autor zdj.: Scott OLSON/Getty Images; Joe Biden na wiecu wyborczym po zwycięstwie w stanie Karolina Południowa, 29.02.2020r.
autor zdj.: Scott OLSON/Getty Images; Joe Biden na wiecu wyborczym po zwycięstwie w stanie Karolina Południowa, 29.02.2020r.
MattML MattML
571
BLOG

Do trzech razy sztuka, czyli Biden zmierzy się z Trumpem

MattML MattML USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Cały świat mierzy się z pandemią koronawirusa, ale ja chciałbym zająć się innym tematem, który jest też dotknięty przez wirusa, tematem nadchodzących wyborów w USA, a więc też trwających od dwóch miesięcy prawyborów demokratów. Tak naprawdę już praktycznie zakończonych, bo wiemy, kto zmierzy się z Trumpem w listopadzie. Trzy razy próbował, ale tym razem mu się udało. Joe Biden, po rezygnacji wszystkich konkurentów, został sam na polu bitwy i w sierpniu zostanie oficjalnym nominatem demokratów na prezydenta. Chociaż droga do tego nie była usłana różami.

Czy od początku Joe Biden był tym wymarzonym kandydatem przez demokratów? Nie wiem, to zależy, z której strony się patrzy. Ale na pewno był jednym z faworytów. Przez chyba 2 lata spekulowano, czy Joe Biden dołączy do wyścigu. On nie wykluczał takiej możliwości. Dopiero w kwietniu zeszłego roku oficjalnie ogłosił swój start w prawyborach. Napisałem słowo "dopiero", bo wielu ważnych demokratów, tj. Elizabeth Warren, Bernie Sanders rozpoczęło swe kampanie już w styczniu i lutym 2019 roku. Niektórzy, jak przedsiębiorca Andrew Yang, który obiecał 1000$ miesięcznie dla każdego dorosłego Amerykanina (coś takiego jak nasze 500+ tylko, że na większą skalę), czy były kongresmen z Maryland John Delaney, nawet kilka miesięcy po inauguracji Donalda Trumpa w 2017 r. Początkowo Biden był liderem wszystkich sondaży, był najbardziej wybieralnym kandydatem spośród 25-28 kandydatów. Ale potem zaczęło się to sypać, zaczęły się debaty, coraz bardziej widoczne były jego liczne wpadki i przejęzyczenia. O, i oczywiście sprawa ukraińska, w którą wmieszany jest syn Bidena, Hunter. Sprawa, za którą Trump, jako trzeci w historii prezydent, został postawiony w stan oskarżenia przez kontrolowaną przez demokratów Izbę Reprezentantów, a potem uniewinniony przez Senat kontrolowany przez republikanów.

Przychodzi ten dzień, 3 lutego 2020. Pierwsze prawybory w stanie Iowa. W ogólnokrajowych sondażach Bidena i Sandersa dzielą jedynie 2-3 p.p., w stanie Iowa ostatni sondaż wskazał na remis. Jednak to, co się działo potem, jest zaskakujące. Wieczór, zwolennicy demokratów przychodzą na zebrania w lokalach wyborczych i ich zadaniem jest wybrać według ich preferencji jednego z kandydatów. Zadaniem członków komisji jest tylko ich wszystkich policzyć i przesłać dane do centrali poprzez aplikację przygotowaną na te prawybory. Jednak w pewnym momencie aplikacja przestała działać, a ogłoszenie wyników opóźniało się. Prawie 24 godziny wszyscy czekali na pierwsze wyniki, które okazały się zaskoczeniem. Wygrał Bernie Sanders, jednak w walce o delegatów lepszy był Pete Buttigieg, były burmistrz South Bend w stanie Indiana. Biden był dopiero czwarty, prześcignęła go senator z Massachusetts Elizabeth Warren. Prawybory w New Hampshire były dla Bidena jeszcze większym ciosem. Był dopiero piąty, prawybory wygrał Bernie Sanders. Nevada była już bardziej łaskawa dla byłego wiceprezydenta. Zdecydowanie wygrał tam Bernie Sanders, przechodząc do historii jako pierwszy kandydat jednej z dwóch głównych partii, który wygrał trzy pierwsze prawyborcze wyścigi.

Joe Biden wygrał dopiero w Karolinie Południowej, I to jak wygrał. Wbrew wszelkim sondażom Joe Biden zdobył prawie 50% głosów, Bernie Sanders - prawie 20%. Przed Superwtorkiem prognozy dla Biden wyglądały tak, że najlepszy scenariusz to drugie miejsce w wyścigu delegatów, zaraz za Berniem. Elektorat centrowy, establishment partyjny był podzielony. Biden, Buttigieg, Amy Klobuchar i rosnący wtedy w siłę Michael Bloomberg, człowiek, który wydał pół miliarda dolarów z własnej kasy na własną kampanię. Elektorat lewicowy od początku zebrał się wokół Berniego Sandersa, oczywiście była też Elizabeth Warren, jednak ona od paru miesięcy traciła w sondażach. Jednak dzień po Karolinie Południowej z kandydowania wycofali się Pete Buttigieg i Amy Klobuchar, którzy zaraz po tym obdarowali swoim poparciem Joe Bidena. I w Superwtorek można było powiedzieć, że Biden rozbił bank. Wygrał w 10 stanach z 14, m.in. w Teksasie, Karolinie Północnej, Arkansas, ale wygrał też w Maine, Massachusetts i Minnesocie, w stanach, w których Biden nie prowadził swojej kampanii. Ostatnie sondaże dla tych stanów mówiły raczej o zwycięstwie Berniego Sandersa. Z kolei Bernie wygrał w zaledwie 3 stanach, ale także mógł się okrzyknąć zwycięzcą, przecież wygrał w Kalifornii, największym stanie Ameryki, z największą liczbą delegatów. Takie zwycięstwo pozwoliło Bidenowi objąć prowadzenie pod względem liczby delegatów. Po Superwtorku centrowy establishment coraz bardziej zbierał się wokół Bidena. Z poparciem dla niego przyszli m.in. Kamala Harris, senator z Kalifornii, Cory Booker, senator z New Jersey oraz Michael Bloomberg, którego 500-milionowy gambit nie udał się, w Superwtorek wygrał tylko w terytorium zależnym Samoa Amerykańskim. Z wyścigu odeszła też Elizabeth Warren, ale nie poparła żadnego kandydata. Jeszcze.

Więc po Superwtorku mieliśmy pojedynek Biden-Sanders. Kandydat establishmentu centrowego kontra kandydat żądny zmiany, popierany przez młodych. Trochę to samo, co w 2016, tylko, że zamiast Clinton jest teraz Biden. Oczywiście była też Tulsi Gabbard, jednak miała tak marginalne poparcie, że nikt nie brał jej pod uwagę. Joe Biden przejmował inicjatywę w kolejnych stanach. Aż do Ameryki dotarł koronawirus i bardzo skomplikował sprawę. Wielu gubernatorów odłożyło prawybory w swoich stanach na inne terminy ze względów bezpieczeństwa, wielu zmieniało prawybory z zwykłych w korespondencyjne. W międzyczasie z wyścigu zrezygnowała wymieniona wyżej Gabbard, która poparła Bidena. Co ciekawe, cztery lata wcześniej poparła Sandersa, bo była (i jest do dziś) skłócona z Hillary Clinton. Ważną sprawą stały się prawybory w Wisconsin, które odbyły się w normalnym terminie, czyli 7 kwietnia, a nie jak zarządził gubernator 9 czerwca. Stanowy Sąd Najwyższy, w którym większość mają konserwatywni sędziowie, orzekł, że prawybory powinny odbyć się właśnie 7 kwietnia, w dobie pandemii. Dzień po tym, Bernie Sanders wygłasza oświadczenie. Mówi w nim swoim wyborcom, że walka o nominację nie skończy się sukcesem i dlatego zawiesza swoją kampanię, przekonuje, że mimo końca kampanii, walka o sprawiedliwość trwa. I ma w tym dużo racji. Bo przez ten kampanijny czas Bernie Sanders stworzył ruch, którego żadna inna siła nie może zignorować. Przykład. W kongresowych prawyborach w 3. okręgu wyborczym w stanie Illinois kandydatka lewicy, Marie Newman pokonała dotychczasowego demokratycznego kongresmena Dana Lipinskiego, najbardziej konserwatywnego demokratę w Kongresie. I to jest właśnie przykład potęgi ruchu, który być może za 4 albo za 8 lat da Partii Demokratycznego kandydata na prezydenta i być może nowego prezydenta.

Wróćmy do rezygnacji Sandersa, która spowodowała, że Joe Biden został sam na polu bitwy i od kilku dni jest tzw. presumptive nominee, czyli takim nieoficjalnym kandydatem. Wczoraj Bernie Sanders pojawił się podczas livestreamu Joe Bidena i zadeklarował poparcie dla niego. To bardzo szybko, bo w 2016 r. Bernie poparł Hillary Clinton dopiero na konwencji krajowej. Jednak spora grupa zwolenników Berniego nie jest zachwycona z tej decyzji. W swoim tweetach piszą, że mimo rezygnacji dalej będą głosować na Sandersa, bo on dalej będzie na kartach wyborczych w reszcie stanów i będzie dalej zbierał delegatów. Takie organizacje, jak Demokratyczni Socjaliści Ameryki czy amerykańska sekcja Młodzieżowego Strajku Klimatycznego zadeklarowały, że nie popierają Joe Bidena. Przez co rzucają się na nich gromy ze strony liberałów, którzy oskarżyli zwolenników Berniego o to, że chcą zniszczyć jedność demokratów i dać Trumpowi drugą kadencję. Sami oceńcie, po czyjej stronie jest racja? Natomiast kilka godzin temu Joe Biden otrzymał wsparcie od swojego najlepszego przyjaciela, swojego szefa, byłego prezydenta Baracka Obamy.

Jaki jest profil Joe Bidena jako kandydata? Z jednej strony widzimy jego liczne, niesmaczne, wykazujące brak wrażliwości rasowej wpadki, przejęzyczenia, to, że zapomina, co ma powiedzieć, co prześmiewczo pokazano w serialu "Prezydent z kreskówki", animowanej parodii prezydentury Donalda Trumpa. Z drugiej strony jest to człowiek doświadczony politycznie. 36 lat w Senacie, 8 lat jako wiceprezydent. Przez parę lat szef senackiej komisji sprawiedliwości oraz komisji relacji zagranicznych. Współtwórca Violence Against Women Act, ustawy, której celem było zwalczanie przemocy domowej i napastowania seksualnego. Chociaż wiele jego decyzji, jak np. poparcie wojny w Iraku czy współpraca ze zwolennikami segregacji rasowej, mogą zaszkodzić jego kandydaturze. Jest to też człowiek doświadczony przez życie. Na początku swojej kariery stracił pierwszą żonę Neilę i córkę Naomi, które zginęły w wypadku samochodowym. Piękna jest scena, kiedy Biden składa przysięgę przy łóżku szpitalnym jego synów Beau i Huntera, rannych w tym wypadku. Na półtora roku przed zakończeniem kadencji wiceprezydenckiej stracił najstarszego syna Beau. Zmarł w wieku 46 lat na nowotwór mózgu. To natchnęło Joe do stworzenia fundacji, która wspiera badania nad lekarstwem na raka.

Jeśli chodzi o wybieralność, Joe Biden ma niskie poparcie wśród młodych, które musi poprawić. Musi pokazać się jako kandydat zmiany, ale poważnej zmiany, jako kandydat, który będzie popierał Medicare for All, czyli powszechną służbę zdrowia dla wszystkich. Biden jest najbardziej popierany wśród Afroamerykanów, którym Biden kojarzy się z rządami Obamy. Ale żeby wygrać Joe Biden musi zjednoczyć lewicą, centrum i niezdecydowanych, musi pokazać, że patrzy w przyszłość, gdyż większość zwolenników demokratów chce prezydenta, który jednak nie będzie wracał do przeszłości.

Na pewno Joe Biden ma przed sobą jedno: wybór kandydata, a tak naprawdę kandydatki na wiceprezydenta. Sam obiecał podczas ostatniej debaty, że tak będzie. Faworytkami są m.in. Kamala Harris, Elizabeth Warren czy gubernator Michigan Gretchen Whitmer. Zobaczymy, kto to będzie. Z całą pewnością wyścig prezydencki roku 2020, niezależnie od rozwoju pandemii, będzie jednym z najbardziej zaciętych w historii USA. I pojawia się dylemat, jak je bezpiecznie przeprowadzić. Trzeba to oglądać.

MattML
O mnie MattML

18 lat, uczeń liceum, ciekawi mnie, to co się dzieje na świecie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka