Jesień 2014. Odbywają się wybory samorządowe. Jest sporo wątpliwości co do rzetelności liczenia głosów. I oto na scenę, „cały na biało”, wchodzi on – prezydent Komorowski.
„ Nie ma zgody na kwestionowanie uczciwości wyborów przez lansowanie szkodliwej tezy o konieczności ich powtórzenia. To odmęty szaleństwa. Miarą stosunku do państwa jest to, czy się je stabilizuje, czy świadomie destabilizuje. Powinni o tym pamiętać wszyscy poważni politycy i wszyscy kandydaci na poważnych polityków.”
Przypominam te słowa nie bez przyczyny. Mój blog na Salon24 powstał właśnie wskutek słów „odmęty szaleństwa” i takie było motto mojego bloga. Dziś o wyborach 2014 nikt już nie pamięta, wszystkie wątpliwości zostały zapomniane, zamiecione pod dywany, a wątpiący w oficjalne wyniki, równie oficjalnie zaszufladkowani jako „szuria” wypływająca z odmętów szaleństwa. No bo jakże można wątpić w krystaliczną uczciwość i umiłowanie wartości demokratycznych, które po prostu widać u polityków i nominatów Platformy Obywatelskiej? No jak?
Upłynęło niemal 11 lat. Zakończyły się wybory prezydenckie. Polacy wybrali prezydenta w najbardziej rzetelnych i sprawnie przeprowadzonych wyborach od dekady. Taka jest opinia właściwie wszystkich apolitycznych ekspertów od wyborów, włącznie z obserwatorami OBWE, którzy – owszem - mieli zastrzeżenia... ale wobec finansowania i nadmiernego promowania w mediach publicznych kandydata Koalicji Obywatelskiej.
I oto w takich okolicznościach z odmętów szaleństwa wynurza się człowiek zwany koniem i bredzi o sfałszowanych wyborach, chociaż całkiem niedawno głosił, że żadnych wyborów w Polsce sfałszować się nie da! Ani technicznie, ani politycznie. Ale... Jako założyciel i guru politycznej sekty składającej się z idiotów, zaprzańców i lewackich faszystów, dla których sensem życia jest ***** ***, znajduje poklask, a odmęty szaleństwa docierają do poważnych – zdawałoby się mediów i ludzi znanych z pierwszych stron gazet.
Historia zakpiła ze mnie – powstałego publicystycznie właśnie z odmętów szaleństwa. Bo dziś chętnie przyklasnąłbym prezydentowi Komorowskiemu, który wyszedłby teraz – cały na biało – i powiedział: „Nie ma zgody na kwestionowanie uczciwości wyborów przez lansowanie szkodliwej tezy o konieczności ich powtórzenia. To odmęty szaleństwa.”
Pięknie by było, ale w tym rozumowaniu jest błąd. Poważny! Bo jakimś dziwnym przypadkiem politycy Platformy Obywatelskiej bardzo chętnie i zgrabnie wskazują paluchami „szaleńców”, podważających wybory, w których wygrywają ich kandydaci. Ale kiedy ich kandydaci są skasowani, to „odmęty szaleństwa” zyskują miano walki o demokrację, transparentność wyborów i ujawnienie fałszerstw. Z przegraną Trzaskowskiego jest w ogóle grubo, bo KO już była w ogródku, już witała się z gąską, już drukowała ustawy, które miały szeroko otworzyć bramy aresztów dla polityków opozycji i dla ludzi skazanych za mowę nienawiści, już szykowano banery powitalne dla subsaharyjskich inżynierów i lekarzy, a tu... zonk. Nawet Ursula z Brukseli dała wyraźny sygnał, że w Polsce wariantu z Rumunii nie będzie. I jak tu żyć?
Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. „Demokraci' nie mają prawie nic! Zero narzędzi, argumentów i wiarygodności. Został im jedynie człowiek zwany koniem, niepełnosprytny Tomasz Lis, Mazguła, TW”Bolek”, Wysocka – Schnepf, Dobrosz i Oracz czy jakoś tam, oraz sekta zacietrzewionych imbecyli, wysyłających do SN tysiące protestów skopiowanych jeden do jeden z internetu – wg. wzoru człowieka zwanego koniem i z jego nr PESEL. Żalosne. Śmieszne. Rozpaczliwe. Infantylne.
To są prawdzie odmęty szaleństwa! Czuję się całkowicie oczyszczony z odmętów 2014 roku!
Inne tematy w dziale Polityka