oranje oranje
2052
BLOG

Kalesony dłużników (rzecz o akcentach)

oranje oranje Polityka Obserwuj notkę 65

Gdyby tak ktoś z Białego Domu albo z Kongresu zadzwonił do kogokolwiek z rządu (z dukającym Radkiem Sikorskim w tej liczbie) i zapytał o tzw. śledztwo smoleńskie to chłopakom zwyczajnie troki w kalesonach by się rozsupłały. Dlatego teraz panika jest na wieść o inicjatywie Kaczora, by zainteresować Wielkiego Brata skandalicznie prowadzonym śledztwem. Są takie stany, gdy człowiek drży, że telefon zadzwoni, ale wyłączyć nie może. - Ale co ja mogę... - musieliby powiedzieć zgodnie z prawdą.

- Sukinkot miał zapłacić za 12 kartonów bayarda już dwa tygodnie temu – poskarżył się wspólnik wspólnikowi w poznańskim składzie z winami. - No to zaraz gościa wyregulujemy... – odparł flegmatycznie ten drugi i sięgnął po komórkę. Ja zaś byłem świadkiem tego zdarzonka z racji niejakiego zakumplowania z jednym z nich.

- Andriej, masz chwilkę czasu? Mamy prośbę do ciebie, wpadnij na chwilkę... - rzucił w telefon ten drugi i rzeczywiście po kilkunastu minutach zaszurał żwirek przed sklepem-składem i wszedł do środka niepozorny, ale uśmiechnięty człowiek w klapkach. Przywitał się, dłoń podał, po polsku mówił bardzo dobrze, choć przecież z niepodrabialnym akcentem nabytym gdzieś w Piotrogrodzie czy innym Tomsku.

Przybysz w klapkach dowiedział się, że idzie o 12 kartonów bayarda i tylko ręką machnął na podawaną mu sumę do odzyskania.

- Mnie nie jest trzeba wiedzieć ile on wam winien, on przecież chyba wie to sam? - spytał.

- No, wiedzieć, to wie... - powiedział pierwszy wspólas. - Ale coś często zapomina...

Andriej wystukał numer.

- Dzień dobry panu – rzekł z uśmiechem i jestem pewien, że ten jego uśmiech byłoby widać po tamtej stronie kabla, gdyby gadali ze stacjonarki. Ale gadali przez komórę, więc pewności tu mieć nie mogę. - Widzi pan, nazywam się Andriej i jestem kolegą tych panów, którzy sprzedawają wino..., którzy sprzedają wino... i od których pan kupił 12 kartonów. No i na fakturze jest napisane, że pan ma sklep na Ratajach i oni mnie poprosili, żebym może wpadł do pana, bo termin minął. Może pan już utargował. Tylko ostrzegam, że pojadę taksówką więc koszty kursu w połowie pan pokryje ...

Tu gość w komórce zaczął coś mówić, a Andriej nie przestając się uśmiechać słuchał. A potem się rozłączył. Po 20 minutach żwirek zaszeleścił znowu i wszedł do sklepu subiekt tamtego człowieka z Rataj. Z kopertą. Przeprosił w imieniu pryncypała, oddał pieniądze, przystawili sobie na fakturze „zapłacono gotówką” i zniknął bezszmerowo za drzwiami. Andriej zaś schował do torby gruzińskie czy tam argentyńskie i rzucając: „Ech, panowie Polaki” poczłapał w swoją stronę.

- To kiler jakiś czy co? - zapytałem po odczłapaniu Ruskiego, ale dowiedziałem się, ze żaden kiler tylko zwyczajny Andriej. Na dodatek stypendialny jakiś artysta malarz z sąsiedztwa. - Samym akcentem on tym naszym dłużnikom ściąga gacie z dupy... - brzmiało wyjaśnienie.

Niestety, Ameryka na Rataje się nie wybierze. Więc czego ci rataje się tak boją?

oranje
O mnie oranje

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (65)

Inne tematy w dziale Polityka