- Polacy mają kciuki przy stopach, rosną na wysokości kostki! – gdyby taka informacja poszła w Irlandię w 2004 roku (tyle już czasu trwa ten otwarty rynek pracy) – to większość Irlandczyków powątpiewałaby wyłącznie przez grzeczność. Może i mają, czort ich tam wie. A gdyby się okazało, że wszyscy przyjezdni z Polski mają oprócz tego 160 cm wzrostu, skośne oczy i fikuśny ogonek, to pewnie też nie za bardzo Irlandczycy by się tym wzruszyli. Jeśli pracują nie kradnąc i nie fikając, to proszę bardzo. Zmieścimy się.
Notowałem, rzecz oczywista, przez te lata szereg satysfakcjonujących zdarzeń, kiedy to Irlandczycy – wolno, ale jednak constans – weryfikowali swój stosunek do nas. To zresztą wyłącznie w obyczajówce, bo jednak na twardym rynku jest tak, jak opisał to Piotr Czerwiński w swoim wybitnym „Przebiegum Życiae”, z której to książki cytat wisi tam po prawej stronie. (A kciuki są z Odmiennych stanów świadomości, wiadomka!).
Odpadały Polakom te kciuki przy stopach, ogony więdły, rysy twarzy odkształcały się z mongoidalnych; oto Polak stawał się w oczach Irlandczyka człowiekiem. Nigdy chyba w historii ewolucja od neandertala do człowieka nie przebiegła tak szybko. W obyczajówce, że podkreślę ten aspekt ponownie.
Nie wiem, czy podobne irlandzkiemu spojrzenie, towarzyszyło Rodakom w Wielkiej Brytanii. Podejrzewam, że jednak – tak. Trzeba było jednak wszędzie wziąć się w garść, iść do roboty, o której bardzo często nie miało się żadnego pojęcia, tworzyć mit, ziemię obiecaną, bitwę o Anglię i co tam jeszcze radosnym w Polsce pisarzom gazetowym do głowy przyszło.
Przy okazji: świńskie ogony (mogliśmy urodzić się nawet pancernikiem) i kciuk przy stopach wybaczaliśmy widząc takie doniesienia w wyspiarskich gazetach i mediach przez te wszystkie lata. Wybaczyć zaś tego w polskich – nie umieliśmy. Ja nie umiałem, mówiąc ściśle. Ale też bez przesady z tym moim bólem. Płakałem przez całą drogę do bankomatu i tyle!
Dziś patrzę na to. Patrzę jak Brytole doprawiają sobie kciuki przy stopach i udają Polaków. Pajtonowski niby skecz. W Polsce zaś Polakom tzw. media wciąż doprawiają te kciuki! Putinowski skecz. Nigdy w historii ewolucji regres nie postępował tak szybko. Do jaskini we własnym kraju!
Ale jaja, c-nie?!
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka