kemir kemir
2077
BLOG

Homo tuskovitus

kemir kemir PO Obserwuj temat Obserwuj notkę 130

W latach polskich przemian po 1989 roku, ksiądz Józef Tischner ukuł głośny w owych czasach termin homo sovieticus. Tischnerowski homo sovieticus to osoba będąca tworem systemu totalitarnego i niepotrafiąca odnaleźć się w systemie politycznym innego typu. Homo sovieticus uzależniony był w pełni od komunizmu, który jednak permanentnie zawodził jego oczekiwania. W historycznym momencie homo sovieticus przyczynił się do obalenia systemu , biorąc udział w jawnym buncie. Przyczynił się tym samym -  w mniejszym lub większym stopniu -  do tego, że miejsce komunistów zajęli inni ludzie: zwolennicy kapitalizmu, liberalizmu czy też neo-liberalizmu. I tak oto homo sovieticus znalazł się w nowej rzeczywistości III RP, która miała dać jemu to, czego nie byli w stanie dać komuniści. Czy III RP to dała, jest już innym tematem, którego nie będę tutaj specjalnie rozwijać - chociaż dla potrzeb  niniejszego artykułu o ten wątek zahaczę.  Prawda pewnie jest taka, że jednym coś dała, innym nie, a jeszcze innym coś zabrała. Powtórzę - to temat na inne rozważania.

Jeżeli przyjąć, że wyborczy rok 2015 zapoczątkował równie poważne przemiany w Polsce, które w konsekwencjach oznaczają ostateczne pogrzebanie III RP i budowę IV Rzeczpospolitej, to analogie do tischnerowskiego homo sovieticus narzucają się wręcz w oczywisty sposób. Tyle, że w opróżnione buty "człowieka radzieckiego", wskoczył stworzony w III RP osobnik zachłyśnięty "zachodem" znanym pod nazwą Unii Europejskiej, zależny od uszczęśliwiających na siłę decyzji władz III RP i zadowolony z ciepłej wody w kranie. Ów osobnik zwolniony był z archaicznych przejawów patriotyzmu, nudnego babrania się w historii i niepotrzebnych nikomu rozważań światopoglądowych. O jego potrzeby i dostatek miał zadbać demokratycznie wybrany rząd, który pomimo scedowania swoich uprawnień na brukselskie gabinety, cieszył się sporym poparciem i popularnością. Liberalnym kręgom rządowych klakierów podobało się zwłaszcza nieszczególne zainteresowanie władz, różnego rodzaju towarzystwami wzajemnej adoracji, które chciwie czerpały ze swojej "przedsiębiorczości" pełnymi garściami. Synonimem rządu III RP stał się Donald Tusk, polityk na tyle zręcznie poruszający się meandrach sprawowania władzy - a ściśle w meandrach administrowania dużym państwem w środku Europy -  że  w nagrodę został obdarowany prestiżową z nazwy synekurą w stolicy UE. Przeprowadzka na brukselskie salony spowodowała jednak istne "plagi egipskie", których kulminacyjnym punktem było demokratyczne przejęcie władzy przez PiS. "Osierocona" armia apologetów Tuska - twór systemu III RP - nagle znalazła się w zupełnie innym systemie politycznym, którego do dziś nie może i nie potrafi zaakceptować oraz nie potrafi się w nim odnaleźć - dokładnie tak samo, jak homo sowieticus nie mógł odnaleźć się postkomunistycznej rzeczywistości. I tak powstał homo tuskovitus - człowiek systemu III RP, z III RP związany albo ideologicznie, albo poprzez system korzyści, albo związany z jednym i z drugim. Ale tak czy owak, homo tuskovitus okopał się na pozycji poglądów, iż polska scena polityczna dzieli się na światłych, postępowych mężów stanu z mainstreamu oraz na siły zła i ciemnogród.

Homo tuskovitus, to zupełnie ktoś inny niż znany powszechnie leming, chociaż od leminga w prostej linii pochodzi. Typowego leminga zadowalała praca w korpo, dzięki której mógł spłacać kredyt na samochód i mieć dostęp do ciepłej wody w mieszkaniu kupionym - a jakże - na kredyt. Popierał mężów stanu z mainstreamu, ale niezbyt głęboko angażował się ideologicznie, chociaż jako "postępowy" Europejczyk gotów był zaakceptować np. gender, miał "bekę" kiedy inni wkładali polską flagę w psią kupę, a krzyż kojarzył mu się wyłącznie z krzyżówką. Na ogół pozostawał jednak poza układami czerpiącymi z III RP profity, które stały się zastrzeżone tylko dla elit homo tuskovitus. I to właśnie leming poczuł się oszukany i wystrychnięty na dudka przez tak bardzo popieraną władzę - w zemście na partii, która stworzyła wirtualną "Zieloną Wyspę", dołączył do głosicieli "dobrej zmiany" i przyczynił się do wyborczego zwycięstwa PiS.

Na przeciwległym biegunie znalazł się nasz homo tuskovitus,  który wobec nieskuteczności straszenia leminga PiS-em, od razu po wyborach "bohatersko" wybiegł na ulicę, broniąc zagrożonej rzekomo demokracji, Konstytucji, bliżej nie sprecyzowanych wartości europejskich - a tak naprawdę swojej, tak ciężko przecież zdobytej, pozycji w układach III RP. Charakterystyczne, że nawet nie próbował dotknąć materii nowej władzy, od razu przyjmując postawę "nie, bo nie". Liczył przy tym na odwrócenie zemsty lemingów, wierzył, iż nowa rzeczywistość to tylko krótkotrwały, zły sen, z którego obudzi go Ten, Co Wróci Na Białym Koniu.

Póki co, zły sen trwa, ale homo tuskovitus nie próżnuje: zrozumiał, iż na ulicy jest tylko obiektem gromkiego śmiechu i za wszelką cenę należy dążyć do tego, żeby przedstawicieli jego gatunku było jak najwięcej. Zarzuca zatem sieci na żałujących swojej zemsty lemingów, będących właściwie "gotowcami" na przemianę w homo tuskovitus, chętnie łowi różnej maści marudów porozbijanego w grupki stada głosicieli "dobrej zmiany", cieszy się, kiedy niektóre osobniki samoistnie - z własnej, nieprzymuszonej woli - transformują się do jego stanu.

Istnienie homo tuskovitus daje odpowiedź na pytanie, dlaczego w ogóle jeszcze istnieje Platforma, chociaż według politycznej logiki, już dawno powinna być wchłonięta przez czarną dziurę niebytu. Zatem w istocie o byt (lub niebyt) gatunku homo tuskovitus w Polsce toczy się gra. Jego wielką nadzieją nie jest już nawet Ten, Co Wróci Na Białym Koniu, ale przede wszystkim wciąż żenująco słaba jakość państwa rządzonego przez władzę, która uwikłała się w fałszywe z gruntu założenie, że kto panuje nad Sejmem, ten panuje nad państwem, a kto panuje nad państwem, panuje nad Polską. Ta zależność utraciła ważność po wyborach 2015, właśnie "dzięki" homo tuskovitus, sabotującemu państwo w każdym możliwym zakresie i konsekwentnie obniżającemu jakość polskiego parlamentaryzmu. Co więcej, władza sama ową jakość nie jeden raz obniżyła, dając pożywkę dla coraz bardziej rozwydrzonych watah homo tuskovitus. Co jeszcze gorzej - skoro dowolna grup(k)a jakiejś dowolnej części społeczeństwa, może sobie "mieszkać" w korytarzach sejmowych, a grup(k)a posłów może bezkarnie w sali plenarnej urządzić "Kabareton", to panowanie władzy nad Sejmem staje się mocno dyskusyjne i ... boleśnie wątpliwe.

Jeżeli zatem istnieje proste przełożenie jakości polskiego Sejmu na jakość polskiego państwa, ewidentnie nie radzącego sobie z kryzysami natury - nazwijmy to - społeczno - politycznymi i ma problem z pokazaniem twardej ręki wtedy, kiedy jakość państwa ewidentnie cierpi ( bez względu na to, czy dotyczy ona spraw międzynarodowych, czy wewnętrznych), to cytując klasyka: " Że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać."

Żeby PiS nie urządziło się w niej na dobre, potrzebna jest zmiana optyki rządzenia i skupieniu się na poprawie jakości państwa, które będąc za rządów PO/PSL miękkie wobec silnych i twarde wobec słabych, teraz ma problem z twardością wobec silnych i miękkością wobec słabych. Jakości państwa nie będą służyć ani "puste" ustawy, ani rozdęte ponad miarę programy socjalne, które - chociaż potrzebne i chwalebne - stają się kulą u nogi tam, gdzie potrzeba zdecydowanych i niekiedy niepopularnych działań. Korzysta na tym tylko ów tytułowy homo tuskovitus, którego pewnie całkiem wytępić się nie da, ale można - i trzeba - ograniczyć jego populację. Bo inaczej wszyscy będziemy tam, gdzie określił to cytowany klasyk.

kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka