kemir kemir
3379
BLOG

Annie Azari do ogródka... (i nie tylko). Część druga.

kemir kemir Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 125

O konflikcie polsko- izraelskim wynikającym z nowelizacji ustawy o IPN napisano już chyba wszystko, ale rzadko w licznych komentarzach pojawia się kluczowy - moim zdaniem - wątek dotyczący "zachodniego" punktu widzenia na holokaust i rolę Niemiec w tym haniebnym przedsięwzięciu  - zwłaszcza w odniesieniu do Polski. Przecież to właśnie w państwach szeroko rozumianego zachodu ukuto termin "polskich obozów koncentracyjnych", to tam jest źródło kłamstw i przeinaczeń, z których pełnymi garściami czerpie izraelski obłęd rzekomego antysemityzmu Polaków. Nie  da się rozwiązać spraw polsko -izraelskich, bez zdeptania mitów historycznych, którymi nakarmiona jest Europa zachodnia i Stany zjednoczone.

Podstawowym problemem w postrzeganiu holokaustu przez mieszkańców różnych części świata zachodniego są zupełnie inne doświadczenia. Mieszkańcy zachodniej Europy nie doświadczyli całego spektrum potworności, jakie w Polsce zgotowali nam Niemcy. Tutaj okupacja niemiecka była nad wyraz brutalna, wręcz barbarzyńska, zupełnie inna w porównaniu niemieckiego podejścia do Francuzów, Holendrów czy Norwegów. Różnica jest jeszcze bardziej oczywista, gdy tylko przyjrzy się samej nazistowskiej ideologii. Niemiecka „rasa panów” poczuwała się do pewnego pokrewieństwa ze skandynawskimi „Nordykami”, postrzegała ich jako „nieco tylko gorszych” Francuzów czy Holendrów.  Żydzi, Rosjanie i Polacy byli dla Niemców podludźmi – stanowiącymi zagrożenie, nadającymi się jedynie do zniewolenia lub eksterminacji. W pierwszej kolejności wymordowani mieli zostać Żydzi i Romowie, ale my - Polacy - byliśmy  następni na liście. Czy byli na tej liście Francuzi, Holendrzy, Norwegowie, Duńczycy? Nie! Ciężko zatem na Zachodzie zrozumieć, że w okupowanej Polsce nie było żadnych lokalnych struktur władzy współpracujących z Niemcami i tym samym uwikłanych w morderczy proceder. U nich przecież takowe były! Wszak kolaboracja na zachodzie była zjawiskiem powszechnym. Przykłady można by mnożyć – Francja Vichy, Vidkun Quisling, przeróżne ochotnicze oddziały waffen-SS.
 
W związku z tym w krajach zachodnich (rozumianych jako punkt widzenia przeciętnego obywatela ) niemożliwym wręcz do pojęcia staje się fakt, że te wszystkie obozy śmierci ulokowane przez Niemców na terytorium II Rzeczypospolitej, powstać mogły bez wiedzy i przynajmniej milczącej aprobaty ludności polskiej. Ten przeciętny obywatel zachodu albo  nie wie, albo wiedzieć nie chce, że Polacy pod niemiecką okupacją nie mieli nic do powiedzenia, a za wszelką formę sprzeciwu groziła kara śmierci.  Trzeba też wiedzieć, że w krajach zachodnich ilość ofiar cywilnych – w tym także ofiar zbrodni wojennych – liczy się w tysiącach, natomiast Polska w wyniku II Wojny Światowej straciła miliony mieszkańców. Na zachodzie często to I Wojna Światowa, określana jako „Wielka Wojna”, stanowi ciągle narodową traumę i symbol wszelkich okropieństw wojny – nic dziwnego,  bo właśnie wówczas także te państwa poniosły wielomilionowe straty w ludziach.

Wniosek nasuwa się jeden - punkt widzenia na II Wojnę Światową przeciętnego Polaka, od punktu widzenia przeciętnego np. Holendra, dzieli przepaść. Niestety - sporo w tym naszej winy, bo skuteczna - ba, praktycznie żadna - polityka historyczna w powojennej Polsce nie istniała, bez względu na to, czy dotyczy to rządów komunistycznych czy pedagogiki wstydu elit III RP.

Jeżeli dziś rząd Prawa i sprawiedliwości w praktyce podejmuje się pionierskiej misji budowy polityki historycznej Rzeczpospolitej, to nie ma się co dziwić, że w Polakach rośnie poczucie niesprawiedliwości, zwłaszcza wtedy, gdy przychodzi do wszelkiego rodzaju wojennych rozliczeń. Nie bez znaczenia jest przecież fakt, że nasz kraj po II Wojnie Światowej znalazł się pod niechcianym przez Polaków ustrojem, narzuconym nam siłą przez Stalina, przy aprobacie mocarstw zachodnich. Tak samo wola Stalina przesądziła chociażby o pozbawieniu  PRL możliwości ubiegania się o pomoc w ramach planu Marshalla czy reparacje wojenne od Niemiec. Problem w tym, że nasze poczucie niesprawiedliwości czołowo zderza się z kompletnie fałszywym punktem widzenia na Zachodzie.

Nieco inaczej rzecz się ma wobec punktu widzenia Żydów. W II Rzeczpospolitej mieszkało ich przeszło trzy miliony, czyli około 10% populacji całego kraju. Działały żydowskie partie polityczne, kluby piłkarskie, wydawnictwa, czasopisma. Ciężko przecenić wkład tych obywateli Rzeczypospolitej w rozwój także polskiej kultury. Każdy, na przykład, zna Jana Brzechwę czy Juliana Tuwima – nie każdy jednak wie, że mieli oni żydowskie pochodzenie. Nie oznacza to jednak, że stosunki polsko-żydowskie były sielankowe. Największe problemy pojawiały się na początku istnienia niepodległego państwa polskiego, zwłaszcza w okresie Wojny Polsko-Bolszewickiej, oraz po śmierci Józefa Piłsudskiego. W Polsce antysemityzm jak najbardziej był realnym problemem. Najczęściej utożsamia się go z obozem narodowym, jednak to sanacyjny Obóz Zjednoczenia Narodowego w maju 1938 r chciał „rozwiązać kwestię żydowską poprzez jak najbardziej wydatne zmniejszenie liczby Żydów w Państwie Polskim”. Chodziło o przymusową emigrację, na przykład, na Madagaskar. Nic dziwnego, że Żydzi niekoniecznie najlepiej wspominają ten okres naszej wspólnej historii.

Dziś - i słusznie - przywołujemy przykład Witolda Pileckiego, Ireny Sendlerowej i naszych Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Problem polega jednak na tym, że czynimy to dopiero teraz, zapominając o skutkach skrajnie złych rządów komunistycznych, które w relacjach polsko - żydowskich narobiły tyle zła, że więcej się chyba nie dało. 12 czerwca 1967 roku PRL zerwała stosunki dyplomatyczne z Izraelem. Co prawda, taki rozkaz przyszedł z Moskwy dla wszystkich krajów bloku komunistycznego, ale komunistyczna władza zamierzała tym posunięciem rozprawić się z „syjonizmem” i „imperializmem” w Polsce. Czy mogło stać się jeszcze coś gorszego dla obrazu Polski w Izraelu?

Doszło do antysemickich czystek w partii i instytucjach państwowych. Wiele osób zostało zmuszonych do emigracji. Tych, które się na ten krok zdecydowały dodatkowo pozbawiano obywatelstwa polskiego. Nie trzeba dodawać, jak fatalnie skończyło się to dla reputacji Polski wśród Żydów na całym świecie. Z całą pewnością smród po tamtych wydarzeniach ciągnie się za nami do dzisiaj – wszak ci ludzie mieli rodziny, dzieci, wnuki. I na pewno nie zapomnieli, co ich spotkało. Stosunki dyplomatyczne między Polską a Izraelem zostały wznowione dopiero 7 lutego 1990 roku.

Kto wie, czy te wydarzenia dla naszych relacji z Żydami nie są ważniejsze niż obłędne mity dotyczące wydarzeń wojennych. Z mitami można i trzeba walczyć, można je obalić i wrzucić w otchłań niebytu. Z historią już tak prosto nie jest.

kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka