Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
102
BLOG

78 rocznica konferencji jałtańskiej

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Polityka Obserwuj notkę 4

Andrzej Owsiński

78 rocznica konferencji jałtańskiej

Ostatnio napisałem, że to co dziś przeżywamy w związku z wojną na Ukrainie jest pokłosiem konferencji jałtańskiej. Można to o tyle podważać, o ile zbiegowisko na Krymie w dniach 4-11 lutego 1945 roku można w ogóle nazwać „konferencją”. Umierający Roosevelt przyjechał wyłącznie po to, żeby wyrazić zgodę na wszystkie żądania Stalina i zaoferować jemu jeszcze udział w grabieży zdobyczy japońskich. Stalin okazał się bezlitosny i nie wyraził zgody na zaspokojenie pokornej prośby człowieka stojącego nad grobem o drobiazg w postaci Lwowa, którym mógłby się pochwalić przed amerykańską Polonią tradycyjnie głosującą na Roosevelta. Churchill wraz z córką przyjechali wyłącznie po to, żeby wypić przynajmniej hektolitr „wspaniałego” sowieckiego szampana, zagryzając oryginalnym astrachańskim kawiorem. W odróżnieniu od niego szampan podobno był francuski opatrzony jedynie sowiecką etykietką.

„Konferencji” żadnej nie było, gdyż treść końcowego protokołu została podyktowana przez gospodarza, oszczędzającego fatygi gościom.

Gestem ze strony Stalina było odesłanie do rozmów pokojowych niektórych decyzji krępujących aliantów, bowiem zbyt ostentacyjnie wskazujących na dyktat sowiecki. Wiadomo było jednak, że nikt nie naruszy decyzji podjętych przez Stalina. To, co stało się w Europie było już postanowione przed konferencją, w jej trakcie zostały te postanowienia ogłoszone w niekiedy tylko nieco zawoalowanej formie, z typowymi bolszewickimi propagandowymi frazesami o „wolności i demokracji”.

Jako nowość można potraktować sowieckie zobowiązania do włączenia się do wojny z Japonią, co zostało przedstawione jako sukces Roosevelta, wart ustępstw w Europie. Faktycznie udział w tej wojnie Sowietów nie był potrzebny Stanom Zjednoczonym, gdyż toczyła się ona na morzu i w powietrzu, gdzie sowiecka armia nie miała możliwości udzielenia pomocy.

Wpuszczenie Sowietów na okupowane przez Japończyków obszary kontynentu azjatyckiego stwarzało sytuację podobną jak w Europie, bez możliwości ich usunięcia. Mogła być w tym pociągnięciu chęć ze strony amerykańskiej wyeliminowania wpływów brytyjskich, co zresztą stanowiło przysłowiową zamianę siekierki. Oczywiście Sowiety wykorzystały zaproszenie do grabieży w Mandżurii, uzyskania wpływów w Korei i w Chinach, a także do zagarnięcia Kuryli. Tym wszystkim spowodowano zagrożenie na obszarze dalekiego wschodu nie mniejsze aniżeli ekspansja japońska.

Oddanie owoców zwycięstwa przez Roosevelta Stalinowi zarówno w Europie jak i na dalekim wschodzie stanowi zagadkę, chyba największą z całej II wojny światowej. O ile w Europie udział sowiecki był największy, o tyle w wojnie z Japonią nie miał żadnego znaczenia strategicznego. Zwycięstwo amerykańskie nastąpiło wyłącznie w wyniku kapitulacji, nakazanej przez cesarza jako skutek wyniszczających bombardowań, w tym atomowych. Ale trzeba pamiętać, że największe straty przyniosło bombardowanie konwencjonalne Tokio. Zdobywanie Filipin było konsekwencją zobowiązania Mac Arthura do „powrotu” w czasie jego niezbyt chwalebnej ucieczki przed japońską ofensywą. Ani archipelag indonezyjski, ani japońskie zdobycze kontynentalne w Azji nie musiały być zdobywane, podobnie jak i wyspy japońskie. Wystarczyła kapitulacja nakazana przez cesarza.

Po stronie amerykańskiego sztabu było nieodzowne przygotowanie planu ewentualnego zdobywania całego japońskiego stanu posiadania, musiała jednak istnieć świadomość, że kapitulacja cesarska uczyni zbędnymi dalsze działania wojenne.

I tak ostatecznie się stało, a Stalin dostał jeszcze jeden prezent.

Mimo ogromnej literatury i mnóstwa przytoczonych szczegółów nikt dotąd nie wyjaśnił jaki był powód całkowitego oddania Roosevelta Stalinowi. Wspomina się o lobby żydowskim, któremu Sowiety obiecały wsparcie w sprawie Izraela. Ale przecież możliwości faktycznego działania w tym zakresie były ze strony sowieckiej minimalne. Tworzenie sojuszu dla likwidacji imperium brytyjskiego nie wymagało tak daleko idących awantaży, a nawet podporządkowania. Była natomiast w Ameryce bardzo rozpowszechniona wiedza o zagrożeniu komunistycznym, wrogim dla amerykańskiego stylu życia. Znane są przypadki szeroko stosowanego po dziś przekupstwa ze strony sowieckiej, a obecnie rosyjskiej. Wydaje się jednak że w stosunku do Roosevelta było to niemożliwe.

Po Teheranie, w którym nastąpiło ujawnienie jego postawy, a szczególnie wyraźnie niechętnego stosunku do Churchilla, ku uciesze Stalina, pozwalającego sobie na jawne kpiny z brytyjskiego premiera, do których Roosevelt usłużnie się przyłączył, Jałta była już otwartym i całkowitym poddaniem się „ojcu narodów”.

Celem spotkania w Jałcie było przygotowanie aliantów zachodnich do spełnienia stalinowskich żądań na konferencji pokojowej. Wprawdzie do niej nie doszło, ale decyzje podjęte w Poczdamie ją skutecznie zastąpiły i wszystkie zapadły pod dyktando Stalina, któremu zresztą odpowiadały warunkowe sformułowania w stosunku do zachodnich granic Polski.

Wiedział bowiem dobrze, że to on będzie decydował o dalszych losach wszystkich obszarów znajdujących się pod jego faktyczną kontrolą.

Na tym tle należy traktować jako naiwność zdanie o możliwości odrzucenia stalinowskich propozycji, posiadających w chwili zgłoszenia moc decyzyjną. Potraktował on te konferencje jak swoje własne biuro polityczne, na którym stosował powszechnie formę bezosobową: „jest taka propozycja” i sprawa była rozstrzygnięta.

Tak zwana „polska delegacja” przespała sprawę możliwości otrzymania więcej niż faktycznie uzyskano, zgłaszając wnioski przed decyzją o przydziale terytoriów „polskiej administracji”, która musiała wyprzedzać podział na strefy okupacyjne.

Nie wykluczone, że Stalin mógł wprowadzić zmiany ex post, ale mu się tego już nie chciało. Ostatecznie dla niego były to już drobiazgi w zestawieniu z problemem organizacji świata po wojnie i pod tym względem Roosevelt poszedł na rękę Stalinowi, oferując mu jeszcze jedną trybunę propagandowo-dywersyjną w postaci formy organizacji ONZ z prawem veta w Radzie Bezpieczeństwa.

Po Jałcie ciągle żyjemy w świecie jak z „Portretu” Mrożka, wszystko co się dzieje nosi na sobie piętno stalinowskich decyzji z tamtych czasów. I to w siedemdziesiąt lat po jego śmierci przypadających 5 marca tego roku.

Może w wyniku wojny ukraińskiej uda się wreszcie je definitywnie obalić i budować świat na normalnych, ludzkich zasadach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka