ŻYCIE NA TEMBLAKU 27 BLOG PRZERAŻENIE ŻYCIE NA TEMBLAKU Kultura Obserwuj notkę 0 10.12.2008 BLOG Tam, skąd uciekając, ratowałem się przed sobą, panowała jasność i dochodziły histeryczne krzyki. Tam, dokąd uciekałem, mogłem spodziewać się bezpieczeństwa, wyzwolenia, odnajdowałem półmrok, ciszę, uspokojenie. Tam, skąd rejterując, ratowałem się przed sobą, panował mrok. Tam, dokąd biegłem potykając się o swoje nogi, mogłem odnaleźć dzień i ukojenie. Wspinałem się, gnany koszmarem, a strach pętał mi każdy następny krok Za plecami słyszałem złowrogi chrzęst żwiru i gałęzie zagajnika pękające pod ciężarem butów, trzaskające pod naciskiem pośpiechu. Snopy świateł przecinały las, paraliżowały mnie. Przeszedłem przez polanę i ukryłem się za głazem. Umordowany, rozeźlony tym, że nie potrafię ich zgubić, spojrzałem w dół. Strażnicy podążali moim tropem, szli w górę, zdawali się być tuż za mną, doganiali mnie to z przodu, to z tyłu, niemal deptali po moich śladach i jak nawałnica wyprzedzali mnie ze wszystkich stron. Rozróżniałem ich schylone sylwetki, srogie gęby poczciwych sadystów, a w dłoniach dostrzegałem podekscytowane, rozbiegane latarki. Poznawałem stalowe, zsiniałe z oburzenia, katońskie oczy, zezłoszczone, nienawistne i skupione, wlepione w ziemię, a grube karki podtrzymujące głowy, a taśmy wąskich, zaciętych, nieubłaganych ust, przesuwały się tak blisko mnie, że aż kusiło, by ich dotknąć; widziałem je z taką wyrazistością, jak gdybym siedział wśród nich, pogrążony w przyjaznej rozmowie z nimi, pochłonięty usypiającą wymianą uwag nie zobowiązujących go do niczego. Zmęczony dezercją, jeszcze raz spojrzałem w dół i doznałem dziwacznego wrażenia: na dole nic się nie działo, żaden ruch nie zakłócał nocy, nie było żadnego rejwachu; światła wieżyczek niemrawo muskały dach, a przy ognisku kosmaty drapichrust siedział w kucki. Goniły mnie teraz przekleństwa, raziły światła, ścigały sny i nawet odległy blask pochodni dopadał mnie z większą intensywnością, a za plecami słyszałem złowrogi chrzęst żwiru i rozsuwanie gałęzi zagajnika. Gałęzie pękały pod ciężarem butów, trzaskały pod naciskiem pośpiechu. Umordowany, rozeźlony tym, że nie potrafię zgubić swoich prześladowców, spoglądam w dół. Strażnicy, którzy podążają moim tropem, pokonują górę i wdzierają się na jej szczyt, gdzie jest mój kres, skąd rozciąga się widok na brak nadziei. Wyobrażam sobie, że są coraz bliżej mojej kryjówki. Widzę, że osaczają mnie, zacieśniają krąg, są tuż za mną, doganiają mnie z przodu i z tyłu, zbliżają się jak nawałnica, jak rozjuszona tyraliera wyprzedzająca mnie ze wszystkich stron naraz, widzę, że na ich czele maszeruje korytarzowy, widzę, jak dźwiga przed sobą brzuch oderwany od kurczaka na zimno, jak jest wściekły, że zmusiłem go do latania po wertepach. Najwyraźniej dyrygował owym pandemonium, bo wydawał z siebie dosyć sprzeczne i wojownicze komendy, chaotyczne nakazy, których albo nie słyszano, albo nie traktowano z odpowiednią atencją. Strażnicy spierali się, nie byli pewni, gdzie mnie poniosło, gdzie się przyczaiłem, dokąd zmierzam. A przecież prawie nadeptywali mnie w ciemnościach, a przecież prawie rozróżniałem ich sylwetki, poznawałem stalowe, zezłoszczone, nienawistne i skupione, wlepione w ziemię oczy, poznawałem grube karki podtrzymujące głowy, wąskie, nieubłagane usta. Ich twarze przesuwały się tak blisko, że aż kusiło mnie, by ich dotknąć. Nieomal czułem ich odrażającą obecność, ich lepką tkliwość, ich pogardliwy, przedrzeźniający rechot. II Umordowany, rozeźlony tym, że nie potrafię zgubić swoich prześladowców, spoglądam w dół. Strażnicy, którzy podążyli moim tropem, wreszcie odnieśli sukces: wreszcie pokonali górę i, wiwatując, wdzierają się na jej szczyt, gdzie jest mój kres, skąd rozciąga się widok na brak nadziei. Wyobrażam sobie, że są coraz bliżej mojej kryjówki. Widzę, że osaczają mnie, zacieśniają krąg, są tuż za mną, doganiają mnie z przodu i z tyłu, zbliżają się jak nawałnica, jak gniewna tyraliera wyprzedzająca mnie ze wszystkich stron naraz, widzę, że na ich czele maszeruje korytarzowy, widzę, jak dźwiga przed sobą brzuch oderwany od kurczaka na zimno, jak jest wściekły, że zmusiłem go do latania po wertepach. Strażnicy spierali się, nie byli pewni, gdzie mnie poniosło, gdzie się przyczaiłem, dokąd zmierzam. A przecież prawie nadeptywali na mnie w ciemnościach, a przecież prawie rozróżniałem ich sylwetki, nieomal czułem na sobie ich odrażającą obecność, ich lepką tkliwość, ich pogardliwy, przedrzeźniający rechot i przypomniałem sobie, że wczoraj, w dzień zaczynający się wzmożonym ruchem, zaraz po biciu w dzwony pobliskiego kościoła, zapragnąłem zdrzemnąć się, choć na chwilę pozwolić sobie na niepamięć, ale zamiast snu, zapadłem w coś podobnego do jawy i z konsternacją zauważyłem, że choć leżę w swoim legowisku, to jestem mokry, jak po kąpieli w gliniance, a w ręku trzymam wyrwany strzępek sierści swojego nadzorcy. O mnie ŻYCIE NA TEMBLAKU Nowości od blogera Udostępnij Udostępnij Skomentuj Kultura Wyjątkowa Wigilia w tym roku Amstern Kultura Wigilia i Święta na morzu seafarer Kultura Boże Narodzenie 2025 Wojtek Kultura W poprzednie święta Chabior zrobił 16 kilo karpia w galarecie. Teraz idzie na rekord Redakcja Komentarze Pokaż komentarze Inne tematy w dziale Kultura #Święta, rocznice W poprzednie święta Chabior zrobił 16 kilo karpia w galarecie. Teraz idzie na rekord Życzenia świąteczne od pary prezydenckiej i premiera. „Niech ucichną wszystkie spory” Tusk nie pozostał dłużny Nawrockiemu. Premier odwdzięczył się uszczypliwym wpisem #Media Cios dla Solorza. Przegrał z dziećmi walkę o imperium Rymanowski żegna się z programem Polsatu News. Zamieścił symboliczny moment Rymanowski odsunięty od ważnego programu w Polsacie. Efekt jego rozmów na YouTube?
Kultura W poprzednie święta Chabior zrobił 16 kilo karpia w galarecie. Teraz idzie na rekord Redakcja