Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
4654
BLOG

Behemoth jest w porządku

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Kultura Obserwuj notkę 66

      Wbrew dość rozpowszechnionej opinii, Katowice, podobnie jak cały ten region, to jedno z najbardziej zielonych miejsc w Polsce. Nie miałem okazji, ale podobno, gdy się wznieść nad Katowice, to owa zieleń jest wręcz uderzająca. No ale przecież nie muszę fruwać nad Katowicami ani samolotem, ani balonem, żeby wiedzieć, jak to miasto wygląda. Mamy więc tu nieopodal na przykład coś co się nazywa Trzy Stawy, a więc bardzo sympatyczne, jak sama nazwa wskazuje, trzy większe i parę mniejszych stawów, a wokół nich potężny, zarośnięty gęstym bardzo niekiedy lasem teren, czyli tak zwany Las Murckowski z jego poplątanymi ścieżkami. Czy on jest większy od Lasu Kabackiego pod Warszawą, czy choćby Kampinosu? Pewnie nie, ale głowy nie dam. A poza tym, to nieważne. To jest naprawdę fantastyczne miejsce.

      Szedłem więc sobie któregoś dnia przez ten las i nagle zobaczyłem przybitego do jednego z drzew pluszaka. Nie pamiętam już co to było, czy jakiś miś, czy zajączek, czy lalka-szmacianka, ale był on normalnie przybity gwoździem do tego drzewa i tam sobie tak wisiał. Poszedłem przed siebie, a tam kolejny pluszak, tym razem do góry nogami, i kolejny, i kolejny… Ponieważ las jest zielony, a pluszaki często kolorowe, widać je było natychmiast, jak przybite do tych drzew przedziwne kwiaty. Oczywiście, widok ten zrobił na mnie wrażenie, i to wrażenie jednoznaczne, choćby związane pewnymi skojarzeniami z filmem Blair Witch Project, więc się trochę przestraszyłem, ale też nie bardzo. W końcu za pomysłem, by przybić do drzewa szmacianą lalkę, musi, owszem, stać myśl dość szczególna, no ale ponieważ jednak to wciąż bardziej przypominało sceny z klasycznych horrorów, niż autentyczne zło, nawet chyba o tym tu nie wspomniałem.
     Jak czytelnicy tego bloga wiedzą, ja jestem bardzo mocno przekonany o tym, że Szatan nie dość że nie jest żadnym mitem, nie dość, że nie został wcale pokonany, to jak najbardziej jego moc, przestrzeń w której żyjemy wypełnia bardzo gęsto. Z tego mojego przekonania wynika też niejednokrotnie przeze mnie artykułowane ostrzeżenie, byśmy ani na moment nie tracili z pola widzenia, czy choćby ze skrawka naszych myśli ani jego osoby, ani tego, co on robi; żebyśmy mieli nieustanną świadomość, że wystarczy chwila nieuwagi, chwila zawahania, a demon nas zwyczajnie złapie za gardło. I niech nam się nie wydaje, że do tego by być bezpiecznym wystarczy nam nie słuchać zespołu Behemoth.
      Dziś nagle sobie uświadamiam, że jest jeszcze gorzej. Dziś nagle mam wrażenie, że gdyby tu tylko chodziło o tego Nergala, te odwrócone krzyże, nawet te okrzyki skierowane w niebo „Fuck you!”, bylibyśmy bezpieczni, jak u mamy za piecem. Wystarczyłoby nam pamiętać o tym, kim jesteśmy i żyć, jak dotychczas. Powiem więcej. Gdyby to tylko o to chodziło, to w pewnym momencie pewnie moglibyśmy, jak najsłuszniej zresztą, dojść do przekonania, że tak naprawdę taki satanizm, to nie jest żaden satanizm; to jest zaledwie zabawa w satanizm; to jest coś, co może się równio szybko skończyć, jak się zaczęło, a te tłuste dziewczynki w czarnych podartych rajstopach i kolczykach dziurawiących im twarze, już za chwilę przestać żreć te hamburgery, przebrać się w zwykłe sukienki i pojechać na pielgrzymkę do Piekar Śląskich. O wiele bardziej niebezpieczne są miejsca, z których wrócić już nie ma ludzkiej możliwości. Gdzie ani nie gra zespół Slayer, ani nikt nie rysuje odwróconych pentagramów, nikt nie nosi odwróconych krzyży na szyi, gdzie się nawet nie obraża Pana Boga. Gdzie o Panu Bogu się nawet nie wspomina; choćby w najbardziej obraźliwych słowach. Mam na myśli miejsca, gdzie panuje idealna pustka. Tam nawet o spotkanie z Szatanem trzeba wystąpić ze specjalnym podaniem.
      I teraz właściwie powinienem pewnie wkleić tu link do tego, o czym mówię, pożegnać się tradycyjną prośbą do wspierania mojej pracy i czekać na reakcję, którą, daję słowo, doskonale znam, ale się boję. Powiem uczciwie, że od wczoraj mam dylemat, czy choćby wrzucać tu gołą nazwę nazwę tego projektu, tak by każdy, kto chce, sobie poszukał, no i wciąż nie wiem, na co się ostatecznie zdecyduję. No ale zobaczymy. Tak się bowiem stało, że wczoraj właśnie pewien mój kumpel opowiedział mi, jak to ktoś jemu z kolei podesłał ten link, on tam zajrzał i po paru minutach musiał to wyłączyć, bo zwyczajnie ogarnął go lęk. Nie obrzydzenie, nie wstręt, nie zażenowanie nawet, ale prosty lęk. No i przesłał to mi, a ja zrobiłem dokładnie to samo, co on wcześniej. Włączyłem i po paru chwilach wyłączyłem. Co ciekawsze, nawet gdybym tego nie zrobił sam, moja żona by mnie do tego zmusiła, krzycząc z drugiego pokoju „Co to ma być? Zamknij to do ciężkiej cholery!”. Musieliśmy więc to zamknąć, bo czegoś podobnego w życiu nie widziałem. To było Zło we własnej osobie, z całym tym nieskończonym chaosem prowadzącym do nieskończonej pustki; to było coś tak strasznego, poczynając od samego dźwięku, a kończąc na serii kompletnie chaotycznych pozornie, i pozbawionych choćby jednej stałej myśli, obrazów. Gdybym miał to, czego doświadczyłem, opisać jednym słowem, powiedziałbym, że tak właśnie sobie wyobrażam piekło: jako miejsce, gdzie nie ma nic poza idealną, nieskończoną wręcz pustką, samotnością i wynikającym z jednego i drugiego niewyobrażalnym bólem. To jest miejsce, gdzie jesteśmy od początku do końca całkowicie obcy i nie ma nikogo, kto by nas, czy to zrozumiał, czy choćby spróbował nam wytłumaczyć, gdzie się znaleźliśmy.
      Może w końcu podam ten link, który każdemu, kto nie boi się tego ryzyka, pozwoli tam zajrzeć choćby na chwilę, na razie jeszcze jednak zwrócę uwagę na coś, co moim zdaniem jest bardzo ciekawe. Otóż projekt, o którym mówię, to projekt całkowicie i jednoznacznie profesjonalny. To nie jest poziom jakiegoś nawiedzonego bałwana, który postanowił, że stworzy sztukę i ta sztuka podbije cały pogański świat. O nie! To jest coś jak najbardziej skończonego; tam nie ma jednego punktu, gdzie można by się było przyczepić; to jest projekt zaplanowany na bardzo dużą skalę, który nie może nie wypalić. Tam od pierwszej chwili widać, że ten, kto go wymyślił i dziś z powodzeniem realizuje, to nie byle kto.
       A ten sukces widać, jak na dłoni. O ile się nie mylę, pierwszy film pokazał się w tym roku, podobnie w tym roku na Facebooku pojawiła się odpowiednia strona, i po paru zaledwie miesiącach i jedno i drugie ma dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy fanów, którzy najwyraźniej uznali, że oto poznali coś prawdziwie świeżego. Podkreślę jeszcze raz: tam nie ma ani Diabła, ani Boga, ani najbardziej typowej satanistycznej symboliki – poza być może okazjonalnym tak zwanym „growlingiem” – to jest projekt robiący wrażenie czystego artystycznego eksperymentu, tyle, że… no właśnie – to jest coś tak intensywnie nie do zniesienia, że po paru sekundach samego dźwięku – żaden black metal, żadne jęki, żadne wrzaski, ale najprostsza stylizacja na muzykę do filmów z lat 50- tych i 60-tych – moja żona przerażona krzyknęła do mnie, żebym to natychmiast wyłączył.
      Czemu o tym piszę? Czy nie lepiej by było, w ogóle to coś zamilczeć i nie wynosić tego na zewnątrz? Otóż chyba jednak nie. Z tego, co widzę, to jest coś, co musi już wkrótce opanować umysły znacznej części użytkowników Sieci. Już dziś, moje dziecko informuje mnie, że znaczna część z jej znajomych na Facebooku, ma ten projekt polubiony. To są dziś zaledwie dwa krótkie filmy, które na youtubie – a jest to projekt wyłącznie polski – mają pół miliona odtworzeń, i kilka pozornie zupełnie neutralnych obrazków na Facebooku z niemal 50 tysiącami „lajków”. Od stycznia. Z tego co czytam, niedługo pojawić się ma coś specjalnego, tymczasem jednak autorzy projektu zadają sympatykom kolejne zagadki.
       No ale jest jeszcze coś, co zachowałem już na sam koniec, jako refleksję, do której poważnego potraktowania serdecznie zachęcam. Tenktórynieomijażadnejokazji ma dziesiątki sposobów, żeby nas uwieść, i nie dajmy sobie wmówić, że prosty satanizm jest najbardziej z nich wszystkich skutecznym. Proszę mi uwierzyć: Kiedy widzimy, jak Nergal stoi przed tłumem oszalałych dzieci w skórach, drze Biblię i wielbi imię Złego, to jest wyłącznie częścią niemal całkowicie nieszkodliwej popkultury. Te wszystkie kozły, lucyfery, by już nie wspomnieć o tych pisanych gotykiem nazwach zespołów, mają nas wyłącznie uśpić. Nawet ci poganie z Kapeli Ze Wsi Warszawa, to są zaledwie hobbyści. No i jeszcze jedno – niech ci wszyscy, którzy mają nadzieję na to że w piekle będą sobie mogli posłuchać wypasionego norweskiego black metalu, porzucą te nadzieje. Tam panuje wyłącznie szelest, skwierczenie i niewyraźne bardzo mamrotanie.
      Poniżej link. Nie zachęcam i zapewniam, że pierwsza minuta z pewnością każdemu wystarczy.
 
Szczerze zapraszam do naszej księgarni pod adresem www.coryllus.pl. Tam nie ma śladu śmierci. Samo życie. I cała kupa bardzo solidnych talizmanów na wszelkie okazje.
     
 
      
     
      

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura