- No dobra chłopaki, patrzcie. Tak wygląda 10 centów amerykańskich! I jak mi który przyniesie jakąś kość wykopaliskową, która okaże sie kością hominida, to taką dyszke za każdą sztukę dostanie - zwrócił się do najętych poszukiwaczy skamieniałości Ralph von Koenigswald prowadząc wykopaliska na Jawie.
Von Koenigswald zamierzał znaleźć pośrednie ogniwo między małpą, a człowiekiem, więc nabrał drobniaków, siedział w jakiejś chacie czy na statku i badał te gnaty. Rzeczywiście, uznano jego odkrycie, bo przedstawił światu tzw. "człowieka znad rzeki Solo" (homo sapiens soloensis), ale...
Otóż ekipie jego poszukiwaczy bardziej zależało na tych 10-centówkach niż na kościach, więc po wygrzebaniu w jaskini np. czaszki rozłupywali ją na części i zamiast 10 centów dostawali dwa dolary. Proste? Jak drut!

Całymi latami później Von Koenigswald sztukował te rozłupane 15 minut wcześniej części narażając się na uszczypliwości i niepoważne traktowanie tzw. środowiska.
Sztab wyborczy pełniącego obowiązki zarzuca nas właśnie takimi drzazgami, rozłupanymi podejrzanymi śmieciami po to tylko, żeby z oczu spędzić nam rzecz najważniejszą: Tragedię w Smoleńsku. O którą przez poprawność polityczną zapytać już mało kto - chce. Bo "wykorzystywanie tragedii".
My zaś płacąc naszymi 10-centowymi komentarzami wobec podrzucanych nam na żer wyskoków i słówek nie zauważamy, że rozbijają nam w ten sposób czaszkę. Nawet małpa by zauważyła, że ktoś podrzuca jej wyłącznie skórki od banana.
Zaliż jesteśmy ludźmi, którzy ogarną się i bez odszczekiwania się nierogaciźnie zwyczajnie pójdą zagłosować ibo głosowanie to będzie dla nas drogą do poznania prawdy o Smoleńsku, czy też na tej prawdzie nam nie zależy i będziemy czuć radość polemicznego spełnienia delektując się skórką od banana w walce z Palikotem i stanowiąc ogniwo pośrednie?!
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka