kemir kemir
605
BLOG

O Ukraińcach w Polsce...

kemir kemir Polityka Obserwuj notkę 76

Witold Gadowski, albo Radek Pogoda ( nie pamiętam który z nich) w jednym ze swoich komentarzy podał, że 62% Polaków ma po kokardę Ukraińców i całej tej nieustającej hucpy w temacie Ukrainy i rzekomej "pełnoskalowej" wojny "wukrainie". Sprawdzam sobie mainstreamowe dane z sondaży: Według najnowszego sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS), stosunek Polaków do Ukraińców uległ znacznemu pogorszeniu. Tylko 30% ankietowanych deklaruje sympatię wobec Ukraińców, co stanowi spadek o 21 punktów procentowych w porównaniu z danymi sprzed dwóch lat. Z kolei 38% Polaków przyznaje, że nie lubi Ukraińców. To najniższy poziom sympatii wobec tej narodowości od lat. Zgadza się - skoro tylko 1/3 Polaków jeszcze przyznaje się do "ukrainozy", prawie 40%  Ukraińców nie znosi, to pozostaje 30 % względnie obojętnych. Tyle, że jeżeli wyjdzie się z domu i w swoim otoczeniu porozmawia się z różnymi osobami na ten temat, to ze świeczką szukać trzeba kogoś z grupy ukrofili. W moim otoczeniu znajomych, kumpli i rodziny nie ma nikogo takiego. NIKOGO! Za to wszyscy głośno deklarują swoją niechęć do tej nacji.


Mamy zatem do czynienia z ogromnym, wręcz gigantycznym rozdźwiękiem między oficjalną narracją partyjno-rządowo-medialną, a tzw. opinią publiczną, która ma całą tą gadaninę w głębokim poważaniu. Jak zresztą w tysiącu innych spraw, a właściwie w typowo marksistowskiej "modzie" i lubości wynajdowania różnistych problemów, z którymi władza w następstwie bohatersko walczy. Jak choćby ze świeżo wprowadzonym problemem butelkowym, który służy w istocie do przelewania publicznych pieniędzy na konta "znajomych królika" czyli grupie uprzywilejowanych operatorów tego nieszczęsnego, złodziejskiego systemu ubranego w modne szaty ekologii. Rzecz jasna sprany móżdżek typowego połykacza ideologicznych baśni nie jest w stanie dostrzec o co w tej operacji tak naprawdę chodzi i jak bardzo skądinąd słuszne postulaty dbania o środowisko naturalne mijają się prawdą i taki jest cel wszystkich takich działań władzy - ideologiczna mgła wokół ogłupiania i indoktrynacji społeczeństwa. Na tym polega doktrynalna tresura mas różnej maści "połykaczy" różnego rodzaju ideologii i "prawd objawionych" , które ZAWSZE służą interesom jakiejś władzy, jakimś grupom - NIGDY społeczeństwu.


Tak też jest z "ukrainozą" w Polsce. Jako wciąż państwo na dorobku (gigantycznie zadłużone!) przekazaliśmy - i dalej w to brniemy - Ukrainie na bezdurno jakieś 40 mld zł, w różnej formie pomocowej - nie licząc ukraińskiej turystyki medycznej do naszej niewydolnej służby zdrowia i różnych form zasiłków, benefitów, ulg i preferencji dla ukraińskich przybyszów. Wszystkie te absurdalne dla nas obciążenia i wyrzeczenia jakie ponosimy, otacza mgła indoktrynacji o rzekomym zagrożeniu Rosją, z którą Ukraina walczy w rzekomo naszym imieniu i w rzekomej konieczności, żeby nam "ruskie bomby na głowy nie leciały". Oczywiście nie byłoby to możliwe bez podglebia całej tej ideologicznej propagandy, jaką jest wyolbrzymiona do kosmicznego absurdu rusofobia, przejawiająca się od dłuższego już czasu w przypisywaniu Rosji i Putinowi winy za wszystkie możliwe nieszczęścia - od wpisów w internecie, wskazywanie paluchami "ruskich propagandzistów", przez wypadki i pożary, po drony i bezpański wagon z węglem stojący gdzieś na torach. Oczywiście jest też "putininflacja", kiepskie lato to zapewne także wina Putina, a jak się komuś pasztetowa w lodówce zepsuje, to śmiało może ten fakt nazwać rosyjską prowokacją. Te rusofobiczne absurdy już dawno wywaliły skalę zdrowego rozsądku i wszelkiej racjonalnej logiki w otchłań totalnej głupoty, bo jeżeli przyjdzie rzeczywiste jakieś realne zagrożenie, to nikt na to nie zareaguje.


Ale chodzi o to, żeby za wszelką cenę utrzymać w Polsce atmosferę strachu i zagrożenia, które służy kilku celom. Po pierwsze rzekomym zagrożeniem wojną da się wytłumaczyć nadchodzący i nieuchronny kryzys finansowy i gospodarczy oraz czający się na skok w kieszenie Polaków podatek wojenny. Budowanie zagrożenia usprawiedliwi cenzurę, rządy "miękkiego totalitaryzmu", niszczenie opozycji ( która poza Konfederacją i tak niczym się nie różni w kwestii "ukrainozy" i rusofobii) i dalsze rozdawnictwo pieniędzy "wukrainę". Po drugie umożliwi wszelkie niekontrolowane wydatki na zbrojenia, które zasilą niemiecką i francuską gospodarkę, dla której kontynuowanie wojny na Ukrainie jest sprawą być albo nie być. Pisałem nie tak dawno o co najmniej trzyletnich kontraktach największych koncernów zbrojeniowych w Niemczech, we Francji, Włoszech i oczywiście w USA, na dostawy broni ściśle związanych z konfliktem rosyjsko - ukraińskim. Było jasne, że te wszystkie "bajery" o rychłym pokoju i wysiłkach Trumpa to ściema dla łatwowiernej gawiedzi i dla połykaczy propagandowej papki. Świat zachodni, niestety, nie jest tak piękny - ba, jest kompletnie zdegenerowany - żeby zrezygnować sobie z miliardów dolarów, które same się pchają do kieszeni. Że ludzie giną? A kogo to obchodzi? W Gazie ginie wielokrotność cywilnych ofiar wojny "wukrainie" i co? Jajco.


Tu dochodzimy do bardzo poważnych pytań. Bo wojna prawdopodobnie potrwa jeszcze co najmniej dwa - trzy lata, do wyczerpania się kontraktów zbrojeniowych. Warto zauważyć, że ta dziwna wojna już dawno przestała być wojną (jeśli nią w ogóle była) w znaczeniu frontowym. W kontekście "pełnoskalowej wojny za naszą granicą", to jakoś mało kto zauważył, że front wojenny znajduje się jakieś tysiąc kilometrów od Warszawy, bo to średnio pasuje do propagandowego przekazu - zwłaszcza przekazu powielającego jeden do jeden ukraińską propagandę dyktatora z Kijowa. Na dziś mamy wyłącznie ostrzeliwanie się rakietami i dronami, co generalnie służy i Rosji i Ukrainie. Rosja może sobie tak prowadzić wojnę do końca świata i jeden dzień dłużej, testując różne warianty broni dystansowej - Ukraina i tak nie ma wyjścia, bo na wojnę frontową jej zwyczajnie nie stać - nie ma ludzi. Zełenski, mimo represyjnego systemu sprawowania władzy, "dorobił się" potężnej masy sprzeciwu społecznego, który - generalnie - ma dość biedy i bratobójczej wojny z Rosją. Dlatego - odwlekając przeznaczenie - skanalizował zagrożenie wewnętrzne przez otwarcie granic i wypuszczenie mięsa armatniego głównie do Polski, w ilości około pół miliona młodych Ukraińców.


Czy ci i z poprzedniej fali Ukraińcy się integrują? Jak najbardziej, ale między sobą. Tworzą ukraińskie enklawy i ciche organizacje finansowane z różnych szemranych źródeł, nie pisząc już o organizacjach stricte przestępczych i mafijnych. Państwo polskie nie ma na tym żadnej kontroli i nie dysponuje nawet rzetelną - z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa - bazą danych personalnych kto, skąd i po co. Ukraińcy, nie mając właściwie żadnych poważnych przeszkód w uzyskiwaniu obywatelstwa polskiego, którego wymogi są śmieszne, powoli przenikają do polskich struktur organizacyjnych. Obrzydliwie bogaci ukraińscy oligarchowie wykupują polską ziemię, całe osiedla mieszkaniowe, firmy małe i duże, mając coraz większe wpływy polityczne. A my się zbroimy na wojnę z Rosją. Po co? Czyż nie po to, żeby odbić Ukrainie Krym i Donbas? Zastąpić tych, co wspaniałomyślnie dostali przepustki do Zełenskiego na wyjazd z Ukrainy? Przecież oni nie po wyjechali z Ukrainy, żeby teraz walczyć! A skoro - jako rzecze Trump - Ukraina ma odzyskać Krym i Donbas, to ktoś to musi zrobić. Polacy? Po to jest ta cała wojenna hucpa? Plan piękny: Polacy walczą o Krym, a Ukraińcy w Polsce urządzają Polskę po swojemu. Za dwa trzy lata, dołączają do nich Ukraińcy będący teraz w okopach, którzy w milionie chłopa odnajdą swoje czekające w Polsce wierne (albo i nie tak wierne) kobiety.


Nie jestem wróżem i nie mam pojęcia, czy taki jest plan. Ale coś tu śmierdzi. Doskonale pamiętam wywiad Ołeksija Arestowycza, byłego głównego doradcy Biura Prezydenta Ukrainy, który otwarcie mówił, że racją stanu Ukrainy jest całkowite podporządkowanie sobie Polski i Węgier, które - jak będzie trzeba, to najedzie się militarnie. Byłoby to realizacją najbardziej mokrych snów niemieckich i rosyjskich oczywiście też. Może zatem rosnąca niechęć Polaków wobec Ukrainy to przejaw instynktu przetrwania wobec zagrożenia, które istnieje, ale wcale nie z tego kierunku, które tak namolnie wmawia nam propaganda?


kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (76)

Inne tematy w dziale Polityka