kemir kemir
1001
BLOG

Nazwy ulic, Królewiec i Wołyń. Notka dedykowana @Wiesławie

kemir kemir Polityka Obserwuj notkę 71

Blogerka @Wiesława popełniła notkę o nazewnictwie ulic u naszych sąsiadów. Rzecz tyczy się rzekomo oburzającego komentarza cyt:" W Berlinie nie ma dziś promenady Hitlera albo Goebelsa, natomiast w Kijowie po jednej stronie Mostu Pólnocnego jest Aleja Bandery, a po drugiej Aleja Szuszkiewycza". Autorka polemizuje z tym komentarzem, stosując klasyczne "odwracanie kota ogonem", opisując historię nazewnictwa miasta Krółewiec, które przez Sowietów ostało przemianowane na Kaliningrad, aby uczcić bolszewika i zbrodniarza  Kalinina.  Co prawda @Wiesława pisze: " Nazwy ulica Szuchewycza”, ulica Bandery oraz pomniki tych zbrodniarzy też mnie rażą", ale jednocześnie nie uważa, "że teraz jest najlepszy czas aby Ukraińcom o tym przypominać. Będzie na to czas po wojnie".


Publikacja jest - napiszę to wprost - kolejnym warknięciem wpisującym się w fałszowanie polityki historycznej, jak i manipulowaniem prawdą w propagandzie wojennej, służącej kształtowaniu uległości polskiego społeczeństwa wobec transatlantyckiej polityki Warszawy. W polityce tej Polsce została wyznaczona przymusowa przyjaźń dla Ukrainy i jednoczesna wrogość wobec Rosji. " Będzie na to czas po wojnie"  to klasyczna, na teraz przymusowa postawa oderwana od polskiej racji stanu, w której ponad wszelką przyjaźń winny być postawione nasze interesy narodowe określane przez wartości cywilizacji, z którą utożsamia się Polska.


Wielokrotnie podkreślam, co jest poza wszelką dyskusją, że nasza polska pomoc dla Ukrainy i Ukraińców w hierarchii wartości moralnych, a także psychologicznych, zasługuje na jak najwyższą ocenę. Rodzi się ona bowiem z moralnego niepokoju o los cierpiących z powodu wojny szarych obywateli Ukrainy. Empatia, solidarność, ofiarna pomoc są tu przejawem wciąż żywego jeszcze polskiego etosu narodowego, ukształtowanego przez chrześcijańskie wartości. Ale te same wartości nie przewidują popierania wersji wojennej. Przewidują, a raczej dopuszczają, natomiast wojnę sprawiedliwą/słuszną. Jej warunkiem jest słuszność sprawy – causa iusta. Celem słusznej wojny jest zawsze pokój. Czy wobec tych kryteriów cywilizacyjnych Polska znajduje się obecnie jeszcze w cywilizacji chrześcijańskiej, czy dominują w niej obce tej cywilizacji wartości oraz idee? Pytanie "wieszam" w powietrzu, niech każdy - w tym blogerka @Wiesława - spróbuje sobie na nie odpowiedzieć.


" Będzie na to czas po wojnie" jest dla mnie typową dla obecnych czasów zaprzeczaniem wartościom, o których mowa. Jest także dowodem uzależnienia Polski i Polaków od narzuconych "trendów"  polityki historycznej  i propagandy, która nie służy osiągnięciu pokoju i sprawiedliwości. Wpisuje się jedynie w zasadę: im bardziej nienawidzę Rosji, tym bardziej kocham Ukrainę – bądź regułą: wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. I nie byłoby pewnie tematu, gdyby w relacjach polsko - ukraińskich wyłożono " kawę na ławę". Niestety, społeczeństwo polskie nadal nie zna pełnej prawdy o ludobójstwie ukraińskim dokonanym na polskiej ludności Wołynia i Galicji Wschodniej – m.in. dlatego, że w polskich podręcznikach w dalszym ciągu przekazywana jest na ten temat informacja o "konflikcie polsko-ukraińskim”. Przeinaczenia, fałsz, półprawdy – to instrumenty ukrainizacji polskiej polityki w szkolnictwie, nauce, mediach. Dzięki takim instrumentom propaganda wojenna osiągnęła w mediach apogeum niespotykane gdzie indziej. Również dziś na Ukrainie wiele osób twierdzi, że żadnych mordów nie było. Unika się zbiorowej odpowiedzialności za czyny. Wielu zbrodniarzom stawia się po dziś dzień pomniki, co niestety nie sprzyja pojednaniu. Wręcz przeciwnie -  stwarza się poczucie pewnego rodzaju muru, który wzrasta za każdym razem gdy ktoś ośmiela się mówić prawdę o tamtym okresie.


Ludzkie historie, zapisane misternie po latach relacje ocalałych są jednak jasnym przesłaniem dla obu narodów, że prawda przerosła ich samych. To głęboki kryzys współczesnego świata. Spustoszenie duchowe i moralne. Nie ma odpowiedzialnych, nie było zbrodni. Tylko skąd tylu ludzi do dzisiaj wciąż płacze? Politycy i dworacy potrafią zamazywać rzeczywistość. Nikt nigdy nie postawił morderców przed polskim trybunałem. A Banderze i jego wspólnikom stawia się dziś pomniki, ich imionami nazywa się największe place we Lwowie. I na ich przykładzie uczy się ukraińską młodzież patriotyzmu. Że świat się jeszcze nie zawalił?! Absolutna atrofia wartości. Ale jakże miałby się zawalić, skoro Europa milczy. Bo nikt zbrodniarzy nie ściga. Oni dumnie noszą na Ukrainie ordery. A Polacy jakoś nie usłyszeli dotąd od żadnego ukraińskiego prezydenta słowa: przepraszam. Nadal próbuje się tę tragiczną historię zepchnąć w niebyt. I karmi się narody fałszem i frazesami. Co się stało z prawdą historyczną ? I czy cała Polska nie jest coś Kresom winna? Ich duchowej spuściźnie? Choćby ostateczne wyjaśnienie prawdy. Całej prawdy.


Ta prawda jest okrutna. Przed oprawcami nie było ucieczki. Bezlitośnie dźgali ofiary nożami i widłami, rozrąbywali siekierami. Upowcy urządzili Polakom na Wołyniu piekło na ziemi. Jednak nie wszystkich udało im się zabić. Co ocaleni opowiadali o potwornościach, których doświadczyli? Piotr Zychowicz w swojej książce "Wołyń zdradzony” przywołuje między innymi takie relacje: "(…) leżałem obok mamy. Przytuliła mnie mocno. Potem usłyszałem wystrzały. Pierwszy, drugi, trzeci. Każdy kolejny coraz bliżej… Nagle huk rozległ się tuż obok mnie. Mama drgnęła konwulsyjnie, poczułem krótki, mocny uścisk jej dłoni, a potem nagle jej ciało zwiotczało. Poczułem, że coś lepkiego spływa mi po twarzy". Świadkiem śmierci własnej matki stała się również Józefa Bryg, wówczas zaledwie sześciolatka. Po latach opowiadała: "Zorientowałam się, że leżę na ziemi, przygnieciona ciałem mamy. Mama miała ręce szeroko rozrzucone na boki. (…) Spod ciała mamy wystawała mi jedna noga. Bałam się zmienić pozycję, bo wydawało mi się, że banderowcy zapamiętali pozycję mojego ciała”. Dziewczynka przeżyła, udając trupa. Jednak nie był to koniec jej horroru. Osierocona trafiła do domu Polaków, którzy – jak ona – przeżyli rzeź: "w ich domu słyszałam takie rozmowy: «To jest głowa mojego męża». «A to jest ręka mojej siostry». Ci ludzie wyciągnęli ze studni szczątki Polaków pomordowanych przez ukraińskich nacjonalistów. Zwłoki były porąbane na kawałki, zmasakrowane. Ocaleli rozpoznawali części ciała swoich najbliższych.


Z kolei Jan Bławat, który cudem uniknął śmierci podczas masakry ludności polskiej, jaką Ukraińcy urządzili naszym rodakom w trakcie mszy w kościółku nieopodal Porycka 11 lipca 1943 roku, wspominał: "Ojciec zginął przy mnie, kulą dostał pod oko, dziadek był ranny w czwartej ławce w kościele. Nie miałem do kogo iść. Dziadek kazał iść do ciotki Helenki, która mieszkała w Porycku. Pobiegłem do niej. Nie mogłem wejść, bo w korytarzu kobieta – miała głowę rozwaloną na połowę siekierą – leżała trupem, i bałem się, że mogą być w środku. Wycofałem się do drewutni, z drewutni oglądałem się tylko, czy ktoś przyjdzie do koni, czy nie przyjdzie. I na całe szczęście pojawił się brat". To, co robiło UPA na Wołyniu, przekroczyło wszelkie granice okrucieństwa. Oprawcy nie mieli litości dla nikogo. Zabijali zarówno dorosłych, jak i dzieci. Kobiety i mężczyzn. Obcych, ale i własnych krewnych. Ludzi, których jedyną "winę” stanowił fakt, że byli Polakami. Piotr Zychowicz w "Wołyniu zdradzonym” relacjonuje: "Ukrainiec strzelił do dziecka – wspominał jeden z ocalałych. – Lat może trzy–cztery. Pocisk zerwał mu czaszkę i to dziecko wstało, a następnie, płacząc, biegało to w jedną, to w drugą stronę z otwartym, pulsującym mózgiem". Baltazar Trybulski, który wraz z bratem czuwał w nocy przy zabudowaniach:  (…). Nie zauważyli jednak grupy upowców, którzy wtargnęli na podwórko, a później do chałupy. (…) Z przerażeniem patrzyli, jak upowcy wyciągnęli z domu jego żonę i dwóch synków. Najpierw o ściany domów porozbijali głowy chłopczyków. Później przystąpiono do zarzynania żony Trybulskiego. By nie krzyczała, przewiązano jej usta drutem kolczastym".


Jedni z ocalałych nadal noszą w sobie strach, nie potrafią wyzbyć się nienawiści, drudzy szukają zbliżenia, konfrontacji, chłodnej oceny, inni potrzebują wybaczyć dawnym oprawcom, a są tacy, którzy milczą i odcinają się od tamtych wydarzeń – nie chcą pamiętać. Dla blogerki @Wiesławy czas pamięci to czas bliżej nie określony - "Będzie na to czas po wojnie". Proponuję zatem Szanownej blogerce powiedzieć to wciąż żyjącym ofiarom ukraińskich bandytów. I wtrącić koniecznie opowieści o Królewcu.


Źródła:

https://ciekawostkihistoryczne.pl/2019/07/09/mysmy-sie-nie-bali-smierci-balismy-sie-sposobu-w-jaki-umrzemy-szokujace-relacje-ocalalych-z-rzezi-wolynskiej-18/

https://www.salon24.pl/u/nanofiber/1224176,nazwy-ulic-u-naszych-sasiadow

https://myslpolska.info/2022/04/29/ukraina-test-z-cywilizacji-polski/








kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka