oranje oranje
60
BLOG

Nekrologi w "ulubionych"

oranje oranje Technologie Obserwuj notkę 5

Andrzeja spotkałem będąc niedawno w Polsce przy grobie Mieszka I i Bolesława Chrobrego czyli na Ostrowie Tumskim. Nie wypadało się zbyt intensywnie ściskać, bo akurat msza trwała, zdzwonimy się, zeskejpujemy, cześć, cześć, muszę lecieć.

Poznałem go lat temu-dawno, kiedy to wspólnie pracowaliśmy w firmie, która najpierw uprzejmie uznała, że warto zatrudnić kogoś, kto potrafi ładne zdjęcia robić, a potem jeszcze kogoś, kto w miarę sprawnie zaczerni literkami stronę w tych miejscach, gdzie nie ma na niej zdjęć.

Że beczkę soli, to bym przesadził, ale wywiązała się więź dość silna; nie raz przeprowadzaliśmy działania wzajemnie osłaniające, jeśli on zdjęcia na czas nie zrobił, albo jak ja literek ile trzeba w pożądanej przez szefostwo kolejności nie nastawiałem. Dysponowałem podówczas wiekiem Stasia Tarkowskiego i wrażliwością młodego wykształconego, więc mieniący się wokoło świat miał dla mnie same jasne strony. „I mamy czasy godne zazdrości, gdy płacić chcą nam za przyjemności” - tak wtedy sobie śpiewałem i śpiewam zresztą do dziś. Nieważne.

stasiu

Najgorzej w tamtejszym moim zajęciu znosiłem świeżych nieboszczyków. Raz się zdarzyło, że pospieszny Poznań – Wrocław najechał na poloneza i na miejscu jednocześnie z policją był Andrzej, który zabrał mnie ze sobą. Cóż, nie przeszedłem przez te plastikowe, furkocące na wietrze taśmy, choć bym mógł, nie przekroczyłem oznakowanego terenu, po którym kręcili się goście w białych kitlach podnoszący z ziemi to i owo.

Nie, że bym nie potrafił, że mnie odrzucało; myślę, że mógłbym to zrobić. Jakoś jednak nie chciałem, skoncentrowałem się na zabezpieczanym wraku poloneza. Zobaczyłem, że z bagażnika wyleciały i po piaszczystej drodze wiodącej przez przejazd walają się zakupy z miejscowego sklepiku: proszek do prania, cukier, kiełbasa i takie chrupki kukurydziane sprzedawane wtedy w metrowych może foliowych tubach. To wszystko rozpaczliwie wyglądało na piasku i właśnie o tym postanowiłem napisać.

Jak łatwo się domyślić historia o chrupkach dla dzieci i proszku do prania oraz o tym, że ktoś właśnie wybrał się polonezem do sklepiku „zaraz wracam, za 15 minut będę” nie zyskała żadnej akceptacji zwierzchności i pod zdjęciem pojawiły się ostatecznie trzy zdania typu: „wczoraj w godzinach przedpołudniowych na nie strzeżonym przejeździe kolejowym w X. doszło do zderzenia pociągu pospiesznego relacji...”. Pamiętam za to doskonale, że kiedy wracaliśmy do bazy zapytałem: - Ty, Andrzej, jak to jest? Włazisz na te tory, tam kawałki ludzkie się poniewierają, ty sobie cykasz te fotki, gadasz z policjantami..., jak to jest z tobą?.

On mi na to powiedział, że jak ma przez ostatnie piętnaście lat pracy, co tydzień mniej więcej takie zdarzenie, to przecież nie może tego wszystkiego ze sobą nosić, szczególnie przenosić do domu, bo zwyczajnie by zwariował. I dodał jeszcze, że sam się może przekonam. I że reporter musi być jak lekarz, a kto kiedy widział lekarza płaczącego nad pacjentem?! I jakieś takie rzeczy mi jeszcze mówił, a potem po zaparkowaniu on oddał filmy do wywołania (nie było cyfrówek) i w tym wolnym czasie poszliśmy na wódkę, bo zaprosił.

Wypiliśmy nie za dużo, żadnym tam rozpaczliwym pijaństwem się nie zakończyło, właściwie nie piliśmy wtedy za czyjąś śmierć, tylko za własne życie. Zresztą zaraz trzeba było iść zrobić jeszcze wystawę kotów rasowych, więc i pić nie za bardzo było można.

Minęło lat mało wiele i niedawno się rzeczywiście zeskajpowaliśmy i Andrzej poinformował mnie, że relatywnie „ostatnio” trzech naszych byłych kolegów z tej samej firmy było uprzejmych opuścić ten świat w wyniku zaburzeń krążenia, niedokrwień narządów i jeszcze z jakichś tam przyczyn. Fakt, że wszyscy oni byli ode mnie co najmniej o dekadę starsi, wcale mnie jakoś nie podbudował; zresztą pierwszym moim wrażeniem wywołanym przez te wieści był czysty żal.

Bo ci ludzie dysponowali cholernie wielką wiedzą, każdy w swoim zakresie stanowił odrębny, bogaty, indywidualny świat. Mieli swój styl, zagrywki, talenty i umiejętności i żal właśnie wzbudziło to, że ta ich wiedza ze stylem już rozmyła się, zaginęła, została wymazana. Że resztki tylko w cudzej pamięci. Tak, jakby ostatni egzemplarz księgi jakiej w ogień wrzucić. Pewnie, że nie odkrywam Ameryki, wiem, wiem.

No i Andrzej pyta na tym skajpie potem, co też u mnie, ja mu mówię, ja pytam co u niego - jak zaczynasz każdy dzień, Andrzej? - zapytałem, by wyjść ze zdawkowego „co u Ciebie”. A on mi na to, że rano po śniadaniu kawka, papierosek i do kompa. - Pocztę sprawdzasz, pogodę w górach czy co? A on na to: - Coś ty! Nekrologi najpierw. Mam w "ulubionych"!

 

 

 

oranje
O mnie oranje

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Technologie