Zdjęcie ilustracyjne. Marsz Niepodległości 11.11.2017 r., zdjęcie własne
Zdjęcie ilustracyjne. Marsz Niepodległości 11.11.2017 r., zdjęcie własne
Aleksandra Aleksandra
754
BLOG

O Januszu Walusiu w Polsce i RPA

Aleksandra Aleksandra Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Wprowadzenie 

Po raz kolejny wracam do sprawy Janusza Jakuba Walusia, Polaka, który 10 kwietnia 1993 roku zabił sekretarza Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej Chrisa Haniego. Skazany najpierw na śmierć, później na dożywocie z możliwością wcześniejszego warunkowego zwolnienia. Mimo spełnienia wszystkich warunków koniecznych do uzyskania warunkowego zwolnienia, zarządzonego zresztą przez sąd w 2016 r., Janusz Waluś dalej przebywa w więzieniu, gdyż od decyzji o zwolnieniu odwołał się minister sprawiedliwości. Sąd wyższej instancji nakazał ministrowi ponowne rozpatrzenie decyzji, które również było negatywne, po czym J. Waluś (za pośrednictwem prawników) od tej decyzji się odwołał. Od tego czasu sprawa trafia raz do sądu, to znów do ministra i tak parę razy, a Polak ciągle przebywa w więzieniu.
Kolejna rozprawa dotycząca odwołania od negatywnej decyzji ministra zaplanowana jest na pierwszą połowę listopada 2020 r. Ostatnie wiadomości z więzienia są takie, że ponieważ w RPA wróciła możliwość sprzedaży wyrobów tytoniowych (poprzednio zabronionych z uwagi na Covid-19), więźniowie znów mogą je nabywać. Janusz Waluś nie pali, ale papierosy są ważne, bo w więzieniu (nie tylko w RPA) stanowią one „walutę”, za którą można otrzymać rzeczy drobne, ale w tych warunkach mające znaczenie zasadnicze.

Do wpisu tego „przymierzałam się” od ponad miesiąca, a bodźcem do jego napisania jest wywiad, który ukazał się na kanale youtube FreeWestMedia https://www.youtube.com/watch?v=eB9aVNdX69Q . Wywiad przeprowadza Bryan Anthony, a gośćmi są Michał Zichlarz, autor książki „Zabić Haniego. Historia Janusza Walusia”   oraz Dan Roodt - przez Anthony’ego przedstawiony jako krytyk i dyrektor PRAAG (afr. Pro-Afrikaanse Aksiegroep, ang. Pro-Afrikaans Action Group), organizacji walczącej o prawa Afrykanerów, a od siebie mogę dodać, że Dan Roodt  jest postacią niezwykle barwną. W młodości miał nastawienie antysystemowe, nieco anarchizujące, obecnie ma poglądy konserwatywne, co w warunkach RPA również czyni go antysystemowym. Ponadto jest znawcą literatury francuskiej i autorem wielu książek. W 2018 roku odwiedził Polskę. 

Zachęcam do obejrzenia wywiadu, ale ponieważ jest on po angielsku, przedstawię jego obszerne omówienie. Zanim jednak to zrobię, krótko omówię kilka symptomatycznych komentarzy na temat Walusia, przeczytanych w polskich mediach w ciągu ostatniego kwartału.

Ostrzegam - wpis będzie długi (nawet jak na mnie), dla ułatwienia podzieliłam go na rozdziały. Niektóre można pominąć.


Co przeszkadza Panu Radnemu?

Dziennik Bałtycki (21.07.2020) informuje, że gdańskiemu radnemu Andrzejowi Kowalczykowi nie podoba się eksponowany na meczach na Stadionie Energa Gdańsk transparent z napisem „Janusz Waluś - Nic Cię nie złamie, nie jesteś Sam” oraz inne tego typu transparenty https://dziennikbaltycki.pl/andrzej-kowalczys-radny-gdanska-i-kibic-lechii-transparent-z-walusiem-boli-nie-tylko-mnie-bo-to-szerszy-problem/ar/c2-15090467 . Dalej w swych komentarzach idzie Gazeta Wyborcza – Trójmiasto (20.07.2020), która pisząc o transparencie na stadionie, daje tytuł: „Transparent z podobizną rasisty i mordercy na trybunach gdańskiego stadionu. Lechia Gdańsk bezradna.”. Nie wiem czy transparent dalej wisi (może Czytelnicy z Trójmiasta napiszą o tym w komentarzach), ale w tym momencie nie na transparencie chciałam się skupić, lecz na określeniu „rasista” – tyleż często stosowanym w stosunku do Walusia, co nieprawdziwym. Wielokrotnie bowiem było wyjaśniane, że Chris Hani nie zginął dlatego, że był czarny, ani też dlatego, że był przeciwnikiem segregacji rasowej, lecz dlatego, że był przywódcą partii komunistycznej, która za właściwą metodę walki uznawała terror, miała powiązania z krajami komunistycznymi oraz dążyła do odebrania białym (a później zapewne czarnym też) ziemi. Hani był na swój sposób idealistą, co z jednej strony powoduje, że na tle obecnej powszechnej w RPA korupcji wyglądać może szlachetnie, z drugiej zaś strony czyniło go mało wrażliwym na argumenty pragmatyczne, przez co prawdopodobne było, że gdyby doszedł do władzy doprowadziłby do bardziej radykalnych zmian niż nastąpiły. Dalej nie przesądza to sprawy moralnej oceny zabójstwa, przypisywanie jednak motywów rasistowskich zamachu jest poważnym nadużyciem i pomówieniem. Czyżby używający określeń „rasista” uznawali zasadę, że kłamstwo często powtarzane, w końcu zacznie być przyjmowane, jako prawda?


Portal OKO Press

Portal OKO Press stara się przedstawić, jako walczący o prawa człowieka i przyznać trzeba, że w wielu przypadkach wstawia się za uwięzionymi, co uważam za rzecz słuszną, bo chociaż więzienie z założenia jest karą, kara nie powinna być zemstą, a fakt, że ktoś popełnił nawet ciężkie przestępstwo nie pozbawia go wszelkich praw. Szkoda tylko, że portal nie jest w tym przypadku konsekwentny. Oko Press deklaruje się, jako narzędzie „kontroli władzy; obecnej i każdej następnej”. „Patrzenie na ręce” ani filozofia „kara nie ma być zemstą” nie dotyczy jednak władz RPA, które, choć wyznają podobną filozofie, dla Walusia robią wyjątek i przetrzymują go w więzieniu, wbrew własnym zasadom. Oko Press idzie jednak dalej i sprawę Walusia wykorzystuje do dyskredytowania przeciwników politycznych. Dyskredytować ma fakt, że ktoś walczy o zwolnienie Janusza Walusia. Np. w artykule na temat zorganizowanego przez środowiska narodowe marszu z okazji setnej rocznicy Bitwy Warszawskiej pojawia się takie zdanie:
Przewodniczącym sobotniego Marszu Zwycięstwa był prezes Młodzieży Wszechpolskiej w Warszawie Paweł Lizoń. To rzecznik uwolnienia z więzienia rasistowskiego mordercy i terrorysty Janusza Walusia, który odsiaduje dożywocie w RPA. Odwiedzał go nawet w zakładzie karnym w Afryce.

Przewodniczącym sobotniego Marszu Zwycięstwa był prezes Młodzieży Wszechpolskiej w Warszawie Paweł Lizoń. To rzecznik uwolnienia z więzienia rasistowskiego mordercy i terrorysty Janusza Walusia, który odsiaduje dożywocie w RPA. Odwiedzał go nawet w zakładzie karnym w Afryce.
Nie mam tu zamiaru odnosić się do postaci Pawła Lizonia ani do Marszu Zwycięstwa czy całokształtu działalności środowisk narodowych czy nacjonalistycznych, ponieważ nie ma to bezpośredniego związku z tematyką wpisu, choć może warta osobnego wpisu jest kwestia nazewnictwa. Dlaczego w odniesieniu do niektórych osób i środowisk jest duża dbałość by używać wobec nich określeń takich, jakie one same sobie życzą, inne zaś osoby można nazywać faszystami, choć one same tak swoich poglądów nie określają.
Wracając do cytowanego tekstu: niejako „standardowo” użyto tam wobec Walusia wartościującego określenia „rasistowski morderca i terrorysta”. O rzekomym rasizmie już się wypowiedziałam, co do „mordercy” – słowo to jest wartościujące, w języku polskim zdecydowanie mocniejsze niż angielskie „murderer”, ale nie jest w tym przypadku nieprawdziwe, czego nie można powiedzieć o słowie „terrorysta”. Terrorysta bowiem atakuje cele cywilne, osoby niezaangażowane w konflikt zbrojny, a przynajmniej dopuszcza, że w wyniku jego działań takie osoby mogą zginąć. Chris Hani, wcześniej przywódca organizacji MK (Umkhonto we Sizwe – Włócznia Narodu), będącej zbrojnym skrzydłem ANC (African National Congress – Afrykański Kongres Narodowy), a następnie partii (SACP – Southafrican Communist Party – Południowoafrykańska Partia Komunistyczna), która dopuszczała walkę zbrojną, jako metodę mającą na celu obalenie apartheidu. Nie można go więc nazwać go osobą niezaangażowaną w konflikt. Natomiast tak Janusz Waluś, jak i pomysłodawca zamachu Clive Derby-Lewis bardzo zadbali o to by nie zginęły osoby postronne (w tym nawet członkowie ochrony Haniego). Od samego nazewnictwa ważniejsza jest próba używania faktu, iż ktoś jest zwolennikiem uwolnienia Janusza Walusia, do przedstawienia tego kogoś (w tym przypadku Pawła Lizonia) w niekorzystnym świetle. Uzyskuje się w ten sposób tzw. efekt mrożący. Politycy, celebry ci, a nawet tzw. zwykli ludzie zaczynają bać się publicznie apelować o uwolnienie Walusia, bo nie chcą łatki „obrońcy rasistowskiego mordercy”. Na szczęście nie wszyscy dają się „zmrozić”.


Nie tyko nacjonaliści bronią Walusia…

Na portalu TVP Info – 1.06.2020  przeczytać można wywiad (raczej jego fragment) z Kazikiem Staszewskim, który jest za ułaskawieniem Janusza Walusia. Głos bardzo cenny, gdyż rozbija „monopol” tzw. skrajnej prawicy na walkę o wypuszczenie naszego rodaka z więzienia. Daje szansę na „porozumienie ponad podziałami” w tej kwestii. Jeśli presję na uwolnienie wywierać będą różnorodne środowiska, szansa, że polskie władze podejmą jakieś wysiłki dyplomatyczne będzie większa.


Zichlarz, Roodt i Anthony na YouTube

Jak już wspomniałam, rozmowa na temat Janusza Walusia ukazała się na kanale Free West Media. Nosi ona tytuł: „Why is Janusz Waluś still in prison? Discussion between Michał Zichlarz, Dan Roodt and Brian Anthony” [Dlaczego Janusz Waluś jest dalej w więzieniu? Dyskusja pomiędzy Michałem Zichlarzem, Danem Roodtem i Bryan Anthony”. Tu drobna nieścisłość: w opisie jest pisownia „Brian”, a w samym filmie (imiona i nazwiska figurują na piśmie Bryan). Sądzę, że prawidłowa pisownia to Bryan, gdyż jest mniej typowa, a bardziej prawdopodobna jest zamiana rzadszej pisowni na częstszą niż odwrotnie.
Rozmowę zaczął Bryan Anthony od przedstawienia dyskutantów. Pierwsze pytanie skierował do Michała Zichlarza i dotyczyło życia Janusza Walusia przed wyjazdem do RPA. Szczególnie chodziło o warunki życia w komunistycznej Polsce. Zichlarz krótko przedstawił życiorys Walusia, a odpowiadając na pytanie o warunki życia w PRL opowiedział jak to  on (Zichlarz) po ukończeniu studiów w 1997 r. pojechał do Londynu. Spotkał tam całkiem sporo obywateli RPA, zwłaszcza kolorowych (koloredów). Oni opowiadali mu o RPA z czasów apartheidu, a on mówił o Polsce z czasów komunizmu. Porównując oba autorytarne systemy koloredzi doszli do wniosku, że jednak w RPA było lepiej. Wracając do sprawy Walusia, Zichlarz opowiada, że brat Janusza Witold miał zamiar jechać do Australii, ale ostatecznie znalazł się w RPA, dokąd sprowadził ojca, a następnie właśnie Janusza. Ciekawostką jest fakt, że Janusz Waluś starając się o paszport napisał, że chce jechać do Tunezji (młodszym Czytelnikom wyjaśniam, że w okresie PRL składając wniosek o paszport należało podać kraj, do którego chce się jechać oraz cel wyjazdu – o ile nie był to wyjazd służbowy – cel był turystyczny,  po powrocie z wyjazdu należało paszport oddać do depozytu na milicji, a gdy chciało się ponownie wyjechać zagranicę znów należało złożyć wniosek o paszport). Michał Zichlarz rozmawiając z Walusiem spytał go o tę Tunezję. Chodziło o to, że Tunezja była państwem zaprzyjaźnionym z krajami bloku wschodniego, mniej więc było prawdopodobne, że władze odmówią wydania paszportu chętnym wyjazdu do tego kraju. Waluś starał się o paszport już wcześniej i spotykał się z odmową. Paszport otrzymał dopiero w 1980 r. (w czasie „karnawału ‘Solidarności’”).
Następnym rozmówcą był Dan Roodt, który odpowiadał na pytanie o historię RPA.  Przypomniał, że polityka wewnętrzna RPA krytykowana była od lat 60-tych. Mówił o podziemnym ruchu komunistycznym, który rozwijał się od lat 50-tych. Początkowo ruch ten finansowany był przez Związek Radziecki, ale fundusze były niewielkie – 30 tysięcy funtów rocznie. Sytuacja zmieniła się, gdy premierem Szwecji został Olof Palme. Wtedy to miliony dolarów popłynęły ze Szwecji. W Szwecji istniał bardzo silny lewicowy ruch przeciw wojnie w Wietnamie. Gdy wojna się skończyła – organizacje te przerzuciły się na RPA. Fundusze pozwoliły na przeprowadzanie w RPA akcji terrorystycznych. Łącznie ANC i SACP przeprowadziło ok. 200 zamachów. Dan Roodt  wymienił tu zamach przy Church Street w 1983 r., kiedy to podłożono bombę w samochodzie-pułapce. Zginęło 19 osób, a ponad 200 zostało rannych. W latach 80-tych działacze ANC i SACP odwiedzali Wietnam by uczyć się tam taktyki walki. Komunistyczne władze Wietnamu podzieliły się własnymi doświadczeniami, że aby zyskać poparcie własnej ludności trzeba rozpętać przeciw niej terror. Odtąd celem ataku stali się również umiarkowani czarni działacze, jak np. członkowie zdominowanej przez Zulusów Partii Wolności Inkatha oraz przywódcy tzw. bantustanów i osoby ich popierające (oficjalna nazwa bantustanów to homelands – były to regiony zarządzane przez czarnych, cieszące się dużą autonomią). Łącznie w ten sposób na przełomie lat 80-tych i 90-tych zginęło ok. 20 tysięcy osób (czarnych). W 1985 r. ówczesny prezydent RPA P.W. Botha zaproponował Nelsonowi Mandeli uwolnienie, pod warunkiem, że ten odrzuci akty terroru. Mandela odmówił, a jego odmowę odczytała w obecności zgromadzonych w Soweto zagranicznych dziennikarzy jego córka Zindzi Mandela (zmarła niedawno, bo 13 lipca 2020 w wieku 59 lat) https://en.wikipedia.org/wiki/Zindzi_Mandela .  Ale w roku 1989 doszło do czegoś, co Dan określa mianem „rewolucji pałacowej” wewnątrz rządzącej Partii Narodowej. Prezydentem został F.W. de Klerk. Ten, nie dyskutując nawet na ten temat z kolegami partyjnymi 2 lutego 1990 r. wypuścił Mandelę z więzienia nie stawiając żadnych warunków. Jednocześnie zalegalizował ANC i SACP. W tym czasie doszło do eskalacji napięć. ANC i SACP udawały, że prowadzą negocjacje, ale dalej szmuglowały broń i prowadziły działalność terrorystyczną. Ofiarami terroru padali czarni, a wtedy partie te starały się obciążyć południowoafrykańską policję.
Następnie Dan Roodt mówił o Hanim. W partii komunistycznej sprawował różne  funkcje. Do grudnia 1991 r. był szefem Umkhonto we Sizwe, a następnie Sekretarzem SACP, którą to funkcję przejął od Joe Slovo. Dan i Bryan wspominają o wcześniejszych zamachach na jego osobę  oraz terrorystycznej działalności Haniego, np. akcji rozmieszczania min-pułapek na farmach (ginęły wtedy osoby postronne). Hani w latach 80-tych był więc celem operacji południowoafrykańskich sił zbrojnych. Były one jednak nieskuteczna. Jedna z operacji została odwołana w ostatniej chwili, bo w budynku, który miał być zaatakowany przebywały poza Hanim inne osoby (dwie kobiety). Decyzję o odwołaniu ataku podjął ówczesny głównodowodzący sił zbrojnych (w programie nie pada nazwisko, ale był to zmarły niedawno generał Constand Viljoen, o którym pisałam w https://www.salon24.pl/u/olenkawagner/1033887,rpa-smierc-i-rocznica-smierci-constand-viljoen-i-eug-ne-terre-blanche). Dan Roodt podkreślił, że dość często zdarzało się, że akcje zbrojne przeciw ANC i komunistom były odwoływane przez polityków, a sprawcy ataków terrorystycznych pozostawali bezkarni, co mogło skłonić Walusia co do tego, że należy „wziąć sprawy w swoje ręce”.
Michał Zichlarz, uzupełniając informacje Dana Roodta o Hanim dodał, że Chris Hani mieszkał w Maseru, stolicy Lesotho, w domu, który nazwał „Moscow” czyli „Moskwa”, ponieważ odwiedził on Związek Radziecki w latach sześćdziesiątych.
Kontynuując wątek Walusia – otrzymał on paszport niemal w ostatniej chwili, bo w październiku 1981 (w grudniu ogłoszono stan wojenny i wyjazdy nie były już możliwe). Michał Zichlarz przyznał, że pytał Janusza Walusia dlaczego w Polsce nie prowadził działalności opozycyjnej, nie przyłączył się do ruchu „Solidarność”.  Waluś wyjaśnił, że on i jego rodzina prowadzili tzw. prywatną inicjatywę – tak w PRL określano po prostu samodzielną działalność gospodarczą. Osoby takie były postrzegane przez władze komunistyczne niechętnie (w końcu ideałem była „społeczna własność środków produkcji”), utrudniano im więc życie na różne sposoby, a gdyby jeszcze tak zaczęły prowadzić działalność polityczną, działalność gospodarczą by im uniemożliwiono.
Janusz Waluś w październiku 1981 r. pojechał do Wiednia, a następnie otrzymał zezwolenie na przyjazd do RPA. Wraz z ojcem w bantustanie QwaQwa prowadził fabrykę kryształów i, inaczej niż w Polsce, był zaangażowany w politykę. Poznał Clive’a Derby-Lewisa, współpracował z Fundacją Stallarda, a następnie przyłączył się do Partii Konserwatywnej. Spotykał się z ważnymi osobistościami, między innymi generałem Tienie Groenewaldem, a także z Eugène Terre’Blanche. Co do tego ostatniego – to już mój domysł – prawdopodobnie fakt spotkania z nim przyczynił się do powtarzania informacji, że Janusz Waluś był członkiem AWB (Afrikaner Weerstandsbeweging – Afrykanerski Ruch Oporu), nic jednak nie wskazuje na to, że Waluś  kiedykolwiek był członkiem tej organizacji. Bryan Anthony sugeruje, że kontrast pomiędzy dużą aktywnością polityczną Walusia w RPA, a bierną postawą w Polsce tym, że w ówczesnej Polsce komuniści byli na wszystkich szczeblach władzy, więc walka z nimi mogła wydawać się Walusiowi beznadziejna, natomiast w ówczesnej RPA komuniści władzy nie mieli, a powstrzymanie ich wydawało się bardziej realne (historia pokazała, że stało się odwrotnie, ale to już mój komentarz).
Rozmówcy zwrócili  uwagę na fakt, że wszyscy prominentni działacze ANC mieli też legitymacje Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej. Obie partie były więc nierozłączne. W roku 1968 w Tanzanii odbyła się konferencja, na której ANC chciał się samorozwiązać, ale SACP poradziła by tego nie robił i obiecała pozyskać pomoc z Moskwy, co też się stało. Była to zarówno pomoc finansowa, jak i szkolenie bojowego i ideologicznego. Pewnego rodzaju paradoksem było, że pieniądze płynęły również z krajów kapitalistycznych, oprócz wspomnianej już Szwecji, ANC (a więc komunistów) finansowały też inne kraje skandynawskie, Holandia i Kanady, a później też lewicowe partie w innych krajach Europy Zachodniej i Partia Demokratyczna w USA.
Następnie Bryan Anthony wrócił do sprawy zabójstwa Haniego i spytał Dana Roodta o Derby-Lewisa i jego listę prominentnych figur z ANC i SACP. Przypomniał on wywiad z Derby-Lewisem nagrany przez przedstawicieli  AfriForum po zwolnieniu z więzienia.  Wprawdzie  Clive Derby-Lewis miał zakaz udzielania wywiadów, zgodził się na wywiad pod warunkiem, że zostanie opublikowany dopiero po jego śmierci. Tak też się stało. Dla zainteresowanych podaję link do wywiadu: https://www.youtube.com/watch?v=PXy35jHQRb4 . Derby-Lewis narzekał na działania kierownictwa Partii Narodowej, które podjęło rozmowy z ANC bez konsultacji ze swoim elektoratem. Początkowo Derby-Lewis chciał nagłośnić mechanizm działania rządzących, ale gdy nic to nie dało, uznał, że polityczne metody się wyczerpały i sporządził listę osób przeznaczonych do zabicia. Dan Roodt nie ustosunkował się wprost do kwestii listy, ale przyznał, że istotnie negocjacje z ANC były prowadzone w sposób tajny. Już od 1982 r. wywiad RPA kontaktował się z ANC, a późniejsze negocjacje de Klerka były faktycznie negocjacjami z członkami własnej partii, gdyż ANC otrzymał wszystko, co chciał. Społeczeństwo RPA zostało w pewien sposób oszukane, gdyż pytanie w referendum (zdecydowanie wygranym) brzmiało: „czy jesteś za kontynuacją procesu reform, rozpoczętego przez Prezydenta 2 lutego 1990 r. i zmierzającego do utworzenia nowej Konstytucji w drodze negocjacji?”. Wielu głosujących „Tak” sądziło, że głosuje za kontynuacją negocjacji, po czym wynegocjowana nowa konstytucja znów zostanie poddana referendum. Tak się jednak nie stało. ANC i komuniści przejęli całkowitą władzę i, jak w krajach komunistycznych partia rządząca utożsamiana jest z państwem.
Następnie Michał Zichlarz i Bryan Anthony nawiązali do sprawy listy, na której było 9 nazwisk. Kwestią dyskusyjną było kto pomagał Derby-Lewisowi w tworzeniu listy. Derby-Lewis jednak konsekwentnie twierdził, że to on stworzył listę.
We wrześniu 1992 r. Janusz Waluś przyjechał do Polski, która była zupełnie innym krajem niż ten, który opuścił. Zbliżały się 14 urodziny jego córki Ewy, która prosiła ojca by pozostał na urodziny, ten jednak zdecydował się pojechać. Dało się wyczuć, że był nerwowy, mówił, że ma do załatwienia pewne sprawy w RPA. Wypada tu uzupełnić, że starając się zrekompensować córce swoją nieobecność wyprawił jej urodziny parę dni wcześniej, co jednak nie w pełni ją zadowoliło. Wtedy ani córka, ani ojciec nie wiedzieli, że (jak do tej pory, bo mam głęboką nadzieję, że w końcu to się zmieni) będzie to ich ostatnie spotkanie.
Derby-Lewis zdecydował, że celem zamachu będzie Chris Hani - numer 3 na liście  (pierwszy był Nelson Mandela, drugi Joe Slovo – poprzedni sekretarz SACP). Wybór swój uzasadniał tym, że Chris Hani stanowił największe niebezpieczeństwo dla kraju. Wykonawcą zamachu, jak wiemy był Janusz Waluś. Michał Zichlarz zwraca uwagę na fakt, że sposób wykonania niejako nie pasował do charakteru Walusia, który był i jest człowiekiem bardzo pedantycznym. Z punktu widzenia zasad konspiracji Waluś popełnił szereg błędów, np. nie zmienił tablic rejestracyjnych, choć robił to wcześniej, gdy przyjeżdżał obserwować dom Haniego w Boksburgu. Pytany o ten brak staranności w zacieraniu śladów stwierdził, że działał pod wpływem impulsu. W dniu 10 kwietnia 1993 r. była Wielka Sobota. Nie planował wtedy zamachu, ale klub, do którego wybierał się był zamknięty, postanowił więc „na wszelki wypadek” pojechać poobserwować dom swojej przyszłej ofiary. Tym razem Hani był sam (bez ochroniarzy), co Waluś uznał za okazję, która nieprędko może się powtórzyć…
Dalej rozmówcy wspomnieli o zamieszkach po śmierci Haniego, który stał się swego rodzaju męczennikiem. Choć Mandela nawoływał do spokoju, ANC wykorzystał zabójstwo Haniego do wywarcia większej presji na rząd w czasie negocjacji. Dan Roodt mówi też o pojawiających się spekulacjach, iż pewną rolę w planowaniu zamachu mógł odgrywać główny rywal Haniego Thabo Mbeki, późniejszy następca Mandeli na stanowisku prezydenta RPA. Osobiście uważam to za mało prawdopodobne, gdyż Derby-Lewis zaprzeczył jakoby ktokolwiek poza nim i Walusiem brał udział w zamachu, a zważywszy, iż miałby to być wywiad publikowany dopiero po śmierci, nie miał żadnego osobistego interesu w tym by ewentualny fakt udziału innych osób zataić. Nie czuł też żadnej sympatii do Mbekiego, nie miał więc powodu by go chronić.
Następnie pojawia się istotny dla nas wątek możliwości amnestionowania Janusza Walusia. Sprawcy przestępstw (w tym poważnych zbrodni) popełnionych z pobudek politycznych mieli możliwość uzyskania amnestii przed Komisją Prawdy i Pojednania. Clive Derby-Lewis przedstawili okoliczności popełnienia swego czynu, spełnili więc warunki konieczne dla uzyskania amnestii, jednakże jej nie otrzymali. Z dobrodziejstw amnestii skorzystali natomiast sprawcy zabójstw więcej niż jednej osoby oraz zabójstw osób postronnych. Dan Roodt zwraca uwagę na tak często pomijany w dyskusjach na temat Walusia fakt, iż kolejne odmowy udzielania warunkowego zwolnienia Walusiowi są sprzeczne z przyjętym w RPA prawem.  Dan, jako przykład rażąco nierównego traktowania sprawców zamachu na Chrisa Haniego oraz sprawców innych zabójstw przywołuje fakt uzyskania amnestii przez sprawców masakry w anglikańskim kościele St. James (św. Jakuba) na przedmieściach Kapsztadu. W Polsce o tej zbrodni wie się mało, a warto jest tę wiedzę uzupełnić, zwłaszcza jeśli stoi się na stanowisku, że czyn Walusia był tak straszny, iż żadne zwolnienie nie może wchodzić w grę. Do zamachu doszło 25 lipca 1993 roku, więc nieco ponad 3 miesiące po zabójstwie Haniego. Data jest o tyle istotna, że chodzi o tę samą epokę w historii RPA, tzw. okres przejściowy, gdy już zniesiono apartheid, a rząd (jeszcze „stary”) prowadził negocjacje w sprawie zmiany ustroju. Zamachu dokonali członkowie Azanian People's Liberation Army (Armia Wyzwolenia Ludu Azanii), organizacji jeszcze bardziej radykalnej niż ANC czy SACP. Sprawcy:  Sichumiso Nonxuba, Bassie Mkhumbuzi, Gcinikhaya Makoma i Tobela Mlambisa wtargnęli do kościoła, w którym właśnie trwało nabożeństwo wieczorne i zaczęli strzelać do wiernych oraz obrzucać ich granatami. Zginęło 11 osób, a 58 zostało rannych. Ofiar mogło być więcej, gdyby jeden z wiernych  Charl van Wyk nie wykazał się odwagą i przytomnością umysłu. Ranił on jednego z napastników z rewolweru, co zmusiło terrorystów do ucieczki.
Jeden ze sprawców, Makoma został wkrótce zatrzymany i skazany na 23 lata (kontrastuje to z wyrokiem śmierci na Walusia i Derby-Lewisa, którzy zabili tylko jedną osobę). Pozostałą trójkę aresztowano dopiero w 1996 r. W 1997 r. cała czwórka wystąpiła do Komisji Prawdy i Pojednania o amnestię. Na czas oczekiwania na decyzję zostali zwolnienie za kaucją (nie miało to miejsca w przypadku zabójców Haniego). Wszyscy (poza Nonxubą, który nie dożył zakończenia procesu, gdyż zginął w wypadku samochodowym) amnestię otrzymali, choć Komisja potępiła atak i nie znalazła dla niego usprawiedliwienia. Tłumaczenia sprawców i ich mocodawców były dość osobliwe, a do tego niespójne. Z jednej strony pojawiło się tłumaczenie, że kościoły brały udział w polityce apartheidu, co w przypadku tego kościoła, gdzie ponad jedną trzecią wiernych stanowili nie-biali było wyjątkowo bezczelnym i kłamliwym twierdzeniem. Z kolei sprawcy twierdzili, że początkowo nie wiedzieli, że celem zamachu ma być kościół. Ani waga zbrodni, ani pokrętność wyjaśnień nie miała jednak znaczenia. Sprawcy uzyskali amnestię, gdyż ich czyn miał charakter polityczny, bo zleciło go kierownictwo ugrupowania politycznego, w imieniu którego działali. Waluś i Derby-Lewis amnestii nie otrzymali, gdyż ich czyn nie był zlecony przez kierownictwo ich partii. Tak więc zabójstwo 11 cywilów w kościele jest czynem politycznym, a zabójstwo przywódcy partyjnego – nie. Jeśli ktoś szuka tu jakiejś logiki, wątpię czy ją znajdzie.
Michał Zichlarz zwrócił uwagę na fakt, że Janusz Waluś miał szanse tak przed Komisją, jak i wcześniej na procesie umniejszyć swoją w zabójstwie, przedstawiając się jako zagubiony obywatel niegdyś komunistycznego kraju, który został wykorzystany przez Derby-Lewisa. Waluś jednak tego nie zrobił. Poza szacunkiem dla dużo starszego Derby-Lewisa, odczuwał też wobec niego poczucie winy, gdyż dając się zwieść przez śledczych wyjawił jego nazwisko. Sprawa tak wyglądała, że po zatrzymaniu Walusia śledczy starali się dotrzeć do jego mocodawców. W tym celu przesłuchiwali go bez przerwy przez tydzień, pozbawiając przy tym snu. Waluś jednak nie załamywał się. Wtedy wpadli na inny pomysł: niektórzy z policjantów przedstawili się, jako przeciwnicy układów z ANC, zaczęli częstować Walusia alkoholem (być może również innymi substancjami odurzającymi) i prosić by podał nazwiska innych uczestników spisku, bo przecież trzeba ich w porę ostrzec. Tym sposobem uzyskali nazwiska Clive’a Derby-Lewisa i jego żony Gail. Gail również stanęła przed sądem, jednakże wyrok był uniewinniający. 
Następnie Michał Zichlarz (odpowiadając na pytanie Anthony’ego) opisuje wsparcie dla Walusia płynące z Polski. Wymienia kluby piłkarskie wspierające go niekiedy również finansowo (koszty batalii prawnej o zwolnienie warunkowe). Zichlarz wspomina też o filmie dokumentalnym telewizji eNCA o Januszu Walusiu i reakcjach na jego sprawę w Polsce (https://www.youtube.com/watch?v=mvTmNX1NEqk&t=5s, https://www.youtube.com/watch?v=CQNwPDxHVbQ , https://www.youtube.com/watch?v=RMAbWToX82Q ). Michał Zichlarz przywołał tu wypowiedzianą w trzeciej części fimu opinię księdza Isakowicza-Zaleskiego, stwierdzającego, że Janusz Waluś nie jest bohaterem, lecz jest postacią tragiczną.
Następnie Bryan Anthony zwrócił uwagę na wspomniany już fakt nieuzyskania przez Walusia amnestii, choć amnestię tę uzyskali sprawcy aktów terrorystycznych. Spytał Dana Roodta (który miał okazję spotkać się z Walusiem w więzieniu) o to czy Janusz Waluś okazał skruchę. Dan Roodt wyjaśnił, że Waluś wyraził żal z powodu odebrania życia drugiemu człowiekowi. Informacja ta podawana była w mediach, natomiast podczas widzenia w więzieniu z Clive Derby-Lewisem i Januszem Walusiem nie było zbyt wiele rozmów o polityce. Dan Roodt opisał Janusza Walusia, jako człowieka inteligentnego, przyzwoitego, bardzo uprzejmego. Dla Roodta jest rzeczą zdumiewającą, że taki człowiek wciąż przebywa w więzieniu, po tylu latach. Daje przykład Włoch, gdzie członkowie ugrupowań terrorystycznych, takich jak Czerwone Brygady otrzymali amnestię. Również w RPA, gdzie zbrodnia jest rzeczą powszechną, a lata dziewięćdziesiąte obfitowały w przemoc na tle politycznym, sprawcy masowych morderstw otrzymywali amnestię. Na tle innych popełnianych w tym czasie na tle politycznym zbrodni, czyn Walusia nie wydaje się aż tak znaczący. Tu Dan Roodt powiedział coś, z czego większość osób nie zdaje sobie sprawy, że Chris Hani nie był wcześniej postacią aż tak znaną. Znany był w kręgach ANC, ale przez zwykłych obywateli dobrze znany stał się dopiero po śmierci. Przedtem reprezentował raczej tą złą stronę ANC, stawiającą bardziej na działalność zbrojną niż negocjacje.
Michał Zichlarz, odpowiadając na pytanie o żal Janusza Walusia wspomniał o jego spotkaniach z córką Haniego Lindiwe. Lindiwe jest autorką książki „Being Hani’s Daughter” (https://books.google.pl/books/about/Being_Chris_Hani_s_Daughter.html?id=tNIxMQAACAAJ&redir_esc=y). Spotkała się ona z Walusiem w więzieniu w Pretorii. Zdaniem Michała Zichlarza wybaczyła Januszowi Walusiowi. Natomiast jej matka, Limpho stanowi główną przeszkodę w uwolnieniu Walusia. Blokuje ona wszelkie próby udzielenia mu warunkowego zwolnienia. Zichlarz zgodził się z Danem Roodtem, że w RPA widoczne są podwójne standardy, nawet nie tyle dla białych i czarnych, co dla Walusia i pozostałych przestępców. Podaje tu przykład Eugene’a de Kocka - dowódcy tzw. szwadronów śmierci oraz Ferdiego Barnarda - zabójcy antyapartheidowskiego działacza  Davida Webstera. Obydwaj (wprawdzie po ok. 20 latach) otrzymali zwolnienie warunkowe.
W wywiadzie pojawiła się też kwestia ewentualnego udziału innych osób w zamachu na Chrisa Haniego. Wdowa po nim, jako powód swojego sprzeciwu wobec zwolnienia Walusia podaje fakt, iż nie wskazał on wspólników zabójstwa (poza Derby-Lewisem). Zarówno ona, jak i Komisja Prawdy i Pojednania sugerowały, iż być może za zamachem stały siły bezpieczeństwa RPA. Waluś jednak konsekwentnie zaprzecza, iż za zamachem stał ktoś inny poza nim samym i Derby-Lewisem. Osobiście sądzę, że Limpho Hani, nie chcąc uchodzić za osobę mściwą i nie umiejącą przebaczać (wtedy ryzykowałaby, że sąd nie wziąłby jej opinii pod uwagę, gdyż w RPA, wprawdzie opinia ofiary jest uważana za ważną, nie jest ona wiążąca dla sądu), stawia warunek, co do którego wie, że nie może być spełniony, gdyż wspólników albo nie było, albo Waluś o nich nic nie wie. Gdyby bowiem wiedział, podałby ich nazwiska w złudnym przekonaniu, że ich chroni, tak jak podał nazwisko Derby-Lewisa. Dla mnie jest to wystarczającym dowodem, że o innych osobach nic nie wiedział. Myślę, że ich po prostu nie było, ale tu już aż tak pewna nie jestem.
Zichlarz opowiadał też o warunkach, w jakich przebywa Waluś i jego kondycji. Waluś dużo czyta, a także trenuje karate, co jest przydatne, gdyż zawsze może być zaatakowany przez współwięźnia, co już miewało miejsce przynajmniej dwukrotnie.
Na koniec padło pytanie o działania polskich władz w tej sprawie. Dan Roodt zwrócił uwagę na to, że rzeczą powszechną jest, iż cudzoziemcy popełniający w RPA przestępstwa są zwalniani po interwencji krajów, z których pochodzą. Michał Zichlarz przypomniał, że parę lat temu Janusz Waluś zrzekł się obywatelstwa RPA, w związku z czym obecnie jest jedynie obywatelem polskim (polskiego obywatelstwa nigdy nie utracił). W sytuacji, gdyby został zwolniony, byłby deportowany do Polski. Problemem, zdaniem Zichlarza jest brak umowy o ekstradycji pomiędzy oboma krajami. Problemem jest też (nieco paradoksalnie), że rząd w Polsce jest prawicowy. Gdyby zaangażował się w walkę o uwolnienie Walusia spotkał by się z krytyką ze strony opozycji, iż „pomaga mordercy”. Tu możemy wrócić do tego, o czym pisałam na początku – przylepianie Walusiowi, a pośrednio osobom, które go bronią „łatki” rasisty. Temat ten omawiałam na początku, więc nie będę go za bardzo rozwijać.  Obawa ta może tłumaczyć fakt, że niektóre osoby niegdyś aktywne w popieraniu starań o uwolnienie Walusia w momencie jak znalazły się w Parlamencie – zamilkły w tej sprawie.
Michał Zichlarz zwrócił też uwagę pozostawienie Walusia samemu sobie przez społeczność afrykanerską. Bryan Anthony i Dan Roodt skwitowali to stwierdzeniem, że jest to tragiczne (choć akurat Dan Roodt jest Afrykanerem i sprawą Walusia się interesuje, jest jednak raczej wyjątkiem). Rozmowa zbliżała się do końca i nie było czasu na rozwinięcie tematu, a sprawa warta jest szerszego omówienia. Tu mechanizm jest podobny, jak w przypadku polskiego rządu – obawa o otrzymanie „łatki” rasistów. W przypadku społeczności afrykanerskiej „łatka” tak już jest, więc może nie warto się nią za bardzo przejmować, jednakże w RPA bycie oskarżonym o rasizm to znacznie poważniejsza sprawa niż w Polsce, a poza tym argumentacja, że Waluś działał z pobudek antykomunistycznych, a nie rasistowskich niewiele pomaga w państwie, gdzie partia komunistyczna jest partią współrządzącą. Być może istnieje obawa, że walka o uwolnienie Walusia osłabi walkę na innych polach (sprawy takie jak zabójstwa na farmach, projekt zabierania ziemi bez odszkodowania, dyskryminacja białych, rugowanie języka afrykanerskiego z uczelni oraz próby rugowania ze szkół, ataki na pamiątki przeszłości itp.). 
Czy rzeczywiście jest tak, że obrona Walusia mogłaby stanowić przeszkodę w osiąganiu innych celów politycznych? Myślę, że nie, jeśli sprawę potraktuje się w kategoriach humanitarnych oraz równości obywateli wobec prawa. Jest czynem niehumanitarnym przetrzymywanie w więzieniu człowieka, który nikomu nie zagraża oraz spełnił wszystkie wymagania by uzyskać warunkowe zwolnienie. Szczególnie niehumanitarne jest przetrzymywanie więźnia z dala od najbliższej rodziny, nawet już nie ze względu na niego, lecz na jego rodzinę, która przecież prawa nie złamała.  Jest też skrajnym przejawem nierówności wobec prawa przetrzymywanie w więzieniu kogoś, kto zabił jedną osobę, a wypuszczanie kogoś, kto tych osób zabił kilkanaście lub kilkadziesiąt.

Dlatego też zwracam się do władz Rzeczypospolitej Polskiej, a zwłaszcza Pana Prezydenta Andrzeja Dudy, Pana Ministra Spraw Zagranicznych Zbigniewa Rau (przy okazji – gratulują objęcia funkcji) i Pana Ministra Sprawiedliwości o podjęcie interwencji mającej na celu zwolnienie Pana Janusza Jakuba Walusia z więzienia, a gdyby to nie było możliwe od razu, przynajmniej odesłania do Polski.

A dla Pana Janusza Walusia, jak zwykle mam życzenia by nie tracił Pan nadziei, a także tak ważne w dzisiejszej rzeczywistości życzenia zdrowia.


 


Aleksandra
O mnie Aleksandra

Swoją "działalność polityczną" rozpoczęłam w roku 1968 w wieku lat... sześciu ;). Postanowiłam wtedy wyrzucić przez okno kilkanaście napisanych własnoręcznie "ulotek" o treści "W POLSCE JEST RZĄD GŁUPI". Zamiar nie udał się, bo gdy wyjawiłam go Tacie, ten przestraszył się nie na żarty (pracował na uczelni) i rzecz jasna zniszczył kartki. Motywacja mojej "działalności" była jednak specyficzna: chodziło o to, ze milicja przez parę dni obstawiała Rynek, a je lubiłam chodzić karmić gołębie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka