Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
276
BLOG

100 lat traktatu ryskiego

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Andrzej Owsiński

100 lat Traktatu Ryskiego

(klęska po zwycięstwie)

Trzeba chyba zacząć od tego, o czym rzadko się wspomina, a mianowicie, że polska delegacja do Rygi była kontynuacją „kapitulanckiej” delegacji do Mińska (wówczas Litewskiego) wysłanej na początku sierpnia 1920 roku z poleceniem błagania bolszewików o pokój i przyjętej z oporami sowieckimi jedynie na skutek protekcji brytyjskiej (skąd my to znamy?).

Zmiany jakie nastąpiły w tym raczej zbiegowisku niż delegacji (80 osób łącznie z pomocnikami) były niewielkie, z jedną istotną, a mianowicie włączeniem do niej Leona Wasilewskiego, przedstawiciela Naczelnika Państwa.

Nie miało to większego znaczenia wobec arbitralnego rządzenia w tej delegacji przez Stanisława Grabskiego, wspieranego przez delegatów sejmowych i podporządkowanego mu „ludowego” przedstawiciela rządowego – Dąbskiego.

Czegoś tak kuriozalnego jak polska delegacja w Rydze nie było chyba w historii dyplomacji. Wewnętrznym negocjacjom polskiej delegacji poświęcano więcej czasu niż pertraktacjom z Sowietami.

Można na wstępie postawić zarzut Piłsudskiemu, że jako Naczelnik Państwa dopuścił do tak kompromitującej reprezentacji Polski. Niestety w tym czasie, we wrześniu 1920 roku Piłsudski, jako Wódz Naczelny, zajęty był przygotowaniem bitwy niemeńskiej, która miała zadecydować o losach wojny.

Bitwa zaczęła się 20 września i 26 września była praktycznie zakończona pełnym zwycięstwem wojsk polskich przesądzającym o zwycięstwie w wojnie. Wprawdzie nie udało przeprowadzić zamierzonych „Kann” ze względu na pośpieszną, a raczej paniczną ucieczkę bolszewików, ale armia Tuchaczewskiego była rozgromiona i Lenin nie pozwolił mu na jeszcze jedną próbę jej odtworzenia.

Sowiety znalazły się zresztą, ze względu na ciągle jeszcze prowadzone walki wewnętrzne i całkowite wyczerpanie zapasów, a nawet bunty głodowe, w sytuacji przymusowej. W związku z tym został całkowicie zmieniony skład sowieckiej delegacji, przygotowany na daleko idące ustępstwa.

Grabski natomiast i jego współpracownicy byli jeszcze najwyraźniej przesiąknięci stanem ducha z początków sierpnia i wielkimi obawami przed sowiecką potęgą, dążyli do jak najszybszego rozpoczęcia rozmów nie czekając na rozstrzygnięcia na polu walki. To kapitulanckie nastawienie potwierdza bezprawna i zakulisowa decyzja Grabskiego podjęta w wyniku osobistego porozumienia z Joffem - przewodniczącym sowieckiej delegacji - o uznaniu przez delegację polską za przedstawiciela Ukrainy fikcyjnego przedstawiciela USSR – Manuilskiego, wbrew umowie polsko ukraińskiej z rządem Petlury, sojusznikiem Polski w tej wojnie. Była to oczywista zdrada domagająca się natychmiastowego odwołania Grabskiego, oddania go pod sąd i zmiany składu całej delegacji.

Niestety nie było komu tego zrobić bo Piłsudski był zaangażowany wojną, a sejm i rząd „ludowy” chciały jak najszybszego zawarcia pokoju, a przy okazji zrobienia na złość Piłsudskiemu z jego ideą federacyjną.

Okazało się w rezultacie, że polskie roszczenia wobec Sowietów są znacznie mniejsze od tego, na co byli oni przygotowani. W wyniku tego otrzymaliśmy obszar znacznie mniejszy od faktycznych zdobyczy wojennych, a wyznaczone granice odpowiadały granicom po drugim rozbiorze Polski. Oznaczało to w ocenie historycznej klęskę. Wyobrażam sobie zdumienie i drwinę z „głupich Polaczków” po stronie sowieckiej.

Ale przecież sprawa granic to wcale nie największa klęska tego traktatu. Pozostawienie w bolszewickich łapach na śmierć, męczeństwo i poniewierkę kilkumilionowej rzeszy Polaków, nie mówiąc już o należnych żądaniach odszkodowań materialnych, stanowi ciężkie oskarżenie wobec całej delegacji, a nie tyko Grabskiego i Dąbskiego. Protesty Wasilewskiego i Zwierzchowskiego były, niestety, spóźnione.

Żeby ostatecznie ocenić postawę ówczesnych polskich władz trzeba stwierdzić, że i Piłsudski też podziela odpowiedzialność za treść tego traktatu, ratyfikując go pośpiesznie już w kwietniu 1921 roku.

Utrudniło to nam, między innymi, rozmowy sojusznicze w Paryżu, gdyż nie mogliśmy karty sowieckiej rozegrać w negocjacjach z Francuzami, oczekującymi na zaangażowanie Polski w przywrócenie Rosji związanej sojuszem z Francja, a przede wszystkim otwartej na ekspansję ekonomiczną.

Z Sowietami zawieranie jakichkolwiek umów należało traktować specyficznie. Władza bolszewicka, o mentalności bandyty i oszusta, nie była wiarygodna. Natomiast rozejm zawarty w ich interesie mógł liczyć na dotrzymanie do chwili w której uznają, że mogą go złamać. Taka przecież była wartość paktu o nieagresji z 1932 roku przedłużonego na sowiecką propozycję w 1934 roku.

Niedopuszczalną naiwnością było uznanie, że traktat gwarantuje nam bezpieczeństwo od strony sowieckiej. Takie bezpieczeństwo można było uzyskać jedynie przez jak najdalej idące osłabienie Sowietów. Niestety okazało się że przyczynił się do ich wzmocnienia.

Na taki rezultat zwycięskiej wojny, której wrażenie klęski przeciwnika zostało wzmocnione wspaniałym zagonem na Korosteń, świadczącym o wielkiej przewadze wojska polskiego nad bolszewickim, złożyło się kilka czynników:

- brak jednolitej polskiej polityki państwowej szczególnie w odniesieniu do wschodnich sąsiadów,

- niechęć, a nawet nie ukrywana nienawiść w stosunku do Piłsudskiego ze strony wielu wpływowych polityków, niekoniecznie „prawicowych”,

- wyraźne zmęczenie Piłsudskiego, zarówno wysiłkiem organizacyjnym, jak i prowadzeniem wojny, a przede wszystkim zniechęcenie widoczną i niekiedy przybierającą brutalne formy nagonką na niego, ale też i uwidoczniającą się formułą państwa sprzeczną z jego ideą.

Trudno bowiem wyobrazić sobie Piłsudskiego jeszcze sprzed dwóch lat dopuszczającego do takiej klęski jego podstawowej idei i to zadanej z rąk współrodaków.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura