Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1915
BLOG

Blogerzy jadą do Niemiec

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 97

       Od pewnego czasu w Salonie24 zawrotną karierę robi coś co nosi nazwę Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, i czego przez dłuższy czas największą zasługą było to, że tak zwane „salonowe pudło” zostało na stałe uzupełnione przez jeszcze jeden tak zwany „blog”, dwóch tak zwanych „blogerów” otrzymało swoją szansę, żeby zaistnieć w przestrzeni Salonu jako dziennikarze prawdziwi, a pewien autentyczny niemiecki bloger, niejaki Amstern, znalazł wreszcie coś dla siebie.

      
      I oto okazuje się, że po pierwszej porcji kompletnej nudy, doszło do prawdziwej sensacji. Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej urządziła konkurs na tekst na temat owego polsko-niemieckiego braterstwa, gdzie główną nagrodą ma być wyjazd do Niemiec na imprezę o ekscytującej nazwie „Dni Mediów”, w całości ufundowany przez Fundację. Oto fragmenty ogłoszenia:
 
       „Blog żyje. I to jest fajne. Raz jeszcze okazuje się, że blog zielony może być blogiem żywym i generującym dyskusję. Piszącym, kometującym i czytającym należą się z tego powodu podziękowania. My ze swojej strony postaramy się żeby było o czym pisać, co komentować i co czytać. Pomyśleliśmy sobie jednak, że te nasze interakcje oprócz salonowego, wirtualnego, powinny mieć również aspekt realny. Dlatego ogłaszamy konkurs na notkę […]. Nagroda obejmuje zaproszenie na V Polsko-Niemieckie Dni Mediów w Schwerinie (proszę ja Was dyskusje, panele, przyjęcia:)), pokrycie kosztów podróży (pociąg, 2.klasa z terenu Niemiec lub Polski) oraz noclegu (2 doby, 14-16 maja w pokoju 1-osobowym w hotelu co najmniej trzygwiazdkowym) i uczestnictwo w dyskusji (program Dni Mediów, na lunch 16 maja przysługują diety). Czas start!:)”.
 
      Mnie osobiście, muszę przyznać, zdecydowanie najlepiej podobały się dwa pierwsze zdania tego ogłoszenia, a więc „blog żyje” i „to jest fajne”, sposób, w jaki Cezary Krysztopa zapisał słowo „komentującym”, i te buźki wypełniające tekst, ale ponieważ taki konkurs to poważna rzecz, pomyślałem, że zareklamuję go trochę szerzej.
 
   A teraz, w związku z tym „czas start!:)”, chciałbym zgłosić udział w konkursie i przedstawić swój tekst o przyjaźni polsko-niemieckiej. Proszę uprzejmie:
 
      „Kiedy wybuchła wojna, brat mojej mamy, a mój wujek miał 6 lat i mieszkał w maleńkiej wiosce nad Bugiem. Któregoś dnia przez naszą wieś przejeżdżały okupacyjne oddziały niemieckie i żołnierze postanowili zatrzymać się obok naszego domu. Ponieważ wyglądali jak żołnierze, mieli dużo wojskowego sprzętu i w ogóle stanowili bardzo egzotyczną odmianę w życiu małego dziecka, wujek mój – właśnie jak to dziecko – polazł tam za płot, żeby popatrzeć na wszystko, co się tam działo. W pewnym momencie, jeden z Niemców, przechodząc obok mojego wujka – ot tak sobie, z rozpędu –  walnął go w twarz tak mocno, że wujek się wywrócił, a następnie z płaczem pobiegł do swojego ojca, a mojego dziadka. Opowiada mi wujek, że dziadek był bardzo dumnym i dzielnym człowiekiem, który w sytuacjach tego typu niesprawiedliwości zawsze reagował honorowo. A więc i tym razem, wziął mojego wujka za rękę i poszedł do dowódcy tych żołnierzy, żeby powiedzieć mu co się stało. Niemiecki oficer wysłuchał relacji dziadka, powiedział, że rozumie jego wzburzenie, ale z formalnego punktu widzenia, nie ma powodów do interwencji – Polska jest krajem okupowanym, Polacy są gatunkiem cywilizacyjnie i genetycznie niższym, więc takie rzeczy mogą się zdarzać.
 
    Opowiadał mi wujek, że on do dziś, bardzo intensywnie,  pamięta z tego zdarzenia jeden szczegół. On stał tam z dziadkiem, dziadek obejmował go swoimi wielkimi, mocnymi ramionami, przed nimi stał ten niemiecki oficer, a wujek czuł, jak dziadkowi drżą ze zdenerwowania dłonie.
 
    Kiedy wojna się skończyła, wujek mój twierdzi, panowało na wsi powszechne przekonanie, że z powodu tego, co Niemcy zrobili ludziom i światu, niemieckie państwo przestanie istnieć. Dobrzy Polacy bardzo szczerze wierzyli, że cały teren, który dotychczas był zamieszkały przez Niemców zostanie zaorany, a na tej ziemi posadzi się kartofle. Co się miało stać z samymi Niemcami, o tym już nikt nie myślał. Nikt się nad tym nie zastawiał, i – prawdę powiedziawszy – każdy miał tę kwestię głęboko w nosie.
 
    Od zakończenia wojny upłynęło już niedługo 70 lat i – jak widzimy – Niemcy poradzili sobie ze sobą i ze swoją historią zupełnie dobrze. Co ja mówię, zupełnie dobrze? Wręcz znakomicie! Nie dość, że powoli, ale konsekwentnie przestali się czerwienić na dźwięk słowa „wojna”, nie dość, że przestali się nerwowo wiercić na wspomnienie o tym, co w pewnym momencie ich dziejów zagnieździło im się pod tymi nordyckimi czołami, nie dość, że się zaczęli nagle w sposób zupełnie niewyobrażalny rozpychać, to ostatnio – jak się dowiaduję – niektórzy z nich nabrali na tyle odwagi, że zaczynają nam tłumaczyć, że w gruncie rzeczy cały ten chwilowy sukces ich chorego projektu, nie mógłby być w połowie tak spektakularny, gdyby nie aktywna współpraca ze strony tych wszystkich, których oni postanowili złapać za kark i wdusić w ziemię. Jak się dowiaduję, jakiś czas temu niemiecki tygodnik Der Spiegel przedstawił listę tych, z którymi Niemcy życzą sobie dzielić winę za to wszystko, co się stało przed 70 laty, a na tej liście znalazł  się również mój dziadek, moja babcia, moja mama, mój tata, a może nawet i mój wujek. Może nawet i on.
 
    Słucham w telewizji wyjaśnień jednego z akredytowanych w Polsce korespondentów niemieckiej prasy, którego nazwiska akurat nie muszę i nie chcę pamiętać, a który tłumaczy mi, że nic takiego się nie dzieje. Że to z czym mamy do czynienia, to część zwykłej, historycznej debaty, która się toczy w całej Europie. Staram się jakoś zrozumieć ten dziwny skręt chorego umysłu. I staram się przy tym wyobrazić, co mógł mój dziadek zrobić, żeby dziś ten Niemiec potrafił wykrzesać z siebie nieco więcej szacunku do Polski i się zamknął. I jedyne co mi przychodzi do głowy, to tylko to, że on, zamiast trząść tymi swoimi polskimi, chłopskimi dłońmi, miał wziąć nóż i poderżnąć szwabowi gardło.
 
     No a przede wszystkim – choć boję się że to już zdecydowanie za późno – może warto by było wrócić do pomysłu z kartoflami.
 
          Myślę, że powyższy tekst jest bardzo dobry. Zwięzły, celny i, co najważniejsze, mocno w temacie. Jeśli szanowne jury zechce mu dać pierwszą nagrodę, będę zaszczycony, jednak już z góry informuję, że do Niemiec nie pojadę, bo muszę iść na spacer z psem. Zamiast mnie natomiast, proszę ze sobą zabrać któregoś z kolegów. Może być nawet bloger Mlekwa. 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura