Aż tak ładnie jak w Londynie, to w Cincinnati nie było. Z jednej strony wszystkie spotkania kończone w dwóch setach, w każdym co najmniej kilka gemów rozegranych przez Polkę na naprawdę najwyższym poziomie. Były też jednak, i to we wszystkich meczach, wcale niekrótkie chwile przestoju. W tym dzisiejszym nocnym finale to nawet sporo .
Najważniejszy, ze względu na rywalkę, ale i inne istotne rzeczy, był półfinał. Mecz stał, szczególnie w pierwszym secie, na niebotycznym poziomie. Końcówka seta w wykonaniu Polki NIE-ZIEM-SKA. Ze stanu 3:5 doprowadziła do 7:5. I to nie jakimiś fuksami, tylko zagraniami, których nie musieliby się wstydzić jej koledzy z ATP. W drugim szybkie przełamanie i liczne szanse na szybkie zakończenie meczu. Niewykorzystane, no bo rywalka obroniła trzy gembole przy 4:1 i dwa meczbole przy 5:2. Z kolei Polka, zarówno w gemie numer siedem jak i w tym kończącym spotkanie, też musiała mocno odrabiać. Rollercoaster się trochę zrobił. Poziom się może ciut obniżył, ale dalej był nieosiągalny dla pozostałej obsady tego turnieju. Rybakina poległa z Igą po raz czwarty w tym roku (Świątek ma z nią od teraz bilans 6:4!), ale niewątpliwie po ostrym boju. Nie grała tak dobrze jak z Sabalenką, ale gra się tak, jak pozwala przeciwnik. A przeciwnik, czytaj Iga, pozwalał na dużo mniej niż dwa dni wcześniej Białorusinka.
Dzisiejszy nocny finał z Paolini nie był widowiskiem, o którym będzie się mówić i wspominać latami. Non stop było niespokojnie i nerwowo. Na życzenie Igi w sumie. W pierwszym secie, po słabym początku, Polka weszła na wyższą orbitę i wygrała 5 gemów z rzędu. Ale na tym koniec. Włoszka odrobiła straty i dopiero kolejne przełamanie, a potem w miarę dobry własny serwis spowodowały, że obyło się na szczęście bez tie-break’a, które Iga ostatnio częściej przegrywa niż wygrywa.
Drugi set to też set przełamań. Iga miała o jedno więcej i dlatego to ona wygrała finał. Przez cały mecz widać było, że jest dużo lepszą graczką, a mimo to cały czas wynik był niepewny. Wciąż za dużo niewymuszonych błędów. Wiele z nich w łatwych, wydawałoby się, sytuacjach.
Ale o czym ja tu do Was rozmawiam? Iga wygrywa drugi wielki turniej w ciągu miesiąca, a ja narzekam. W sumie to wcale nie narzekam, a bardziej szukam rzeczy do poprawy w kontekście jej kolejnego występu. Tego w Nowym Jorku. Bo niewątpliwie parę rzeczy da się jeszcze, w porównaniu z tym, co zaprezentowała w Cincinnati, poprawić. Da i trzeba.
Jak się oczywiście myśli o wygraniu tam jubileuszowego, 25., turnieju WTA.
Inne tematy w dziale Sport