Szlag mnie trafił od samego rana przy świętej niedzieli, kiedy odpaliłem (bez sensu) internetowe tvinfo i zderzyłem się z bredniami pana psychologa Komorowskiego, przebywającego w Londynie. Zdaje się, że Andrzeja Komorowskiego. Gość postawił znak równości między skumbug’ami zamieszkującymi dzielnicę Tottenham, którzy puścili z dymem kilkanaście sklepów oraz wdali się w bitwę z policmajstrami i kibolami drużyny o tej samej nazwie.
Oczywiście poleciał tekstem, że policja już skutecznie wzięła się za bandytów (w domyśle również kiboli) i wyraził nadzieję związaną z sugestią, że również w Polsce należy ostro traktować hordy kiboli, żeby już w niedalekiej przyszłości, być może, być może, udawać się na polskie stadiony z teściową i noworodkiem. A już przynajmniej „z całymi rodzinami”.
W Londynie zginął bandzior, który strzelał do policji!
Po akcji w Warszawie ze Staruchem, po Białymstoku, gdzie policja nie zawahała się aresztować kibica w trakcie meczu JASNO WIDAĆ, że służby idą na bezpośrednie zwarcie z kibicami. Prowokacje są już tak bezczelne, że muszą doprowadzić to tego, że w końcu któryś z tych chłopaków, który idzie na stadion w kamizelce „Policja” dostanie naprawdę czymś ciężkim w łeb.
Ale to są – jak sądzę – zakładane koszta całej operacji.
W tej kolejce mamy jeszcze trzy mecze. Obym się mylił, ale podpórka „zamieszki w Londynie” może zostać przez kretynów u władzy uznana za moment „teraz albo nigdy”. To jest po prostu niewyobrażalne; a jak się patrzy na całość z zewnątrz, to staje się aż groteskowe. Tyle, że kto sieje wiatr, zbiera burzę.
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka