kemir kemir
3774
BLOG

Konfederacja: z czym to się je?

kemir kemir Konfederacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 193

Słowo "konfederacja” w Polsce ma niezwykle ciekawe powiązania historyczne. Od czasów Zjednoczonego Królestwa Polskiego do rozbiorów konfederacja oznaczała lokalny lub ogólnopaństwowy związek szlachty, duchownych lub mieszczan utworzony dla osiągnięcia określonych celów; najsłynniejszymi były konfederacja tyszowiecka, konfederacja barska oraz konfederacja targowicka. W I Rzeczypospolitej konfederaci zwoływali sejm, obradujący wtedy pod węzłem konfederacji – wówczas uchwały mogły być zatwierdzane zwykłą większością głosów. Dla przykładu,  Konfederaci barscy -  w przeciwieństwie do targowickich - nie byli zdrajcami, zaprzańczymi czy degeneratami. Przeciwnie, w przytłaczającej większości byli to szczerzy patrioci jak najlepiej życzący ojczyźnie i gotowi na osobiste poświęcenia dla dobra wspólnego. W przytłaczającej większości, lecz nie w całości. Bo chociaż przez niektórych historyków uważana jest za pierwsze polskie powstanie narodowe, to ci pełni szczerego patriotyzmu konfederaci, z Matką Boską na sztandarach, finalnie, zamiast przywrócić Polsce jej wielkość doprowadzili ją wprost do pierwszego rozbioru.


Konfederacja Wolność i Niepodległość jest dosyć odległa od moich klimatów politycznych, jednak trudno nie poczuć choć cienia sympatii do niektórych  ludzi "Konfy" - jak chociażby do Krzysztofa Bosaka. Cenię i lubię jego bardzo zwięzłe i jasne wypowiedzi, które precyzyjnie przekazują równie jasne poglądy, z którymi się zgadzam. I nie tylko ja tak mam - w przytłaczającej większości Konfederację wspierają szczerzy patrioci jak najlepiej życzący ojczyźnie, pragnący raz na zawsze wyrwać się z korzeni tzw. III RP - quasi państwa z dykty i tektury, będącego tworem związku ( nomen-omen konfederacji) komunistów i zdrajców, którzy się z nimi dogadali. Określenie "przytłaczająca większość" - niestety - kojarzy z historią Konfederacji Barskiej, ponieważ znów trzeba tutaj dodać: lecz nie w całości.


"Konfa" jest próbą przełamania wyborczej impotencji, która od lat dewaluuje Ruch Narodowy i kolejne kanapowe partyjki firmowane przez Janusza Korwin-Mikke. Zapewne z tej przyczyny program Konfederacji - przynajmniej z założenia -  stanowi efekt sklejenia poglądów narodowych i wolnościowych. Jest to eksperyment karkołomny i dziwny, ale wyborczo nieoczekiwanie udany. Na skutek efektu takiego "małżeństwa z rozsądku", otrzymaliśmy propozycję państwa, które zamiast na siłę uszczęśliwiać obywateli, ma im przede wszystkim nie przeszkadzać. Państwa silnego wewnętrznie i konsekwentnie realizującego swoje dalekosiężne cele. Państwa konserwatywnego, chroniącego rodzinę i tradycyjne wartości. Ale jeżeli wgłębić się w program konfederacji, to widać, że nie jest to program rozumiany jako sensowna całość,  a jedynie kilkanaście luźno powiązanych z sobą haseł. Ich część ekonomiczna nie odnosi się w żaden sposób do obecnej sytuacji budżetowej państwa. Na przykład stosunkowo łatwo zaproponować wyższą kwotę wolną od podatku, jednak zdecydowanie trudniej oszacować jej skutki dla dochodów państwa. Ów "program" (w cudzysłowie, gdyż trudno zbiór postulatów, które ogłosiła Konfederacja nazwać programem), to raczej wytyczne, którymi ma kierować się Konfederacja w prowadzeniu polityki. Wytyczne te nazywają się Piątką Konfederacji i dotyczą pięciu wąskich kwestii, które konfederaci chcą zmienić.


Duża część "programu" dotyczy kwestii światopoglądowych, które z mojego punktu widzenia są poza dyskusją i nie warto o nich pisać. Pozostałe są natomiast bardzo słabo pogłębione i de facto nie wiadomo o co w nich chodzi. Taki też wydaje się był zamysł członków Konfederacji, gdyż Janusz Korwin-Mikke w rozmowie dla Rzeczpospolitej powiedział, że to nie jest program i Konfederacja nie ma programu, ponieważ i tak nikt ich nie czyta. Szkoda, bo ja bym  chętnie przeczytał.


Program programem, ale jak mawiał Lenin: najważniejsze są kadry. A z kadrami w Konfederacji jest różnie. O ile na dole - zupełnie jak w Konfederacji Barskiej - są bez wątpienia ludzie porządni i dosłownie prawi, to góra wywołuje sprzeczne uczucia. Krótko pisząc, partią kierują ludzie, którym nie powierzyłbym zarządu nad straganem z cebulą -  nie mówiąc o rządach nad Rzeczpospolitą. Krótki przegląd, czyli poczet szefów Konfederacji:


Janusz Korwin-Mikke. Choć nigdy nie sprawował realnej władzy wykonawczej a jedynie epizodycznie funkcjonował w głównym nurcie polityki, od lat znajduje się na szczytach rankingów nieufności. Nieprzypadkowo. Wyznaje on poglądy, które świetnie wybrzmiewają w partyjno- kanapowym towarzystwie dziwolągów przy butelce dobrzej whisky. Korwin-Mikke jest w większym stopniu celebrytą niż poważnym politykiem. Skandalizujące wypowiedzi traktuje jako sposób na medialne istnienie. Przytaczać licznych cytatów nie będę - każdy wie o co chodzi, a jak nie wie, to polecam "wujka Google". Ale w temacie Pana Janusza pozwolę sobie na  małą dygresję: w wyborach parlamentarnych 2015 kierowana przez niego partia KORWiN uzyskała niespełna 5% głosów. Na mandaty poselskie to nie wystarczyło jednak udało się uzyskać finansowanie przysługujące partiom politycznym. Na konto wolnościowców popłynęło kilkanaście milionów z publicznej kasy. Znaczące skądinąd fundusze miały być inwestowane w struktury i oszczędzane na kluczowe wybory parlamentarne. I co? I nic - pieniążki się rozeszły. Na co? O to trzeba już zapytać Pana Janusza. W każdym razie jeżeli zestawić jego wypowiedzi z tym "rozejściem" sporej kasy ( jak na kanapowców) to trąci mi to mega - hipokryzją, żeby nie napisać - pazernością i zwyczajnym oszustwem, które to niekiedy Korwin-Mikke ostro krytykuje.


W porównaniu z Januszem Korwin – Mikke liderzy Ruchu Narodowego jawią się jako stateczni mężowie stanu. Niestety - wyłącznie w porównaniu z Januszem Korwin – Mikke. Krzysztof Bosak budzi moją sympatię ( o czym już napisałem wyżej), ale wiele łączy go z Robertem Winnickim. Ich kariery zawodowe rozwijały się w podobny sposób: poza polityką nie udało im się dotąd znaleźć żadnych znaczących źródeł zatrudnienia. Choć obaj już jakiś czas temu osiągnęli wiek męski-zwycięski, to jak dotąd nie udało im się ukończyć żadnej uczelni wyższej. W Polsce,  gdzie w Wyższych Szkołach Obcinania Kotom Pazurków tytuł licencjata otrzymuje się przez bywanie na zajęciach, jest to nie lada sztuka. Tutaj podobieństwa się kończą, gdyż Robert założył rodzinę a Krzysztof pozostaje kawalerem. W każdym razie obaj sprawiają wrażenie nieudaczników i to nie tylko politycznych. Grzegorz Braun natomiast - z zawodu reżyser - jest marną kopią Korwina-Mikke, ale bardziej. Jest on bowiem głosicielem niesamowitych teorii spiskowych, doskonałych na film, ale na politykę niekoniecznie. Centralny Port Komunikacyjny to dla Brauna "kopanie bunkra, gdzie państwo położone w Palestynie będzie chciało przenieść swoje zasoby strategiczne i broń jądrową”. Dla mnie jest jasne, że Grzegorz Braun niezwłocznie powinien zrobić o tym film, ale jest też jasne, że jako polityk - ba, jeden szefów partii obecnej w Sejmie - jest zwyczajnie śmiesznie żałosny. Ale mechanizm takiej wypowiedzi jest identyczny jak w przypadku Korwina-Mikke: to jest celebryctwo stawiające popularność ponad polityczną powagę i odpowiedzialność.


W ostatnich miesiącach z Konfederacją pożegnali się między innymi Kaja Godek, Marek Jakubiak i Piotr Liroy Marzec.Warto zauważyć, że były to postacie wyraziste, przyciągające grupy interesów i cieszące się osobistą popularnością. Cóż - zamiast sensownych postaci, mamy mocno zużyte, dosyć kontrowersyjne i nieudane postacie liderów, co w kontekście tych "rozwodów" dziwi i budzi niesmak i brak zrozumienia.

Całościowo zatem, Konfederacja, chociaż jest projektem ciekawym i chyba pożądanym na polskiej scenie politycznej, na polu wiarygodności i odpowiedzialności w perspektywie bytu politycznego wypada fatalnie i bardziej kojarzy się ze szkodą niż z pożytkiem. Ewidentnie szkaradne "znamię" w postaci dziwacznych liderów, determinuje postrzeganie Konfederacji jako partii kompletnie niepoważnej. Minimalizuje też jej szanse na odegranie znaczącej i konstruktywnej roli na polskiej scenie politycznej. W tym wypadku potwierdza się stara prawda, że liderzy partyjni są niekiedy kulą u nogi w partiach, którym przewodzą.


https://pl.wikipedia.org/wiki/Konfederacja


kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka