Michelle Obama: Leku, jak to sprytnie wymyśliłeś!
Lech Wałęsa: Trzeba myśleć trzy lata wcześniej na dwa kroki do przodu. Nie wydało się?
Michelle: Oni teraz w tej Wratislawie czy gdzieś z moim starym się kotłują. Teraz zresztą może się już wydać. Masz wszystkie papiery? To był zresztą genialny plan!
Lech: Zapnij pasy, zaraz startujemy. A tak w ogóle to co Obama mówił, że nie jedziesz z nim do Warszawy?
Michelle: Zapięłam, aleś ty opiekuńczy, libertas taki na dodatek, no, co to ja mówiłam, aha, no to powiedziałam, że muszę jechać do Stanów...
Lech: I uwierzył?!
Michelle: A jak! Jakąś szkołę miałam otwierać przy West Point czy coś, czekają te żołnierzyki w szeregach do teraz.
Lech: He, he, he, ja też lubię, jak czekają.
(Wchodzi do salonki pilot Balcerowicz)
Pilot: Wszystko gotowe, robimy len locik? Z taką Pierwszą Parą jeszcze nie leciałem!
Lech: Leć pan, nad wulkanami pod lawinami, na Kajmany.
Michelle: Mój ty poeto..., Leku...
Lech: Trzeba wiedzieć jak się zaczyna, a nie jak się kończy, a ten dureń nawet tego nie wiedział.
Pilot: Startujemy.
Wystartowali.
15 godzin później, w banku:
Michelle: Czyścimy wszystkie konta?
Lech: Wszystkie!
Michelle: A świat się nie rozpadnie od tego?!
Lech: Czyszczenie kont moja droga to podstawa sukcesu. Ameryka od ciebie nie zbiednieje, a i Polska ode mnie odetchnie. Się czyściło, heh, nie takie rzeczy. Co nie, pilocie?!
Pilot: Yes sir!
Lech: O, jak ładnie, gada jakby w Unii Wolności w życiu nie był!
Michelle: A z tą kasą, jak już poczyścimy, to gdzie?
Lech: Pytania odwrotne są dla mnie najlepszą odpowiedzią!
Michelle: A po ludzku?
Lech: Na Krym. Ropa, Artek i arbuzy. Chodź no tu, panie bankier! Graj panie bankier Hercowicz, graj, tak po polsku, do końca... Jest taka sprawa, nie wiemy, czy da się zrobić...
Bankier: A co się nie ma dać zrobić, wszystko się da zrobić, siądą państwo, będzie wszystko git!
Michelle: Leku, podpisuj.
Kurtyna
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka