieść literacką. Życie pisze najlepsze scenariusze, nikt nie jest w stanie wymyślić nic lepszego. Przyjąłem formułę "sensacyjną", w której oprócz encyklopedycznych faktów z biografii moich bohaterów, będę wplatać fakty mało znane, ale istotne i ubarwiające suche biografie. Ponieważ na teraz topowy jest kobiecy tenis, zaczynam od burzliwej historii Jennifer Capriati.


Po raz pierwszy w finale seniorskiego turnieju grała w wieku 13 lat, 11 miesięcy i 13 dni. Jeszcze raz: trzynastolatka w finale turnieju seniorskiego! Do półfinału French Open dotarła rok później. Złoto na igrzyskach w Barcelonie wywalczyła mając lat 16. Wydawało się, że kariera Jennifer Capriati będzie fenomenem na skalę niespotykaną i stanie się na długie lata wzorcem nie do powtórzenia.


Urodzona 29 marca 1976 w Nowym Jork, Jennifer Capriati była talentem od dziecka. Miała rok, kiedy otrzymała od ojca rakietę tenisową. Gdy ledwie potrafiła dobrze stanąć na nogach, ojciec kazał jej robić przysiady w dziecinnym łóżeczku.  A kiedy była jeszcze w łonie matki, jej ojciec Stefano, urodzony we Włoszech kaskader filmowy i zawodowy piłkarz, powiedział swojej żonie Denise, byłej stewardessie Pan Am, że Jennifer będzie wybitną tenisistką. Całe jej dzieciństwo zostało starannie zaplanowane przez ojca i podporządkowane jednemu celowi: Jennifer szybko miała stać się mistrzynią w tenisie. Jej zabawkami była rakieta i tenisowe piłeczki, miejscem zabaw - kort, dziecięce zabawy były ciężkim treningiem w towarzystwie ojca. Matka nie miała wiele do gadania, w tej rodzinie niepodzielną i despotyczną władzę sprawował Stefano Capriati. Denise Capriati, matka Jennifer, dopiero po latach przyznała, że żałuje zabranego córce dzieciństwa, a nawet więcej: "Jennifer przeszła błyskawicznie drogę od uśmiechniętego, szczęśliwego dziecka do smutnej, pełnej lęków dziewczyny. Czuję ogrom winy i wstydu za rolę, którą odegrałam w jej życiu. Pieniądze, podniecenie sławą, kontrakty reklamowe, duma – kiedy to cię dopadnie, nie myślisz o krzywdzie dziecka ani o tym, co dla niego jest najlepsze – wyznawała. Stefano Capriati po latach też płakał i prosił o wybaczenie. Ale tenisowy "wycisk" nie odbywał się wbrew samej Jennifer. Ojciec zaraził ją dążeniem do absolutnej perfekcji w wykonywaniu tysięcy przebić nad siatką - małą Jenny trudno było oderwać od kortu i ćwiczeń. To był cały jej dziecięcy świat, który pokochała i pragnęła być w nim doskonała. Nic więcej się nie liczyło. Kiedy jakiegoś dnia wraz z koleżanką "ukradła" golfowy wózek, żeby się przejechać i nieumiejętnością prowadzenia wehikułu doprowadziła do dosyć poważnego wypadku, Capriati wzruszyła tylko ramionami i zaczęła chichotać dziecięcym śmiechem.


Późne popołudnie. Jenny ćwiczy na korcie, ale nie jest zadowolona. Jej kolejny forhend kończy się na taśmie siatki. Wściekle klepie się po udzie, po czym jęczy z bólu. Zapomniała, ze na skutek podania jej penicyliny w infekcji zapalania gardła, jej ciało pokryła cała gromada nieestetycznych czerwonych plam rozciągających się na jej nogach, ramionach i tułowiu. Kilka dni wcześniej wirus spowodował, że temperatura ciała małej Jenny przekroczyła 40 stopni, co skłoniło jej ojca, do dosłownego wrzucenia jej do wanny z lodowatą wodą. Wezwany lekarz aplikuje dziecku penicylinę, a Jenny, kiedy tylko poczuła się lepiej, wychodzi na kort i nalega na ćwiczenia. Alergia jej przeszkadza, ojciec zabiera ją na pogotowie gdzie podano jej Benadryl w celu zwalczania bólu i swędzenia. Rankiem Jenny znowu może ćwiczyć.


W wieku 13 lat wygrała juniorski turniej US Open. I w grze pojedynczej, i podwójnej. Przejście do seniorskiego tenisa dla wielu zawodników i zawodniczek było przeszkodą nie do pokonania. Nie dla Jennifer. Niespełna pół roku po sukcesie na juniorskim Flushing Meadows młodziutka Amerykanka dotarła do finału turnieju w Boca Raton, gdzie przegrała ze słynną Gabrielą Sabatini. "And She’s Only Thirteen" ("Ona ma tylko 13 lat") – takim tytułem na okładce dzień po meczu "Sports Illustrated" przedstawił tenisistkę światu. W kwietniu 1990 roku, już jako czternastolatka, Capriati po raz drugi dotarła do finału turnieju. Tym razem w Hilton Head grały niemal wszystkie najlepsze tenisistki świata, a Amerykanka w drodze do decydującego spotkania pokonała między innymi Helenę Sukową, Czeszkę z pierwszej dziesiątki rankingu. Pierwszej dziesiątki, do której na koniec sezonu wskoczyła nowa gwiazda tenisa. W Hilton Head Capriati przegrała z kolejną legendą – Martiną Navratilową 2:6, 4:6, lecz kolejny turniej, w którym doszła do finału, zakończył się premierową wygraną. 28 października 1990 roku na twardych kortach w Dorado Amerykanka pokonała rodaczkę, Zinę Garrison. Najgłośniej o niesamowitej czternastolatce zrobiło się jednak poza granicami kraju. W debiutanckim starcie w wielkoszlemowym French Open Capriati nie przegrała ani seta aż do półfinału. W nim musiała uznać wyższość późniejszej triumfatorki Moniki Seles. Udział w półfinale i tak był sensacją, a Amerykanka do dziś pozostaje najmłodszą tenisistką w tej fazie turnieju wielkoszlemowego. W kolejnym roku Capriati udało się zrewanżować nad wówczas jeszcze jugosłowiańską zawodniczką. Na kortach twardych w San Diego nastolatka w trzech setach pokonała w finale Monikę Seles. Ale w drodze do upragnionego finału US Open ponownie była górą Seles. Półfinały Wimbledonu oraz domowego wielkoszlemowego turnieju były największymi osiągnięciami 15-latki. Prawdziwy wielki triumf nadszedł rok później. I po nim wszystko zaczęło powoli się sypać.


Podczas igrzysk olimpijskich w Barcelonie Jennifer Capriati rozstawiona była z numerem trzecim. Ponownie bez straty choćby seta dotarła do półfinału, gdzie po wyczerpującym boju uporała się z faworytką gospodarzy Arantxą Sanchez Vicario. Druga rakieta świata została odprawiona, lecz w finale czekała jedynka. Wielka Steffi Graf. Siedem lat starsza Niemka miała już na koncie jedenaście tytułów wielkoszlemowych i zwycięstwo w igrzyskach w Seulu. Amerykanka mogła jej tylko pozazdrościć lub wygrać. I wygrała. Pierwszy set padł łupem faworytki. Później gra toczyła się pod dyktando juniorki. 3:6, 6:3 i 6:4 – i niespodzianka stała się faktem. Obrazki wzruszonej ze zwycięstwa szesnastolatki obiegły świat, a Capriati przeszła do historii jako najmłodsza złota medalistka olimpijska w tenisie. W dniu finału miała 16 lat i 131 dni. Wynik Helen Wills z Paryża z 1924 roku został poprawiony o 2 lata i 157 dni.


Sława i popularność nastolatki sięgnęła zenitu, a każdy jej ruch był dokładnie obserwowany. " – To dziecko było w czołowej czwórce kobiecego tenisa. Wielu dorosłych nie radzi sobie z taką presją, co dopiero ludzie młodzi. Jennifer dopiero dojrzewała i tego nie wytrzymała" – opowiadała po latach koleżanka Capriati z kortu, Pam Shriver. Pierwszą oznaką nieradzenia sobie poza kortami była kradzież pierścionka wartego... 35 dolarów. W 1993 roku, 17-letnia Capriati, która po sensacyjnym odpadnięciu w pierwszej rundzie US Open na chwilę odpuściła granie w kolejnych turniejach, została zatrzymana w jednej z nowojorskich galerii handlowych. Jak sama opowiadała, w jednym ze sklepów przymierzała kilka pierścionków i jednego z nich zapomniała oddać. Właściciel uważał inaczej i wezwał policję. Tłumaczenie nie zostało przyjęte, a tenisistka aresztowana. I nie był to ostatni konflikt z prawem nastoletniej Jenny. 


Nękana zapaleniem ścięgien i problemami kostnymi w łokciu, Capriati wypadła z czołowej dziesiątki rankingu WTA i nie robiła nic, by w to miejsce wrócić. Gdy inne tenisistki rywalizowały na kortach, nastolatka zmagała się z samą sobą. I przegrała. Pewnego dnia na basenie Stefano wyrwał Jennifer napój alkoholowy i cisnął jej w twarz. "To był trudny czas poważnych konfliktów w rodzinie Capriati” - mówi osoba bliska rodzinie w jednym z licznych wywiadów dla prasy. Wkrótce Jennifer wyprowadziła się z domu swoich rodziców w Saddlebrook do pobliskiego mieszkania. Za kradzież pierścionka otrzymuje naganę w sądzie rodzinnym. Ogłasza, że ​​weźmie dłuższy urlop od grania w tenisa, żeby skończyć liceum. "Ona się nie buntuje” - wtrącił Stefano Capriati do The New York Times - "Testuje wszystkich - mnie, jej matkę, jej przyjaciół. Chce zobaczyć, jak reagują na nią, jeśli nie gra w tenisa. I ona też się testuje ”.


Rankiem 16 maja 1994 (poniedziałek) r. policja w Coral Gables na Florydzie, po wskazówce telefonicznej od matki pewnej 17-letniej dziewczyny -  uciekinierki z rodzinnego domu, zapukała do drzwi pokoju 109 w motelu Gables Inn. Capriati, która wynajęła pokój na swoje nazwisko dwa dni wcześniej, pozwoliła na przeszukanie. W torbie sportowej wraz z jej rzeczami osobistymi policja znalazła małą torebkę marihuany. Stróże prawa nadal siedzieli w pokoju, kiedy zielona Mazda Miata Cabrio Capriati - nagroda turniejowa - wjechała na parking. Za kierownicą siedział 19-letni Thomas Wineland, którego policja zidentyfikowała później jako "włóczęgę” z New Milford w stanie Conn, karanego wielokrotnie za drobne przestępstwa. Wraz z nim była zaginiona dziewczyna i 19-letni Nathan Wilson z Hallandale na Florydzie. Wineland podszedł do pokoju, paląc fajkę wypełnioną crackiem, którą próbował wepchnąć do spodni, gdy zobaczył policję. U młodej kobiety, która uciekła z domu znaleziono dwie paczuszki heroiny, ukryte w pochwie.


Gdy historia wyszła na jaw, stało się oczywiste, że Jennifer nie urządziła sobie weekendowej imprezki, ale incydent jest elementem większej całości, w której złota medalistka z Barcelony tkwi po uszy. Według The Palm Beach Post, policji udało się zakończyć imprezowanie, które rozpoczęło się w piątek wieczorem. Capriati była wtedy w domu przyjaciela w Miami, gdzie poznała 19-letniego Marka Blacka. Recepcjonista w motelu mówi, że Capriati zameldowała się pod własnym nazwiskiem w sobotę, późnym wieczorem, używając własnej karty kredytowej. Black powiedział "Post”, że impreza została wznowiona w niedzielne popołudnie i trwała do 4 nad ranem z udziałem... aż 20 gości w pokoju 109. Wineland, którego aresztowano za posiadanie podejrzanej kokainy,  cracka i akcesoriów do narkotyków, powiedział londyńskiemu brukowcowi, że on i Capriati mieli "odlot" i uprawiali seks  w łazience.


18 maja, dwa dni po aresztowaniu, Capriati wchodzi do Centrum Leczenia Uzależnień w Miami Beach. Nie znając wszystkich szczegółów jej problemu, przyjaciele Capriati szybko obwinili system, który uczynił ją milionerką, ale zabrał jej jej tak wielu zwykłych doświadczeń z dzieciństwa i dorastania."Wszystko to ma bardzo niewiele wspólnego z Jennifer” - mówił Norman Palmer, właściciel szkoły przygotowawczej Palmer w Wesley Chapel na Florydzie, do której Capriati uczęszczała jeszcze dwa lata temu."Ma to związek z tym, jak pozycjonujemy młodych sportowców w naszym społeczeństwie, co przeoczamy, jeśli pieniądze tak zmieniają, tych, ktorych  uważaliśmy za doskonałych.”. Opinię dodaje też komentatorka tenisowa CBS, Mary Carillo:" Uważam, że dzieciom nie powinno się pozwalać na profesjonalną grę w tenisa przed ukończeniem 18 roku życia. Powinny istnieć przepisy dotyczące pracy dzieci, które temu zapobiegają”.


Media zwęszyły sensację. "To zapłata za skradzione dzieciństwo" – wyrokował magazyn "People". Ale Jennifer podjęła piękną i bardzo trudną dla siebie walkę. Zerwała z narkotykami i wrócila na kort. Powrót okazał się jednak trudniejszy niż pierwotnie zakładano. W 1996 roku Jennifer Capriati nie przeszła ani jednej rundy w wielkoszlemowych zmaganiach. Podobnie rok później. Po porażce z Jolene Watanabe w pierwszej rundzie Australian Open Amerykanka pokazała, że jej postanowienie powrotu jest mocne. "– Nie pozwolę, by ta przegrana mnie zniechęciła". Żadna  przegrana nie mogła osłabić jej nastroju. Nic nie mogło. To znaczy, do czasu, aż nie weszła na salę, gdzie odbywała się konferencja prasowa. Wygłosiła wtedy oświadczenie:


"Tak, popełniłem błędy, buntując się, postępując w niezrozumiały dla wszystkich sposób. Ale ja przeżywałam okres dojrzewania. Większość z was wie, jakie to może być trudne, a kiedy dorastasz na oczach świata, jest to jeszcze trudniejsze. Pozwólcie, że powiem, że ścieżka, którą podążałam przez krótki okres mojego życia, nie polegała na lekkomyślnym używaniu narkotyków i ranieniu innych, ale był to przejaw cichego buntu, małego eksperymentowania i oddanie się ciemnej stronie mojego zagubienia w zagmatwanym świecie, byłam zagubiona w poszukiwaniu mojej tożsamości. Ale teraz wiele zostawiłam za sobą  i mam nadzieję, że idę naprzód we właściwym kierunku… Czuję, że zaczęłam nowy rozdział w moim życiu i muszę zostawić przeszłość za sobą.  Mam wystarczające pragnienie, by pracować nad osiągnięciem mojego prawdziwego potencjału" – mówiła Capriati i miała nadzieję, że to oświadczenie ostudzi dalszą dyskusję o przeszłości, ale oświadczenie sprowokowało dziennikarzy do jeszcze bardziej dociekliwych i bardzo intymnych pytań. Jennifer opuściła konferencją zalana we łzach. "To było bardziej pozytywne niż negatywne” - mówiła."Od teraz wiem, że wszystko, co robię, nie zawsze będzie interpretowane tak, jak chcę. Zawsze będzie coś negatywnego w tym, co robię, i zawsze znajdą się ludzie, którzy są przeciwko mnie i będą mówić złe rzeczy. Zawsze będą tam krytycy. Jestem na to przygotowana,  wiem, że to nic nic nie znaczy."


I dopięła swego, choć przyszło jej na to czekać jeszcze prawie trzy lata. Pierwszym wygranym turniejem był ten we francuskim Strasburgu. Było to premierowe zwycięstwo od prawie siedmiu lat. Feniks dopiero jednak zaczął odradzać się z popiołów. Na koniec roku była 23. w rankingu WTA. Na koniec XX wieku 14. Wtedy nastąpiła eksplozja formy. Do Australian Open 2001 Jennifer przystępowała jako rozstawiona z dwunastką. Drabinka nie była łatwa, a na drodze ponownie stała Monica Seles. Już reprezentująca Stany Zjednoczone. Po wygranej 5:7, 6:4, 6:3 Capriati zaczęła wierzyć w sukces. Półfinał był tego potwierdzeniem. Gładkie zwycięstwo nad Lindsay Davenport oznaczało pierwszy w karierze finał Wielkiego Szlema. Wygrana 6:4, 6:3 nad Martiną Hingis debiutancki tytuł. Na jego zdobycie tego dnia potrzebowała 59 minut. Na powrót na szczyt prawie siedem lat.  


Radość Jenniferi i jej taty, Stefano była ogromna. Ten sam obrazek był widoczny podczas Rolanda Garrosa. W nim również Amerykanka nie miała sobie równych. Prawie trzygodzinny finał z Kim Clijsters był ozdobą turnieju, a wygrana 12:10 w decydującym secie przeszła do historii. Do zdobycia całego Wielkiego Szlema nie zabrakło wiele. Zarówno w Wimbledonie, jak i US Open mistrzyni odpadła w półfinale. Dzięki takim osiągnięciom 15 października 2001 roku została jedynką światowego rankingu WTA. Wówczas zdecydowała się na serię szczerych wywiadów. Przyznała w nich, że jednym z powodów nałogów sprzed lat była depresja i zaniżone poczucie wartości."– Byłam tak brzydka i gruba, że chciałam się zabić. Po meczu chciałam uciekać z kortu, żeby nikt nie musiał patrzeć jak wyglądam." – mówiła. Media winą częściowo obarczyły ojca tenisistki, a dziennikarz USA Today, Ian O’Connor stwierdził, że była ona traktowana jak "długowłosy bankomat". Na tatę Jennifer nie powiedziała jednak nigdy złego słowa.


Jedynkę w rankingu WTA Amerykanka szybko straciła na rzecz Lindsey Davenport, ale wobec jej kontuzji na początku 2002 roku była rozstawiona z numerem pierwszym w Australian Open. I potwierdziła to trzecim – i ostatnim tytułem. Capriati ponownie w finale spotkała się z Martiną Hingis. I ponownie wygrała – tym razem 4:6, 7:6, 6:2.


Potem zaczęły wracać demony. Capriati w 2002 roku została wyrzucona z reprezentacji Stanów Zjednoczonych w FedCup i zaczęła obracać się w szemranym towarzystwie. Jej partnerem został aktor porno, Dale DaBone. I to on stał się powodem, przez który w życiu tenisistki ponownie zaczęło dziać się gorzej. Działo się to już na sportowej emeryturze, do której Jennifer w 2004 roku zmusiła kontuzja barku. Półfinał US Open był ostatnim osiągnięciem wielkiej, lecz nie do końca spełnionej zawodniczki. W rankingu na koniec sezonu Capriati została sklasyfikowana na 10. miejscu. Poza dziesiątkę nie wypadła ani na moment od zostania jedynką w 2001 roku. W kolejnych latach Amerykanka wypadła jednak z obiegu.


Na usta mediów wróciła w niesławie, gdy w 2010 roku trafiła do szpitala, gdy przedawkowała leki. Rzekomo nieumyślnie – choć inaczej twierdził jej partner, DaBone. Jego zdaniem była to próba samobójcza spowodowana rozstaniem. Powód rozłąki był prozaiczny – aktor porno postanowił wrócić do ukochanego zawodu. Na powrót do tenisa dla 34-letniej wówczas Amerykanki było za późno. I był to kolejny z powodów depresji. – Gdy przestałam grać, wszystko zaczęło się sypać. Kim jestem bez tenisa, skoro tylko dla niego żyłam? Co będzie, jeśli już nigdy nie będę mogła w niego grać? – pytała się w wywiadzie dla "NY Daily News". Do tenisa nie wróciła, podobnie było z aktorem porno. Z kolejnym mężczyzną też nie działo się dobrze. W 2013 roku Jennifer Capriati została oskarżona o napaść na Ivana Brannana, z którym niedługo wcześniej się rozstała. Zarzuty zostały jednak oddalone.


To ostatnia sprawa sądowa, w którą wmieszana była tenisistka. Próby wyjścia na prostą przyniosły efekt. Nie zmienił tego kolejny cios – śmierć ojca. Stefano Capriati zmarł 18 kwietnia 2015 roku. Trener i wychowawca supertalentu odszedł w wieku 80 lat. "Nigdy nie poznałam drugiej tak radosnej, wiecznie pozytywnej, wspierającej i kochającej osoby" – po latach na swoim Twitterze wspominała ojca mistrzyni olimpijska.


W innym z tweetów tenisistka stwierdziła, że tata czuwa nad nią z góry. I może to sprawia, że nie słychać już o żadnych ekscesach związanych z Amerykanką. Wręcz przeciwnie, na nielicznych zdjęciach udostępnianych w mediach społecznościowych Jennifer Capriati wręcz promienieje. Capriati już nie chichocze jak nastolatka. Jest dojrzałą kobietą i wreszcie ma szeroki, szczery  uśmiech - niewymuszony i pewny siebie. Jak wtedy, kiedy odnosiła fenomenalne sukcesy i wygrała walkę z narkotykami. Jej włosy powróciły do ​​naturalnego ciemnobrązowego koloru, z zaledwie kilkoma siwymi pasmami. Jej paznokcie są pomalowane na intensywną czerwień. Jej mantra od kilku lat brzmi: "zapomnij o przeszłości, żyj teraz”. A dzięki nowo odkrytemu wewnętrznemu spokojowi, Capriati mówi, że nigdy nie była bardziej zadowolona. " Teraz wszystko jest dla mnie prawdziwe” - mówi.- " Życie powinno być piękne". Piękne jak najlepsze momenty kariery wielkiej tenisistki, której zwycięstwa z większą łatwością przychodziły na korcie aniżeli poza nim.



http://tennis-buzz.com/tag/stefano-capriati/

https://www.rp.pl/artykul/959421-Dwa-lata-bez-mamy.html

https://pl.wikipedia.org/wiki/Jennifer_Capriati

https://sport.tvp.pl/48128177/jennifer-capriati-historia-kariery-najmlodszej-zlotej-medalistki-olimpijskiej-w-tenisie-slawa-odwyk-wielki-powrot














kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport