Jak każdy z nas wie, istnieje w Salonie24 obyczaj, by w sytuacji gdy któryś z blogerów para się zawodowo dziennikarstwem, regularnie umieszczać jego teksty na samej górze głównej strony portalu, trzymać je tam jak najdłużej, a w dodatku, pewnie na wypadek, gdyby ktoś jakimś cudem któryś z nich przegapił, zaznaczać je czerwoną czcionką. Czy są tu jakiekolwiek wyjątki od tej reguły, w rodzaju na przykład sytuacji, gdy któryś z owych dziennikarzy napisze tekst rażąco głupi, niepotrzebny, lub choćby tylko z zawodowego punktu widzenia mocno poniżej przeciętnej? Nie. Tu wyjątków nie ma. Jest pewne, że jeśli na przykład bloger Gociek napisze pięć słów: „Coś mi się dziś nie chce” i wklei je na swoim blogu w Salonie24, Administracja ów tekst jak najbardziej wyróżni. Taki system.
Powiem szczerze, że ta akurat sytuacja mnie ani nie dziwi, ani nie oburza. Ja nie wymagam od Igora Janke ani takiego poświęcenia, ani też tego typu ideowości, która by mu kazała poczuć misję i zacząć sponsorować tak zwanych „młodych zdolnych”. Zwłaszcza że on sam jest dziennikarzem i to dziennikarzem, w dosłownym słowa tego znaczenia, przeciętnym, a więc na ogół wciąż jeszcze aspirującym. Tak się jednak złożyło, że ten temat – temat kompletnie nieuprawnionego lansowania mainstreamowych dziennikarzy o pewnym szczególnym zawodowym deficycie – pojawił się ze zwielokrotnioną energią dzięki osobie Jana Osieckiego.
Ktoś kto nie wie, co to takiego Salon24 – a osób takich, trzeba to przyznać, są w Polsce dziesiątki milionów – nie będzie też naturalnie wiedział, kto to taki ów Osiecki. Powiem więcej. Na moje oko w całej Polsce można znaleźć jakieś 5 tysięcy osób zorientowanych co do tego, kim jest Osiecki, a mam tu na myśli wszystkich tych, którzy na Facebooku w kwadraciku „lubię to”, zaznaczyli właśnie Salon24. Zakładam jednak oczywiście, że część z tych co znają Osieckiego nie korzystają z Facebooka. Pozwolę sobie więc, zanim przejdę do tematu, króciutko owego obywatela przedstawić. A zatem, Jan Osiecki to ktoś kto prowadzi bloga właśnie w Salonie24, prezentuje poglądy, że tak je nazwę, antykaczystowskie, i przedstawia się na tyle skutecznie jako dziennikarz, że przez właścicieli Salonu jako taki jest traktowany. Co jest takiego w Osieckim, co sprawia, że on jest inny od swoich kolegów – dziennikarzy? To mianowicie, że on, jako prawdopodobnie jedyny z nich, nie umie pisać, i to nie umie w sensie dosłownym. Nie jest więc tak, że ja tu stosuję jakieś retoryczne złośliwości. Nie jest tak, że on tak naprawdę pisać umie, ale przez to że pisze słabo, ja sobie tak żartuję, że on pisać nie umie. Nic podobnego. Osiecki autentycznie nie potrafi klecić zdań na poziomie podstawowej poprawności gramatyczno-leksykalnej. Kiedyś miałem z nim osobistą wymianę, gdzie go zapytałem, dlaczego każde niemal napisane przez niego zdanie zawiera jakiś błąd. I proszę sobie wyobrazić, że on mi bez śladu ironii wyznał, że cierpi na dysleksję. I to wszystko stąd. Od tego czasu z Osieckim już nie rozmawiałem.
A więc to już wiemy. Osiecki pisać nie potrafi. Co w takim razie, jak idzie o merytoryczną zawartość jego tekstów? Otóż tu nie ma absolutnie nic wyjątkowego. Normalna antypisowska propaganda, jakiej całej mnóstwo nawet nie na blogach, ale i w ogólnopolskiej prasie. I ja tu też nie staram się popadać w jakieś retoryczne popisy. Tam autentycznie nie ma nic ponad to, że PiS jest do niczego, a za katastrofę w Smoleńsku odpowiedzialność ponoszą piloci i drzewo. Jest jednak coś, co sprawia że Osiecki zasługuje na ten tekst bardziej niż przeciętny, męczący się z klawiaturą bloger. Mam tu na myśli owo jego rzekome dziennikarstwo.
W opisie swojego bloga Osiecki pisze tak: „Jan Osiecki: Redaktor naczelny, dziennikarz, doktorant i cyklista ;) W Sejmie od 14 lat”.
Proszę zwrócić uwagę na ten tekst. Najpierw Osiecki pisze o sobie, że jest redaktorem naczelnym – diabli zresztą wiedzą czego – następnie podkreśla, nie wiadomo po co, skoro już niby wiadomo, że jest redaktorem naczelnym, że jest też dziennikarzem, by wreszcie pochwalić się, że robi doktorat, a więc że za jakiś czas nie będzie już tylko zwykłym magistrem, no a gdyby ktoś pomyślał, że z niego jakiś drętwy koleś, to pisze, że lubi też jeżdzić na rowerze i wysyła to mrugnięcie. No i oczywiście 14 lat w Sejmie.
Powiem szczerze, że mnie najbardziej akurat zainteresował ten Sejm. W Sejmie? A cóż Osiecki robi w Sejmie? I na to mamy odpowiedź nieco poniżej. „Nie pracuję w Sejmie. Po prostu tu mieszkam: na galerii prasowej, przy „okrągłym” [teraz jest kwadratowym jak możecie zobaczyć w TVN24, ale nazwa została] stoliku dziennikarskim, na korytarzach sejmu i w Hawełce spędzam 13 i więcej godzin dziennie… A w wolnych chwilach (ha, ha dobry dowcip): piszę pracę doktorską, uczę studentów, żegluję po świecie i bujam w obłokach…”.
To „bujam w obłokach”, przyznacie Państwo, jest naprawdę mocne. Jak u tej licealistki, która się po raz pierwszy raz w życiu upiła i nagle ogłasza: „Ach, słuchajcie, to wszystko przez to, że ja jestem taka wariatka! Naprawdę! (Ha, ha dobry dowcip).”
Co się stało, że problem Osieckiego nagle się pojawił w powszechnej debacie? Właściwie, jak się zastanowić, to nic. Osiecki kłamie jak zwykle, tyle że tym razem skłamał głupio. Bo tak że zauważyli to nawet ci, co uważają go za swego. A więc, jak ktoś słusznie zauważy, nic szczególnie istotnego. W każdym razie, jeśli ktoś myśli, że nagle się okazało, że Osiecki to dokładnie taki sam dziennikarz jak ów cieć, który raz na jakiś czas pucuje szkło w Sejmie, żeby, jak przyjedzie telewizja, się błyszczało, jest w ciężkim błędzie. Tyle tylko, że Osieckiemu się coś popłatało w temacie, który akurat miał znaczną klikalność i z tym czymś głupio wylazł. A więc jeśli on od dziś będzie oficjalnie skompromitowany, to wcale nie przez to, że jest jeszcze głupszy i publicystycznie nieporadny niż taki na przykład Skoczylas, ale przez to, że coś mu się tam w tej durnej pale ten jeden raz nieco bardziej pomieszało.
Wspomniałem Skoczylasa i znów przychodzi mi wyjaśniać, kto zacz. Otóż Skoczylas to, podobnie jak Osiecki, dziennikarz, tyle że akurat prawdziwy, a mimo to, z jakiegoś powodu, przez właścicieli Salonu24 dyskryminowany w tym sensie, że jego blog nie jest wyróżniony czerwonym kolorem. Oczywiście nie jest też tak, że jego teksty są przez Administrację spuszczane ostatecznie. Co to to nie! Wszystko co napisze Skoczylas jest umieszczane na głównej stronie Salonu, tyle że pod nickiem „rozpylaczek”, no i właśnie bez owej czerwonej oprawy. Czemu tak? Myślę, że chodzi o Skoczylasa historię. Otóż jeszcze w ciemnych latach 90-tych, Skoczylas na zamówienie SB, czy może WSI – trudno powiedzieć – przeprowadził fikcyjną rozmowę z niejaką, równie zresztą fikcyjną, Anastazją P., prostytutką, która miała rzekomo świadczyć usługi nielubianym przez władze posłom, i wydał bardzo wówczas głośną książkę zatytułowaną „Erotyczne Immunitety”. Poza tym, pisał oczywiście Skoczylas dla „Gazety Wyborczej”, jednak sławę zyskał właśnie dzięki tej książce. I stąd prawdopodobnie dzisiejsze problemy, jakie z nim ma Igor Janke.
Ktoś się zapyta, po co ja w ogóle piszę o tych dwóch topiarzach fryt? Z jednego tylko powodu. Jestem, z trudem bo z trudem, ale jednak, blogerem tu w Salonie, więc zależy mi na tym, by tu panowały peace and harmony. A tak jak jest, spokoju nie będzie. Mam więc propozycję. Przede wszystkim trzeba Osieckiemu zablokować to jego konto tak, by jego teksty ukazywały się z ostrzeżeniem, że treści niebezpieczne, etc. No wiecie, o co chodzi. Macie tam odpowiednie narzędzia. Natomiast Skoczylasa trzeba koniecznie dać na czerwono. I wcale nie chodzi o to, że on jest dziennikarzem pełną gębą, a Osiecki nie. To akurat nie ma znaczenia. Ważne jest co innego. Osiecki jest skompromitowany i kropka. Jego tu już nikt nie lubi, i nikt go nigdy nie będzie traktował poważnie. Z Osieckim jest koniec. Jeśli jego teksty nadal mają się ukazywać na czołówce głównej strony, to chyba tylko po to, by pod nimi 50, czy 20 nawiedzonych komentatorów miotało przeciwko niemu najgorsze obelgi. A komu to potrzebne? No, komu? Co innego Skoczylas. Przez to, że ludzie mają krótką pamięć, i w ogóle wiedzą mało, on jeszcze przez długie lata może nabijać Igorowi Janke punkty. No ale przede wszystkim musi się przestać podpisywać w ten kretyński sposób i ruszyć odważnie z pełnym imieniem i nazwiskiem: Jerzy Skoczylas! A poza tym, koniecznie trzeba go dać na czerwono. Wprawdzie, jak już zdążyłem zauważyć, taki Antoni Dudek i bez tego wie, że ma do czynienia z poważnym przeciwnikiem, jednak tu perspektywy są znacznie szersze. Znacznie szersze.
Panie Igorze! Naprawdę. Po starej znajomości, niech Pan zastąpi Osieckiego Skoczylasem. Zobaczy pan jak od razu biznes ruszy. O siebie się nie upominam, Może mnie Pan dalej traktować jak szmatę. Będzie mi miło.
Inne tematy w dziale Gospodarka