Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
164
BLOG

Co to znaczy "zostawić kogoś w spokoju"?

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Społeczeństwo Obserwuj notkę 4

Andrzej Owsiński

Co to znaczy: „zostawić kogoś w spokoju”?

Pod tytułem „zostawcie młodych w spokoju” spostrzegłem notkę w popularnym portalu i zainteresował mnie ten apel zaopatrzony stylizowanym portretem atrakcyjnej młodej damy.

Coś mi się wydało nieprzystającego do siebie, taka młoda osoba, jak na tym obrazku, czuła by się przynajmniej bardzo niezadowolona, gdyby zostawiono ją w spokoju. Młode osoby płci pięknej, co widać na załączonym obrazku, pożądają zainteresowania i różnego rodzaju kontaktów. Młodzi ludzie płci znacznie brzydszej, przynajmniej od demonstrowanej osoby, może w nieco mniejszym stopniu, ale też nie chcą być „pozostawiani w spokoju”.

Dla zorientowania się o co chodzi zajrzałem do notki i stwierdziłem, że chodzi nie o młodych ludzi, ale o dzieci, którym tak jakby przymusowo narzuca się lekcje religii.

O ile wiem, w odróżnieniu od moich szkolnych czasów, lekcje religii nie są obowiązujące, ale że się odbywają w szkole to już drażni niektórych o skrajnie „liberalnych” poglądach, nie tolerujących wszelkich objawów niezgodności z ich poglądami. Według nich każdy broniący nauki religii w szkołach to wredna ciemnota, którą powinno pozbawić się kontaktu z młodzieżą szkolną.

Gdyby nie świadczyło to o ponurym charakterze głosicieli takiego zdania, to bym uznał to zjawisko za dość zabawne w zestawieniu z wojującym komunistą jakim był gomułkowski minister oświaty Bieńkowski. Otóż po październiku 1956 roku wprowadził on do szkół lekcje religii, kiedy zaś towarzysze partyjni zareagowali gwałtownie, odpowiedział im: dlaczego się oburzacie, przecież wiecie, że materializm dialektyczny zwycięży w każdej konkurencji, a przecież w szkole go nie brakuje. Niech zatem zwycięży w bezpośredniej konfrontacji bez możliwości posądzenia o obawę.

PRL jednak w dalszej historii zachował się tak, jak tego wymaga autorka notki, „dał spokój młodym” i wyrzucił ze szkoły lekcje religii, Bieńkowskiego zresztą też. Był to jeden z licznych przykładów „wolności” jaka powinna panować w szkołach według współczesnych „liberałów”.

Lekcje religii wyniosły się głównie do pomieszczeń kościelnych, co było oczywistym utrudnieniem z wielu powodów. Tym nie mniej dzieci dość licznie na nie uczęszczały, mimo stosowania w odniesieniu do rodziców częstokroć dokuczliwych szykan.

Po wielu latach przypadkowo stwierdziłem wypadek oczywistej peerelowskiej szykany w stosunku do dziecka. Otóż będąc z wnuczkami na spacerze w parku mokotowskim natrafiłem na gromadkę dzieci z nauczycielką, która ironicznie pytała jakiegoś chłopaczka: „Czego cię Jasiu uczą na tej twojej religii?” Cel pytania był oczywisty – skompromitowanie chłopca wobec całej klasy. Ku mojemu zdumieniu mniej więcej dziesięcioletni chłopaczek odpowiedział spokojnie: „Uczą mnie żeby kochać wszystkich ludzi i panią też”.

W nauczycielkę jakby piorun strzelił, a ja nie mogłem się powstrzymać. Zawołałem: „Brawo!” I zacząłem klaskać, co natychmiast powtórzyły wnuczęta, nie bardzo orientując się o co chodzi, ale z pewnością o uznanie dla chłopaczka, a co ważniejsze do oklasków przyłączyły się też podopieczne pani nauczycielki. Jedyną jej reakcja było natychmiastowe zabranie dzieci.

Ubocznym skutkiem, ale też istotnym, jest wiedza, opowiadał mi jeden z ważnych dyrektorów za PRL, że w trakcie rodzinnego zwiedzania Wawelu oglądali arrasy i córka, która zdążyła chodzić na religię w szkole, potrafiła je opisać, natomiast syn nie miał pojęcia co przedstawiają. A to wielka szkoda – stwierdził.

Ciekawe, ale współczesnych „liberałów” nie oburza nauczanie totalnej antyreligii w postaci materializmu dialektycznego, relatywizmu szczególnie moralnego, a przede wszystkim nienawiści ziejącej do wszystkiego, co nie zgadza się z ich poglądami. Mamy wyraźnie do czynienia z kontynuacją wojny prowadzonej przez komunę, tylko w nieco innej formie. Wykorzystuje się słabości ludzkie w zorganizowanych akcjach domagania się „zrównania w prawach” co w praktyce oznacza nadanie im przywilejów. Co najważniejsze: - w krajach cywilizowanych nikogo nie prześladuje się za odmienne praktyki seksualne pod warunkiem nie naruszania prawa karnego.

Skutkiem tego rodzaju akcji stało się zburzenie dotychczasowej otoczki dyskrecji wokół intymnej sfery życia ludzkiego, zmierza się do traktowania np. stosunków seksualnych jako formy jawnych kontaktów międzyludzkich.

Potraktowanie tego problemu jako jeszcze jednego, atrakcyjnego elementu powszechnej rozrywki udostępnionej wszystkim z dziećmi włącznie uczyni ludzi niewolnikami jej organizatorów, tak jak ma to miejsce obecnie w stosunku do producentów elektronicznych gadgetów czy samochodów.

Można określić, że najprymitywniejszym celem tych wszystkich zabiegów o niszczenie naszej kultury, jest zysk, I będzie to prawdziwe, tylko z jednym uzupełnieniem, że w dalszej przyszłości niesie to całkowite zniewolenia i uczynienie ludzkości bezwolnej masy podporządkowanej ustanowionym warunkom życia z prawem do zabijania na czele.

Czego nie udało się osiągnąć komunie działając przemocą, może znacznie łatwiej udać się „liberałom” mamiąc blichtrem „życia dla użycia” i całkowitej „wolności”.

Skutek będzie oczywisty, obok świata rozpasanej wolności i uciechy dla nielicznych wybranych, nastąpi świat przemocy, ucisku i gwałtownej eliminacji wszelkich objawów sprzeciwu dla pozostałych. Przeżywaliśmy już to, ale czeka nas jeszcze gorsze oblicze tego samego

Przy okazji można przypomnieć, że wrogowie naszej kultury utożsamiają kościół katolicki z hierarchią duchowną, a rzeczywiste i rzekome grzechy jej przedstawicieli przypisując całemu kościołowi. Po pierwsze kościół to „zgromadzenie wiernych”, których nieliczną część stanowią osoby konsekrowane, grzechy mogą popełniać poszczególni ludzie (nawet zbiorowo), ale nie kościół.

Nikt nie osądza szkoły za to, że nauczyciel dopuścił się nadużycia swojej pozycji. Niestety, w kościele wielu hierarchów akceptuje stanowisko, że utożsamiają oni kościół. Autorytet moralny zdobywa się postawą, a nie fioletami i purpurą, papież jako namiestnik chrystusowy powinien zadbać o przestrzeganie apostolskiej skromności, żeby przestała być aktualna różnica afirmująca się w sposobie poruszania: zamiast „per pedes apostolorum, per Mercedes episcoporum”.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo