Po dziewięciu miesiącach ciąży dziś właśnie Tatianie Anodinie odeszły wody i narodził się (z ojca Polaka) tzw. Raport MAK. Świat przyjmie go jako pełnoprawnego sukcesora prawdy, a nie zwykłego bękarta. Gdyby bowiem były jakieś podejrzenia o ciążę z kacapskim fornalem, to przecież rząd polski i większość naszych mediów nie zabiegałaby o miłą atmosferę podczas samej ciąży.... Czyż nie tak?
Samopoczuciem Polaków martwić się na świecie nikt nigdy nie zamierzał i – jak widać – nie zamierza nadal. Do talii zgranych i uznawanych za trefne kart (Bitwa Warszawska, Katyń, Gibraltar, Powstanie Warszawskie, Stan Wojenny) dochodzi dzisiaj Smoleńsk. Świat się dowiedział, nic nie powiedział.
Zauważmy, że świat się dowiedział, co do powiedzenia na temat Polski i Polaków w każdym z wymienionych zdarzeń miał Kreml. Wyłącznie użyteczna dla Sowietów wersja trafiała zawsze na półki; towar polski był natomiast uważany za wybrakowany i jako taki - cofany do hurtowni.
Dziś poszedł w świat cały przekaz, że Polacy mieli prezydenta, który pośrednio poddawał pilotów „psychological pressure” oraz to, że Tupolew rozbił się w istocie na własną prośbę, bo wieża w Smoleńsku lądowanie odradzała. No i że ktoś na pokładzie był podpity. Jesteśmy oto świadkiem powstawania kolejnego mitu, z którym walczyć będą całe pokolenia Polaków.
Nikt na świecie nie będzie poważał naszych wyjaśnień, że całość śledztwa prowadzili Rosjanie. Tak samo, uczciwie mówiąc, jak i zresztą my sami nie poważamy prac polskich prokuratorów zderzających się z brakiem materiału dowodowego, odmową współpracy czy wreszcie świadomością, że ich własny rząd rzeczywiście pragnie wyjaśnienia Katastrofy.
Nieudaczny naród, nieudaczni piloci, niereformowalne społeczeństwo. Taki komunikat z Moskwy idzie w świat. To katastrofalny PR dla państwa polskiego i całego narodu. Rozumieć to powinien rząd Donalda Tuska. Tego się już nigdy nie wyprostuje. Nam pozostaje pamiętać o tych wszystkich, którzy wierzyli w dobrą wolę Rosjan i którzy parafowali – już od pierwszych chwil po Katastrofie – rosyjską wersję wydarzeń.
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka