Wstęp
Wakowało stanowisko i należało je zapełnić. Problem ten zakwalifikowano do łatwych: starczy skrzyknąć wolnych znajomych i do ataku. Ale nie w moim miasteczku, gdzie znajomych brakuje od zawsze; godne zaufania osoby siedzą po mamrach, a niedobitki smutasów walają się po rozdrożach. Po długotrwałych debatach uradzono, że zanim znajdzie się NOWIUTKIEGO, z sąsiedztwa sprowadzi się awaryjną niedojdę i już na miejscu dokona się odpowiedniego szkolenia.
Rozwinięcie
Zazwyczaj senna dziura, ożywiła się pod wpływem świeżego niezguły. Stary przestał już rozbawiać kogokolwiek. Wypompował się z entuzjazmu. Razem ze swoim ociężałym dowcipem, smętnie truchtał pomiędzy płotami, powoli gibał się na nagrobkową stronę, zamyślał na nieznaną intencję, drzemał w pozach co najmniej sprośnych. Ręce miał znoszone, brzuch nieforemny, a nogi sękate. Nadawał się na złom dla clownów. Jego kawały nikogo już nie bawiły i nadaremnie potykał się na bananach. Rzucanie tortem w burmistrza też było nudne za setnym razem.
Nowy był za to śmieszek i jajcarz. Tryskał humorem i pomysłami, co było dziwne, bo pracował na pół etatu, czyli za pół darmo i jakby społecznie. Był to facet młody, jeszcze nie potłuczony przez życie, żył samotnie i oszczędnie, a najważniejsze: miał własny sprzęt rozweselający.
Nazywano go Głupi Jaś, ale po godzinach zwał się mgr Biznesmen. Jak to nowy, nie zostawił na nas suchej nitki, a na deser sparodiował sam siebie.
Zakończenie
Tymczasem, gdy młody łupał dowcipem, jego poprzednik przechodził na emeryturę; przygasł, oklapł, pożywiał się kleikiem i łowił nieświeże ryby.
Inne tematy w dziale Kultura