Miałem już wyrobione zdanie o Tusku ( którego nie przytoczę, ze względu na cenzurę), ale po radzie gabinetowej muszę to zdanie radykalnie zweryfikować. Bo trudno byłoby znaleźć w dzisiejszym świecie, a i cofając się w latach też byłoby to karkołomne, tak bezczelnego, cynicznego i zdegenerowanego kłamstwem premiera - może poza oczywistościami w rodzaju przywódcy Korei Północnej i tego rodzaju wynalazków. Ale to, że Tusk łże jak przysłowiowa "bura suka" byłoby do przełknięcia, to byłoby poł biedy - jest gorzej, bo on w te swoje kłamstwa autentycznie wierzy i żyje w tym swoim urojonym świecie, gdzie kreuje się na wybitnego polityka, premiera i przywódcę odnoszącego jakieś urojone sukcesy. W tych urojeniach "w Polsce udało się stłamsić drożyznę, zatrzymać inflację, zdusić bezrobocie, podnieść gospodarkę do (UWAGA!) 20-tej gospodarki świata, podnieść PKB, ruszyć inwestycje i sprawić, że każdemu Polakowi żyje się lepiej". No geniusz, ojciec narodu, a inne narody - klękajcie. Jako jedyni w Europie, pod światłym przywództwem Tuska, będziemy zasuwać koleją z prędkością 320 km/h i mieć tani prąd z wiatraków, tudzież latać z megapolis CPK do każdego zakątku świata. "Nie gadamy, my robimy".
Uważam, że po takiej ekspozycji, człowiek, który tak dalece eksponuje swoje urojenia, powinien zostać zawinięty przez pielęgniarzy w gustowny kaftan i odwieziony do stosownego miejsca odosobnienia - zależnie od swojego stanu psychicznego. To byłby świat idealny, ale niestety jest z tym bardzo źle, bo te urojenia rozlały się nie tylko na rządową hołotę ministrów, wice i partyjno - koalicyjną magmę debili i kretynów, ale też na wiecznie zidiociałą sektę zwolenników Tuska, albo - inaczej - różnej maści "jebacpisów", którzy w Tusku widzą swojego guru i gotowi są przypisać jemu każdą cechę, której nie posiada i nigdy nie posiądzie. Najśmieszniejsze jest to, że oni chyba o tym wiedzą, bo przecież aż tak głupim, żeby przypisywać Tuskowi np. pozycję lidera Europy, być się nie da, ale .. cóż szkodzi powielać te brednie i powtarzać urojenia chorego - niewątpliwie - człowieka. No chyba, że uznamy, iż w tym naszym kraju ześwirowało tak z 10 mln ludzi, ale wtedy należy brać plecak ewakuacyjny i oddalić się jak najszybciej z tego wariatkowa. Czyli ratuj się kto może!
Od dłuższego czasu zwracam uwagę na "odklejkę" Jarosława Kaczyńskiego, bo to także syndrom postępujący, co widać np. po dzieleniu skóry na niedźwiedziu, kiedy miś biega sobie w lesie (pewność wygrania wyborów i przejęcia władzy) i już widzi premierostwo nowo - starego szefa rządu Morawieckiego. Chroń nas Boże przed takim scenariuszem, chociaż trzeba sobie też jasno powiedzieć, że przy aktualnym premierze, to prawie miód, cud i orzeszki. Prawie, bo tak naprawdę to wciąż wybór między dżumą i cholerą. W każdym razie "odklejka" Kaczyńskiego jest - w porównaniu z urojeniami Tuska - akceptowalnym dziwactwem starszego pana, który żyje minioną bezpowrotnie epoką. Ta epoka odjechała jemu niczym pociąg, a są i tacy, którzy mówią, że Prezesowi i peron odjechał, ale co tam.... Zderzenie z realem jest i tak nieuchronne. I tu dochodzimy do punktu, w którym widać jak na tacy, że państwem trzęsą dwaj "urojeniowcy", nie mający jasnej, sensownej i perspektywicznej wizji Polski, ale posiadający chorobliwą manię posiadania władzy za wszelką cenę i po każdych trupach. Ale nie dość, że całe to ich "wizjonerstwo" sprowadza się do prymitywnego w gruncie rzeczy manipulowania społeczeństwem i ubijania na twardo swoich betonowych elektoratów, to jeden i drugi konsekwentnie działa na szkodę Polski i Polaków, chociaż w dosyć różnym stopniu.
Tusk rujnuje Polskę po całości w interesie Niemiec i antytrumpowskich podżegaczy wojennych "koalicji chętnych", Kaczyński wyciera kolana przed transatlantyckim bożkiem "pax americana" i jego izraelskim (s)tworem mordującym kobiety, dzieci i kogo popadnie w Gazie, mającym tutaj, nad Wisłą, przepotężne wpływy i sieć agenturalną. I to rząd PiS, wyhodował nam tutaj, na miejscu, kolejnego wielkiego wroga w postaci ukraińskich hord ludzi, którzy dostali się tutaj bez żadnej kontroli, ewidencji i selekcji. Nawet ślepcy już widzą, że ukształtowała się u nas niewdzięczna, roszczeniowa, nie integrująca się antypolska mniejszość, coraz śmielej propagująca banderyzm i antycywilizację wschodnich, dzikich stepów. A rząd przeterminowanego dyktatora z Kijowa już otwarcie pokazuje nam wrogość i wchodzi w buty dominanta upokarzającego "sługi" Ukrainy. Przypomnę, że sługami staliśmy się na własne, dobrowolne życzenie!
Obawiam się, że to dopiero początek naszego "zażyłego braterstwa" powstałego na skutek nieodpowiedzialnej polityki wschodniej całego POPiS, które - oby nie - zakończy się dla Polski tragicznie. Sojusz niemiecko - ukraiński, a z takim mamy do czynienia, to rzecz dwa razy gorsza niż sojusz Rosji z Niemcami. Ukraina to wróg i trzeba sobie to wreszcie jasno powiedzieć i odesłać do diabła oszołomów bredzących o tym że "Ukraina walczy za nas". Nie, Ukraina walczyła i walczy za siebie w bardzo specyficznej wojnie, która nie ma nic wspólnego z "pełnoskalową wojną" - jak to często mówią proukraińscy propagandziści. Ta sama zakłamana propaganda przemilczała jasne stwierdzenie szefa FBI, Kasha Patela, który oficjalnie potwierdził, że rakieta, która zabiła 2 Polaków w Przewodowie została wystrzelona przez Ukraińców w stronę Polski. Była to prowokacja, która miała skłonić Polskę do udziału w wojnie. I co? Ano wychodzi sobie cały na biało Morawiecki i łże, że to była rosyjska rakieta. Morawiecki - żeby nie było - jest tylko przykładem jednym z wielu, bo kłamią wszyscy. Taka sama sytuacja dotyczy też tego niedawno upadłego drona. Na pewno był to ruski dron, bo tak orzekł inny łgarz będący - ratunku!! - ministrem obrony narodowej. Ukraińcy otwartym tekstem gadają w mediach społecznościowych o tym, że będą podpalać polskie obiekty handlowe, przemysłowe, mieszkalne i rzeczywiście co drugi dzień coś się spektakularnie pali, ale inni łgarze utrzymują, że to "ruscy". Przecież to jest jakiś dramatycznie tragiczny absurd, nie mający z poważnym państwem nic absolutnie wspólnego!
I tak sobie żyjemy w absurdalnym kraju z absurdalnym premierem i absurdalną opozycją. Z absurdalnym zadłużeniem, absurdalnymi podatkami i absurdalną religią klimatyczno - wiatrakową. Zachodzę w głowę, jak udało się wiatrakowym świrom wmówić ludowi, który przecież jakieś tam szkoły ukończył, jakoby energia z wiatraków była tania i obniży nasze rachunki. Jest dokładnie odwrotnie: energetyka wiatrowa to najdroższa i najmniej efektywna forma pozyskiwanie energii elektrycznej. Koszt prądu z węgla to dziś 740 zł/MWh, ale bez ETS i podatków klimatycznych wyniósłby 130–180 zł. Energia z wiatraka to 300 zł, bo nie obciąża się go tak jak węgla. To nie rynek, lecz ideologia i fiskalna manipulacja sprawiają, że „zielona energia” wydaje się tańsza. Zwrot "wydaje się" jest kluczowy, bo upubliczniany rzekomy koszt pozyskania MWh jest zmanipulowany i nie przedstawia rzeczywistego kosztu. Dlaczego? Bo farma wiatraków potrzebuje tzw. magazynu energii oraz elektrowni "dublera", która przejmie funkcję zasilania odbiorców w razie bezwietrznej pogody. Do tego dochodzą wielkie koszty infrastruktury kablowej, która musi być prowadzona podziemnie, serwisu i napraw, które ze względu na warunki pracy wiatraków w skrajnie różnych opcjach pogodowych i środowiskowych, przy olbrzymich obciążeniach fizycznych i mechanicznych są potwornie drogie i wymagają wyspecjalizowanych firm serwisowych. Żywot wiatraka ocenia się na około 15 lat, po upływie których następuje ich mechaniczna degradacja do poziomu stalowego złomu - pytanie ile czasu potrzeba do całkowitej degradacji regenerowanego złomu z Niemiec, który siłowo wciska nam rząd Tuska? Osiem? Dziesięć? I co później?
Tak czy inaczej wszystkie te urojenia Tuska i jego kamaryli prowadzą nas do katastrof na wielu poziomach. Energetycznym, finansowym, gospodarczym, demograficznym, politycznym i edukacyjnym. Ponieważ to wszystko już wyraźnie widać, rząd Tuska przypomina samochód, który z uszkodzonym, dymiącym silnikiem jedzie resztkami sił, klekocząc przy tym niemiłosiernie. Ale - porzućcie wszelką nadzieję - ten wrak do wyborów 2027 dojedzie. Dlatego, że opozycyjne auto jest w jeszcze gorszym stanie, a do tego biją się o to, kto ma prowadzić. Dożywotni prezes zapowiedział, że on sam tylko się na kierowcę nadaje i nikogo innego do kierownicy nie dopuści - a już najmniej tego pyskatego wyrostka, nadającego się najwyżej do polewania piwa.. Polewacz piwa dłużny prezesowi nie jest, ale w ten sposób jeden i drugi stali się hamulcowymi swoich partii, hamulcowymi tak pożądanych zmian w Polsce i "dolewaczami" paliwa dla klekoczącego wraku Tuska. Koalicji PiS z Konfederacją nie będzie i Tusk może spać spokojnie. Do wyborów 2027 dojedzie, po drodze wymyśli się jakąś nową trzecią drogę i nowego Hołownię i zapewne uda się dojechać nawet do wyborów 2031. Bo opozycja praktycznie nie istnieje, a do tego ma swoje sufity, których nie przeskoczy: PiS ma nieubłagany sufit wymierającego elektoratu i prezesa bredzącego o 40 % poparcia, Konfederacja ma sufit "swingującego" elektoratu, który cyklicznie wyrasta z krótkich gaci, Zandberg ma swój sufit zlewaciałych poglądów. Innych potencjalnych zagrożeń dla urojeniowego rządu Tuska nie ma! Ostatnią nadzieją normalnych Polaków jest prezydent Nawrocki, ale on jest sam jeden. Do zmian potrzeba z tuzin Nawrockich, z dwudziestu Braunów i ze setkę Zandbergów. Czyli silnej, prezydenckiej partii wsparcia, którą - mam nadzieję - Pan Prezydent będzie tworzył, żeby do wyborów 2027 stworzyć realną alternatywą dla "urojeńców". Tak to widzę... Bo inaczej... ratunkuuuu!!!
Inne tematy w dziale Polityka