kemir kemir
2753
BLOG

Jestem eurosceptykiem - czyli "faszystą" i "nacjonalistą"

kemir kemir UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 118

W swoje blogerskiej twórczości na Salonie, popełniłem kilka notek, które ktoś może spokojnie nazwać antyunijnymi. Tak - w pełni podpisuję się pod słowami profesor Pawłowicz o unijnej szmacie, będę wykpiwał brukselskie wygibasy o krzywiźnie ogórka i na pewno nie powieszę na ścianie portretów unijnych dygnitarzy- zwłaszcza Tuska i Timmermansa. Ale jak wielu Polaków wejście Polski do Unii przyjąłem  z entuzjazmem. Byłem przekonany o tym, że nasze członkostwo w Unii raz na zawsze położy kres przekleństwu położenia geopolitycznego Polski i uczyni moją Ojczyznę państwem zasobnym, zaawansowanym technologicznie, równającym do najbogatszych gospodarek świata. Wyznając zasadę "coś za coś", zdawałem sobie oczywiście sprawę z tego, iż na unijną mannę trzeba będzie jednak ciężko zapracować, poświęcić jakąś część swojej suwerenności gospodarczej, prawnej i politycznej. Ale dziś, po piętnastu latach tego "małżeństwa z rozsądku" czuję się paskudnie oszukany i żałuję chwili referendum unijnego, w której zdecydowałem, że głosuję na "tak".


Mój eurosceptycyzm narodził się wtedy, kiedy uświadomiłem sobie słabość polskiej klasy politycznej, która nie miała pomysłu na rozwój naszego kraju. Jeżeli premier polskiego rządu wiernie wykonywał polecania z Berlina i Brukseli, a minister spraw zagranicznych de facto reprezentował interesy niemieckie w Polsce, to wniosek nasuwał się tylko jeden: jesteśmy państwem w dużym stopniu ubezwłasnowolnionym, wręcz kolonialnym, który członkiem Unii Europejskiej jest tylko z nazwy i propagandowego jazgotu ówczesnego premiera, rządu i usłużnych mediów. W tym ogłupiającym szaleństwie goebelsowkiej propagandy starannie eksponowano poklepywanie Tuska po plecach - jako postępowego Europejczyka, równie starannie pomijając skutki "skolonizowania" Polski: miliony rodaków, którzy "za chlebem" wyjechali za granicę, relatywnie wysokie bezrobocie, głodowe wynagrodzenia ze śmieciowych umów, zatrważająca liczba samobójstw z powodów ekonomicznych. Polska przypominała kamienicę, w której pięknie wyremontowano fasadę, kilku lokatorom zapewniono nowoczesne i przestronne mieszkania z ciepłą wodą w kranie - reszta gnieździła się w biednej i brudnej oficynie w  podwórzu i podziwiać miała nową, czystą i piękną fasadę frontowej kamienicy. Nie oszukujmy się -  Polska jako członek UE była krajem nieliczącym się w Europie i świecie. Jedną z niewielu rzeczy, które udało nam się osiągnąć, to - oprócz jazgotliwej prounijnej propagandy - wzrost cen na sklepowych półkach, które bardzo szybko stały się podobne do tych na Zachodzie.


Drażniło samozadowolenie polityków, które wynikało chyba z faktu, że to Bruksela podejmowałoa za nich najważniejsze decyzje, a oni mogli spokojnie zająć się dylematem, jak wydawać środki ze swoich coraz bardziej zasobnych kont. Jakoś tak dziwnie się składało, że przyrost środków na kontach, był wprost proporcjonalny do przyrostu w Polsce firm z kapitałem zagranicznym - głównie niemieckim, rozmnażania się dziwnych spółek i rugowania z polskiego krajobrazu wszystkiego, co polskie - począwszy od warsztatów i firm, po tradycje i obyczaje. Ale nie będę rozwijać tego wątku, ponieważ rozliczenia z "administrowania" kolonią Polska, to wciąż temat otwarty i przemieszany fikcją, kłamstwami i tuszowaniem faktów w stylu mafijnym.


Nieszczęściem Polski było to, że przystąpiła do UE w schyłkowej fazie istnienia Unii będącej lojalną spadkobierczynią Wspólnoty Węgla i Stali i Unią Roberta Schumana, który  był głęboko wierzącym katolikiem. Jego religijność była podstawą budowania Unii Europejskiej. Według Schumana "wartość Europy to Europa wartości” - i te święte słowa nie były rzucone na pokaz. Ta propozycja stanie się pierwszą konkretną podstawą Federacji Europejskiej, niezbędnej dla zachowania pokoju – mówił Robert Schuman w 1950 roku. Co z tego zostało? Tyle, ile z religijności Francji, tej najstarszej córy Kościoła, czyli słowa co najwyżej, bo nic więcej. We współczesnej Unii interesy polityczne wzięły górę nad gospodarczymi, co nie może Unii wyjść na dobre. Bruksela stała się ośrodkiem ideologicznym, konsekwentnie wdrażającym nowy program rozwoju Unii Europejskiej, opartym na ideowym "Manifeście z Ventotene”, opracowanym przez włoskich komunistów Altiera Spinellego i Ernesta Rossiego. Spinelli był komunistą, który za swoje radykalne i skrajne poglądy został usunięty z partii komunistycznej. Był zwolennikiem trockistowskiej wizji rewolucji, według której warunkiem zwycięstwa komunizmu jest jego ekspansja na sąsiednie kraje w celu utworzenia radzieckich Stanów Zjednoczonych Europy. Obecnie unijni liderzy uważają Altiera Spinellego za swojego czołowego ideologa. Jego imieniem nazwano główny budynek Parlamentu Europejskiego w Brukseli, a nazwisko Spinellego widnieje nad głównym wejściem. Znaczenie ideologicznego manifestu Spinellego dla wytyczania kierunku rozwoju wspólnoty potwierdzają deklaracje najwyższych władz UE. Przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker w marcu 2017 r. przedstawił "Białą księgę w sprawie przyszłości Europy”, w której wyznaczono perspektywy rozwoju wspólnoty do 2025 r. We wprowadzeniu do księgi zapisano, że "Manifest z Ventotene” autorstwa Altiera Spinellego i Ernesta Rossiego, jest pierwszym i najważniejszym źródłem ideowym wolnej i zjednoczonej Europy.


W „Manifeście z Ventotene” jego komunistyczni autorzy przestrzegają przed ideologią niepodległości narodowej, tj. przed patriotyzmem, który może być zalążkiem imperialnego nacjonalizmu. Według nich, suwerenność państw narodowych jest zagrożeniem, gdyż rozbudza pragnienie dominacji nad innymi narodami. Mamy zatem odpowiedź, dlaczego pojęcie patriota systematycznie i perfidnie utożsamiane jest z pojęciem nacjonalista, narodowiec czy nawet faszysta. Ta zamiana pojęć ma znaczenie kolosalne i stanowi diabelski klucz do nieodwracalnych zmian w świadomości Europejczyków - łącznie z akceptacją dla gender, LGBT, "ubogacania" kulturalnego uchodźcami i otwartego "przeczołgiwania" niepokornych państw i partii, które nie zgadzają się na Europę Spinellego. Krytyka takiej Unii sprowadzana jest absurdalnej aberracji oskarżeń o "exit" i rozbijanie unijnej jedności  - rzekomej zresztą. Nie da się kontynuować unijnego projektu bez krytyki - jak każdego projektu o charakterze demokratycznym. A jeżeli nie można, to mamy do czynienia z projektem dyktatorskim, w którym demokrację zastępuje się ideologicznym reżimem. Zatem flaga reżimu nie jest flagą - jest szmatą. /i tutaj aplauz dla pani Pawłowicz/


Jak bardzo kosztem unijnej gospodarki ideologia zdominowała Unię widać na przykładzie wspólnej waluty - euro. Dziś wielu ekonomistów już wprost głosi klęskę tego projektu i przedstawia twarde argumenty. Bezrobocie w niektórych krajach Południa jest jak w Europie w latach 30-tych. We Włoszech, w Hiszpanii i we Francji działają już i są coraz silniejsze partie eurosceptyczne, populistyczne i nacjonalistyczne, które rosną w siłę dzięki polityce deflacyjnej. Polityka euro rozsadza Europę. I będzie to tym gwałtowniejsze, im dłużej prowadzona będzie polityka obrony euro za wszelką cenę. Warto się z tego wycofać po to, aby zachować najwartościowsze osiągnięcia integracji, jakimi są UE i wspólny rynek. One mogą funkcjonować bez wspólnej waluty. Bruksela musi sprzyjać rozwojowi wolnego rynku, a nie hamować jego rozwój. Należy zlikwidować zbędne unijne instytucje takie jak choćby Parlament Europejski. Do niezbędnego minimum należy ograniczyć także unijne fundusze, bo w wielu wypadkach są one bezsensownie wydawane i generują większy  dług publiczny w poszczególnych państwach.


Na razie jednak słyszymy: większa integracja, większa integracja, większa integracja.  Ale kto tak naprawdę chce tej większej integracji poza unijnymi fanatykami i ideologami, którym za to płacą? Czy przeciętny Polak, Niemiec, Czech, Hiszpan czy Włoch na pewno tego chce? Integracja to proces naturalny - najlepiej integrują się ludzie wolni, odporni na ideologię, ludzie, których stać na podróże i poznawanie kultur innych nacji. Jeżeli ktoś chce integrować ludzi dekretami i narzuconą ideologią to jest szaleńcem - tak jak szalona jest dziś Unia Europejska. Unia musi wrócić do źródeł i być organizacją gospodarczą, wspólnotą wolnych i suwerennych Narodów. Wtedy nie tylko z eurosceptyka stanę się euroentuzjastą, ale chętnie za oknem wywieszę unijną flagę.


I na pewno nie nazwę jej szmatą.

kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka