Gdybym miał określić jednym słowem wczorajsze starcie jeden na jeden kandydatów na prezydenta to byłoby to słowo: katastrofa. Mam na myśli nie tylko osobę Rafała Trzaskowskiego, który sam w sobie jest w stu procentach chodzącą Wielką Katastrofą i który budzi moje najbardziej negatywne uczucia i emocje, jakie można mieć do człowieka ze strefy publicznej. Może prywatnie Rafał Trzaskowski jest fajnym facetem – nie wiem i wiedzieć nie chcę – ale nie potrafię zdzierżyć tego, że ten człowiek obraża moją inteligencję, ma mnie za zupełnego idiotę, chama i faszystę, opowiadając jednocześnie jakieś kocopoły o jedności, o „wysokich standardach”, o swoich urojeniach ubranych w pustosłowie nawiedzonego kaznodziei, który przemawia do członków sekty z pozycji zesłanego przez niebiosa mesjasza.
Problem m.in. w tym, że Trzaskowski i owszem, zesłany jest, ale nie przez niebiosa, ale przez cały konglomerat „otwartych” organizacji założonych przez Sorosa, które jako swój główny cel mają stworzenie „otwartych” społeczeństw z „otwartymi” ludźmi, czyli nowymi „homosovieticus”, oddanymi lewackiej ideologii i całkowicie tej ideologii podporządkowanymi. Kto chociaż pobieżnie zna temat owej „otwartości”, ten z łatwością wychwyci jak bardzo Trzaskowski jest „wytresowany” przez lewackich ideologów i jak daleko obce mu są narodowe interesy Polski i Polaków, chociaż potrafi o tym pięknie opowiadać. A właściwie pięknie kłamać, bo kłamie jak z nut – nie gorzej, niż jego partyjny szef, Donald Tusk. Nie wiem, czy na miejscu Karola Nawrockiego nie zdjąłbym mu tego plastikowego uśmieszku kłamcy, „wypłacając” siarczystego „liścia” prosto w plastikową twarz. Ale, z drugiej strony, chyba byłby to akt swoistej łaski, wszak jakaś siła już go pokarała, czyniąc z niego memiczną postać chodzącej katastrofy.
Nie, nie ma się już co znęcać nad tym pustym w gruncie rzeczy człowiekiem i jego pyszałkowatością bujającą się gdzieś na wysokości Drogi Mlecznej. Nie wyobrażam sobie w żaden sposób, żeby ten plastikowy twór miał zostać prezydentem. Jeżeli tak by się stało, to znaczyłoby, że nad Polską wisi jakaś klątwa, a Polacy to naród głupców i kompletnych debili. Sprzedających swoją wolność i dumę za kupę plastiku, ze znajomością iluś tam języków obcych. Wielka mi rzecz... byle, również plastikowe urządzenie z popularnego serwisu aukcyjnego, zna tych języków przynajmniej kilkadziesiąt. Mieści się w kieszeni i nie bredzi o swoich urojeniach.
Wyszło zatem na to, że normalny Polak nie ma wyboru. Wszyscy jesteśmy teraz jak ten "Zorro" - każdy, byle nie Trzaskowski. Tak się złożyło, że tym „każdym” jest Karol Nawrocki. Polubiłem pana Karola w trakcie tej kampanii. Imponuje mi spokojem, dość specyficznym luzem, godnością z jaką znosi cały ten obrzydliwy, nie mieszczący się w ramach cywilizacyjnych, hejt skierowany przeciwko niemu i celnymi (chociaż nie zawsze) ripostami nie pozbawionymi poczucia humoru. To facet, z którym poszedłbym ochoczo „w miasto”, napił się wódki, pogadał i – jakby trzeba było – wspólnie przylał komuś w mordę. Swój chłop, z bliskiego mi mentalnie i pochodzeniowo osiedlowego środowiska, który „wyszedł na ludzi” i zrobił doktorat. Trzeba to docenić i cenić, zamiast czyni z tego oś hejtu uprawianego przez idiotów i kanalie.
Ale czy to odpowiedni prezydent dla dumnych Polaków? Doraźnie tak, bo to jedyna droga do obalenia antypolskiego rządu Tuska i przedterminowych wyborów. Na dłuższą niż jedna kadencja raczej nie, ponieważ Polska potrzebuje prezydenta w rodzaju „wszyscy won”, czyli kogoś pokroju Ronalda Reagana czy choćby Donalda Trumpa. Karol Nawrocki taki prezydentem nie będzie – chociaż chciałbym się mylić. Stawiam pytanie: gdzie jest w naszym 40 milionowym kraju ktoś, kto samą swoją aurą dostojeństwa i mądrości będzie budził powszechny szacunek i zdecydowana większość Polek i Polaków pomyśli – tak, to ten! Bo przy całym moim polubieniu Nawrockiego, trzeba sobie jasno powiedzieć, że on tego nie ma. Jak to bardzo trafnie określił Krzysztof Jakub Stanowski: Nawrocki byłby perfekcyjnym kierownikiem Ośrodka Sportu i Rekreacji, ale prezydentem... niekoniecznie.
I tak mamy wybór między plastikowym produktem ideologii obcej dla polskiej tradycji niepodległościowej, chodzącą katastrofą w wielu wymiarach, a kierownikiem OSiR. Taki wybór jest drugim wymiarem katastrofy, o jakiej wspomniałem na początku tych rozważań. Cóż, jak kto nie lubi Nawrockiego to musi i tak zacisnąć zęby, zatkać nos i pójść oddać głos na pana Karola. Musimy to zrobić po to, żeby z tej katastrofy się wygrzebać. Amen!
Inne tematy w dziale Polityka