Zastanawiałem się dzisiaj nad tym, co wczesny jaskiniowiec powiedziałby na dwa obrazy zawieszone znienacka na ścianie jego pieczary: jeden pokazujący budowę wieży Babel, a drugi pokazujący Prometeusza w wyprawie po ogień. Otóż jaskiniowiec nie powiedziałby nic, bo zarówno mowa (język), jak i ogień (poświęcenie) były mu nieznane. Huknął, fuknął, legł na łajnie.
Jaskiniowiec taki (mówimy tu o oryginalnych egzemplarzach, twardzielach sprzed filmu „Walka o ogień”, a nie popierdółkach znających "kontekst historyczny" albo schemat Jakobsona) miał dwie mgliste rzeczy i jedną rzeczywistą. Mglistymi były rozmnażanie i przeżycie, a rzeczywistą był strach, że tych dwóch pierwszych nie da się, by tak rzec, kultywować.
Na moje oko pierwszym człowiekiem był nie ten, który wziął patyka i strącił z drzewa gruchę, ale ten, który przełamał strach przed innym z jego, niby to własnego, stada.
No i gdzieś kiedyś spotkało się dwóch takich mózgowców. I nie rzucili się na siebie przegryzać krtanie i krew pić, ale posiedzieli, posiedzieli, poczochrali się i poszli w swoją stronę, każdy do innej jaskini. Albo i do tej samej, co zresztą jest bez znaczenia, bo mitologia obydwu jaskiniowych rodów zapamiętała i uwieczniła to spotkanie jako wyprawę Prometeusza po Język. Adam i Ewa wersja jaskiniowa, jak łatwo dostrzec, ale przecież nawiązanie moje jest nazbyt czytelne, więc wszyscy skumali bez wyjaśnień.
Idziemy dalej: mowa i ogień wyprowadziły ludzi z jaskini i trwało to jakoś czterdzieści tysięcy lat. Przez cały ten czas dwie mgliste nie drgnęły o milimetr ("dwie mgliste" są o 12 linijek wyżej).
Trzecia – zwielokrotniła swoją objętość. Mowa (język) za to straciła na znaczeniu, bo ludzie dziś mówią tymi samymi słowami o tych samych rzeczach, ale myślą zupełnie coś innego (bogowie odebrali język).
Z ogniem to już zupełna porażka: na ogniu (poświęceniu) oparto system przegryzania krtani. Jeśli ktoś wie jak działa dowolny rewolwer i jednocześnie apele o poświęcenie (np. wersja "za wolność waszą i naszą”) – wie co mam na myśli.
Konkluzja jest taka, że wróciliśmy do jaskini i zepsuliśmy rzeczy nie do zepsucia. Napierdzielamy w klawiatury martwym językiem domagając się przy tym, żeby obłe słowa krzesały iskry. A tu nie ma ognia z tego, nie ma porozumienia, został strach i kultywacja. Trochę na dodatek zdziwienia.
Huknął, fuknął, legł na łajnie.

Co byście powiedzieli na dwa takie obrazy zawieszone w Waszej pieczarze?
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie