Oburza mnie wesoły świat panów ze świecznika. To, że jestem wobec nich bezradny ze wstydu. Denerwuje mnie fakt, że gdy nie sprawdzą się, nie wypadają z obiegu i idą do diabła, nie trafiają na wysypisko dla kołków, lecz, w ramach rekompensaty, zesłani zostają na Baleary, a na miejsce po nich wskoczy kolejny głąb w biurokratycznym kaftanie bezpieczeństwa. Osoby te decydują o finansowych zapomogach, o dotacyjnej kroplówce dla kultury, a jednocześnie wyrzucają w błoto miliardy złotych na produkcję zapewnień o potrzebie zaciskania pasa.
Gdy słucha się ulicznych debat i sejmowych pyskówek, że czegoś tam nie można zrobić, czegoś nie dostaje, że coś musi zostać zniszczone, żeby było jak reformować, każda taka wypowiedź rozważana oddzielnie - bywa słuszna, trąci sensem, jest umocowana w zdrowym rozsądku i zawiera elementy racjonalne. Lecz po głębszej refleksji okazuje się, że to zwyczajne bicie elokwentnej piany, bo wszystkie te wypowiedzi wzięte razem udowadniają, dlaczego nie można iść do przodu z rozwiązywaniem problemu, że nadal tkwimy w przytulnej niemocy i ciągle - istniejąc wśród dobrych zamiarów - przebywamy w krainie gnuśnych pozorów.
Inne tematy w dziale Kultura